Выбрать главу

– Wszystko jeszcze przed tobą, Makarze – powiedziałam półgłosem. – Wszystko będzie – i dziewczyny, i noc na plaży, i…

Podniósł głowę i popatrzył na mnie – drwiąco? Pobłażliwie? „Nie będzie” – mówiły jego oczy. Nie będzie morza, nie będzie nagiej piękności na brzegu. Wszystko będzie inaczej – tanie wino w brudnym pokoju akademika, dziewczyna dostępna dla każdego po drugiej szklance, spocone ciało i przepalony, ochrypły szept: „Gdzie pchasz, młody?”

Cyniczna i doświadczona wiedźma o tym wiedziała. I on też to wiedział – ten przypadkowy gość Arteka, chwilowo przebywający na terytorium miłości i przyjaźni. Nie musieliśmy niczego udawać.

– Wybacz, Makarze – powiedziałam i delikatnie poklepałam go po policzku. – On mi się bardzo podoba. A ty rośnij silny, mądry i wszystko ci się…

Odwrócił się i zaczął biec. Niemal dorosły chłopiec, który nie chce tracić ani minuty ze swojego długiego, słonecznego lata, który nie śpi po nocach i wymyśla sobie inne, szczęśliwsze życie.

Ale co ja mogę zrobić? Dzienny Patrol nie potrzebuje ludzi – sług. Wystarczą wilkołaki, wampiry i inna drobnica. Pewnie, że potem sprawdzę Makara. Mógłby z niego wyjść wspaniały Ciemny. Ale marne szanse, że w chłopcu są zadatki Innego.

I moje dziewczynki to prawdopodobnie jedynie zwykli ludzie.

Równie niewiele jest szans, że zadatki na Innego ma Igor…

Może to i lepiej… Jeśli jest człowiekiem, będziemy mogli być razem. Zawulonowi nie będzie wadził mąż – człowiek. Ale męża – Innego nie zniesie…

W zadumie patrząc pod nogi, podeszłam do domku. Igor siedział na tarasie, strojąc gitarę. Obok niego było dwóch chłopców – strażnik ognia Aloszka i pulchny chłopiec, wyglądający na chorego, którego nie było na ognisku.

Igor patrzył na mnie i uśmiechał się. Chłopcy coś powiedzieli, przywitali się, a my nie powiedzieliśmy nic – wszystko można było przeczytać w spojrzeniu. I wspomnienie tej nocy, i obietnicę następnej… i jeszcze następnej…

Miał też w oczach lekkie zmieszanie i smutek. Jakby coś go bardzo martwiło. Kochany, gdybyś znał mój smutek… Gdybyś wiedział, jak mnie trudno się uśmiechać…

Niech nie będzie w tobie zadatków na Innego, Igorze. Niech koleżanki się ze mnie śmieją. Zniosę to. A o Zawulonie nigdy się nie dowiesz. O Patrolu też nie. Będziesz się tylko dziwił, że tak ci się wiedzie w życiu, że robisz karierę, cieszysz się idealnym zdrowiem – dam ci to wszystko!

Igor przesunął palcami po strunach i popatrzył łagodnie na swoich chłopców. Zaśpiewał:

Boję się trupów i lęk budzi niemowlę

Obmacuję palcami swoją własną głowę

Zlany zimnym potem w środku nocy się budzę

Czy naprawdę jestem taki jak ci wszyscy ludzie?

Ludzie, którzy mieszkają pode mną

Ludzie, którzy mieszkają nade mną

Ludzie, którzy chrapią za ścianą

Ludzie, którzy żyją pod ziemią…

Oddałbym wiele za parę skrzydeł

Oddałbym wiele za trzecie oko

Oddałbym wiele za czternaście palców

Całkiem innym gazem oddycham głęboko!

Słone są ich Izy a śmiech w gardle kłuje

Zawsze wszystkim wszystkiego brakuje

Lubią, gdy ich twarze pojawiają się w gazetach

Potem te gazety lądują w klozetach.

Ludzie, którzy dzieci kochają

Ludzie, którzy ludzi zabijają

Ludzie, którzy cierpią czując ból

Do swego żarcia wciąż dodają sól!

Oddaliby wiele za parę skrzydeł

Oddaliby wiele za trzecie oko

Za rękę z czternastoma palcami

Całkiem innym gazem oddychają głęboko!

Wewnątrz mnie poruszyło się coś zimnego. Wstrętne, smętne, beznadziejne uczucie.

Ta piosenka była nasza. Zbyt nasza… zbyt nasza… Inna.

