– Głupi! – krzyknęłam.
I twarz Igora wykrzywiła tak potworna męka, że zrozumiałam – to już koniec.
Światło i Ciemność.
Dobro i zło.
To tylko słowa.
Mówimy różnymi językami i nie zrozumiemy się – nawet jeśli chcemy powiedzieć to samo.
– Odejdź albo cię zniszczę.
Wypowiedział te słowa i wyszedł ze Zmroku. Jego ciało utraciło zarysy, rozmyło się, żeby od razu pojawić się w ludzkim świecie obok chłopców. A ja pobiegłam za nim, wyskakując ze swojego cienia – gdybyż można było wyjść z samej siebie, ze swojej istoty, ze swojego losu!
Nawet zdążyłam zobaczyć, jak pojawiający się w ludzkiej rzeczywistości Igor chwyta gitarę, która już niemal dotknęła podłogi, jak narzuca na swoją wykrzywioną bólem twarz parandżę – nie wiem, jak nazywają ją Jaśni – i jak wyprowadza chłopców z transu. Okazuje się, że wchodząc w Zmrok, pogrążył ich w otępienie. Żeby się nie przestraszyli zastępowych, którzy nagle zniknęli.
Jak to było, Nataszo?
Pewność?
Pewność.
– Czas na ciebie, Alicjo – powiedział Igor martwym głosem. – Chłopcy, co się mówi?
Tylko ja widziałam jego prawdziwą twarz. Tylko rozpacz i nic prócz rozpaczy…
– Do widzenia – powiedział gruby chłopczyk.
– Cześć – rzucił Aloszka.
Nogi się pode mną uginały. Oderwałam się od poręczy werandy, o którą się opierałam… Zrobiłam krok.
– Żegnaj – powiedział Igor.
Ciemno.
To dobrze, że jest ciemno.
Nie muszę tracić sił na parandżę. Nie muszę udawać wesołości. Muszę tylko kontrolować swój głos. Słabe światełko w oknie to drobiazg.
– …I wtedy podzielili się na Jasnych i Ciemnych – mówiłam. – Jaśni uważali, że trzeba oddać swoje życie na rozszarpanie innym. Że najważniejsze jest dawanie, nawet jeśli biorący na to nie zasługuje. A Ciemni twierdzili, że trzeba po prostu żyć. Że każdy zasługuje tylko na to, co sam zdobył w życiu, i na nic więcej.
Moje głupie dziewczynki milczały… Ludzkie dzieci, wśród których nie było ani jednej Innej. Ani Ciemnej, ani Jasnej. Ani czarownicy, ani wiedźmy, ani nawet wampira…
– Dobranoc, dziewczynki – powiedziałam. – Życzę wam dobrych snów, a jeszcze lepiej – żadnych snów.
– Dobranoc, Alicjo…
Ile głosów. Aż dziwne. To przecież nie bajka, to przypowieść, którą zna każdy Inny, Ciemny i Jasny. A jednak nie spały. Słuchały. Byłam już w drzwiach, gdy głosik Nataszy zapytał:
– Czy zaćmienie jest straszne?
– Nie – powiedziałam. – Wcale nie. Tylko trochę smutne. W swoim pokoju po raz kolejny wybrałam numer Zawulona. Abonent czasowo niedostępny…
Gdzie możesz być, Zawulonie, jeśli twój słynny „Irydium” nie działa? Gdzie jesteś? Gdzie?
Nie kocham cię, Zawulonie. I pewnie nigdy cię nie kochałam. Chyba dopiero teraz zrozumiałam, co znaczy miłość. Ale przecież ty mnie kochasz! Przecież byliśmy tak blisko, było nam tak dobrze, podarowałeś mi cały świat… i łyżwy na dodatek… Odbierz telefon! Jesteś moim naczelnikiem, moim nauczycielem, moim kochankiem, powiedz, co mam teraz robić? Gdy zostałam sam na sam ze swoim wrogiem? Ze swoim ukochanym? Uciekać? Walczyć? Umrzeć? Co mam zrobić? Zawulon!
Weszłam w Zmrok.
Cienie dziecięcych snów kołysały się wokół mnie. Uczta… Strumienie energii. Jasnej i Ciemnej. Lęki i smutki, tęsknoty i urazy. Teraz widzę cały „Lazurowy” na wylot. We śnie obraża się chłopiec Dimka, bo koledzy nie zawołali go na lemoniadę. Malej wiercipięcie o przezwisku „Energizer” ktoś zwędził nadmuchiwane koło i teraz ona cicho chlipie w poduszkę. Mój wierny energetyczny dawca, Nataszka, zgubiła w ciemnych zakamarkach snu małego brata i teraz biega, szuka, płacze…
Nie chcę zbierać siły, nie chcę szykować się do walki. Nic nie chcę.