Czułam emocje siedzących obok chłopców. Teraz byłam już prawie Inną, miałam wrażenie, że jeszcze chwila i będę mogła wezwać Zmrok. To było jak wtedy, gdy się kochaliśmy, upajające kołysanie się na huśtawce, balansowanie na ostrzu brzytwy, oczekiwanie na eksplozję, na przepaść pod nogami… Wokół płynęły strumyczki Siły ciągle zbyt topornej dla mnie, to nie bulion nocnych dziecięcych koszmarów, lecz tęsknota chłopca za rodzicami: chyba choruje na serce, rzadko bawi się z innymi dziećmi, chodzi za Igorem jak mały piesek, prawie tak jak Oleczka za mną.

To nie bulion…

Ale mimo wszystko to prawie to, czego potrzebuję.

Nie mogę dłużej czekać!

Pochyliłam się, wyciągnęłam rękę, dotknęłam ramienia chłopca, wchłaniając jego smutek. Omal nie skręciłam się od napływającej energii, ale świat wokół wypełnił się szarym chłodem, mój cień niczym czarna dziura spoczął na deskach werandy i ja upadłam w niego, upadłam w Zmrok, właśnie w tym momencie, gdy…

…gdy Igor wchłaniał w siebie siłę z przytulonego do niego Aloszy, cienki liliowy strumyczek energii: oczekiwanie na figle i przygody, zachwyty i odkrycia, radości i podniecenie – cały bukiet emocji i uczuć zdrowego, wesołego, zadowolonego z siebie i świata dziecka…

Jasny bukiet.

Jasna Siła.

Ciemnym to, co ciemne.

Jasnym to, co jasne.

Wstałam – do połowy w rzeczywistym świecie, do połowy już w Zmroku – na spotkanie wstającemu Igorowi, na spotkanie swojemu kochankowi i ukochanemu, na spotkanie Magowi Światła Nocnego Patrolu Moskwy.

Na spotkanie wrogowi.

I usłyszałam jego krzyk:

„Nie!!!”

I usłyszałam własny głos:

„Nie trzeba!”

Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, okazała się niesłuszna. Nie, Igor nie pracował przeciwko mnie, wykonując chytre plany Nocnego Patrolu. On był pozbawiony Siły – tak samo jak ja. Regenerował się, odpoczywając w Arteku – podobnie jak ja. Nie widział mojej aury i nie przyszło mu do głowy, że ma przed sobą wiedźmę.

Pokochał. Z zamkniętymi oczami. Tak samo jak ja.

Świat był szary i smętny, zimny świat Zmroku, czyniący nas takimi, jakimi jesteśmy, wyciągający Siłę i jednocześnie pomagający ją odnaleźć. Ani dźwięków, ani kolorów. Zastygłe liście na drzewach, zamarłe figurki chłopców, zawisła w powietrzu gitara – Igor wypuścił ją, wchodząc w Zmrok. Tysiące lodowatych igiełek kłuło skórę, wyciągając ze mnie niedawno odzyskaną energię, ale ja znowu byłam Inną, znów mogłam czerpać Siłę z otaczającego mnie świata. Wyciągnęłam rękę i wyjęłam wszystkie ciemne uczucia, które były w pulchnym chłopcu – już nie czując problemów z wchłanianiem Siły. Już nie zwracając uwagi, co i jak robię. Lekko. Jak zwykle.

To samo robił Igor z Aloszką, może mniej umiejętnie, Jaśni bardzo rzadko bezpośrednio wyciągają Siłę, spętani idiotycznymi ograniczeniami, ale on wypił jego wesołość do dna, a ja poczułam nienaturalną radość z powodu swojego ukochanego, swojego wroga, Jasnego Innego, który znowu odzyskał siłę…

– Alicjo…

– Igorze…

Było mu ciężko. Było mu znacznie trudniej niż mnie. Jaśni przez całe życie gonią za iluzjami, pełni fałszywych nadziei. Nie umieją przyjąć ciosu. Ale on przyjął i wytrzymał. I ja też się trzymałam… trzymałam… trzymałam…

– Jak głupio – wyszeptał. Potrząsnął głową. Dziwny gest w tej szarej mgle, w Zmroku… – Jesteś… jesteś wiedźmą…

Poczułam, jak sięga do mojej świadomości – nie w głąb, jedynie powierzchownie, po prostu chcąc się przekonać… albo w nadziei, że się rozczaruje. Nie sprzeciwiałam się. Też sięgnęłam.

I zaśmiałam się – od nieznośnego bólu.

Południowe Butowo.