– Zawulonie! – krzyknęłam w kołyszącą się mgłę. – Wzywam cię! Zawulonie…
Bez odpowiedzi. Łatwiej było cioteczce Polly dowołać się Tomka Sawyera, wyjadającego konfitury, niż mnie dowołać się Zawulona.
– Zawulonie… – powtórzyłam.
Nie tak wyobrażałam sobie tę noc… Nie tak.
Igor, Igor…
Co teraz robisz? Zbierasz Siłę? Prosisz o radę mądrego Hesera? A może siedzisz, wpatrując się w lustro… jak ja…
Lustereczko, lustereczko… Może powinnam sobie powróżyć?
Nie jestem zbyt mocna we wróżbach, ale czasem udawało mi się zobaczyć przyszłość…
Nie.
Nie chcę.
I tak wiem, że nic dobrego tam nie zobaczę.
Przyszliśmy na plażę, gdy zaćmienie już się zaczęło. Moje dziewczynki piszczały, wyrywając sobie nawzajem szkiełka. Nie rozumiały, dlaczego nie biorę udziału w tych przepychankach. Oj, dziewczynki, dziewczynki… Co mi tam oślepiające światło słońca? Mogę patrzeć na niknącą tarczę gołym okiem.
Chłopcy z czwartego zastępu skakali wokół Igora, ponaglając go. Nie rozumieli, dlaczego ukochany zastępowy wcale się nie spieszy. Nie wiedzieli, dlaczego prowadzi ich na plażę tak długą i okrężną drogą.
Ja wiedziałam.
Widziałam przez Zmrok rozbłyski odbieranej Siły.
Co ty robisz, Igorze… Ukochany mój…
Jeden krok i gaśnie uśmiech na kolejnej twarzy. Dziesięcioletni łobuziak przestał się cieszyć z pogodzenia z przyjacielem. Jedenastoletnia wiercipięta zapomniała o znalezionej na brzegu czarnej muszelce. Poważny, piętnastoletni mężczyzna już nie myślał o obiecanym wieczornym spotkaniu.
Igor szedł przez Artek jak niegdyś Antoni Gorodecki przez Moskwę.
A ja, jego odwieczna przeciwniczka, chciałam zawołać: – co ty robisz?
Antoni ograł Zawulona nie dlatego, że zebrał najwięcej Siły. Zawulon i tak był silniejszy.
Antoni umiał ją właściwie użyć…
Czy ty zdołasz?
Nie chcę twojego zwycięstwa. Kocham tylko siebie. Ale co mam zrobić, jeśli stałeś się większą częścią mnie? I przebiłeś moje życie jak uderzenie gromu?
Igor zbierał wszystko. Każdą kroplę energii Światła, jaka była wokół. Łamał wszystkie prawa i porozumienia, stawiał wszystko na jedną kartę – przede wszystkim swoje życie. Nie tylko dlatego, że pragnął ochronić ludzkie dzieci przed złą wiedźmą.
On też nie chciał żyć. Ale w przeciwieństwie do mnie, gotów był żyć dla innych. Skoro tak…
Na końcu wziął siłę od Makara.
Od dawna czułam na sobie spojrzenie tego dzieciaka. Spojrzenie chłopca, który pokochał dorosłą kobietę – spojrzenie pełne pożegnalnego smutku.
To nie ten smutek, który możemy wykorzystać my, Ciemni. To Jasny smutek.
Igor wypił go do dna.
Przekroczył wszystkie granice. A ja nie mogłam odpowiedzieć mu tym samym, mnie powstrzymywała obietnica dana Zawulonowi, mnie hamował dawny postępek.
I szalona nadzieja, że on postąpi słusznie. Ze mój wróg zwycięży, a to znaczy, że ja też nie przegram.
Na niebie powoli umierała tarcza słońca. Dzieciom już znudziło się patrzenie przez szkiełka, pluskały się teraz w morzu w dziwnym widmowym świetle, który dwojgu Innym przypominał Zmrok.
Odwróciłam się do Igora i pochwyciłam jego spojrzenie.
– Odejdź – szepnęły bezdźwięcznie jego wargi. – Odejdź albo cię zabiję.
– Zabij – odparłam bezgłośnie. Jestem Ciemną.
Nie odejdę.
Co chcesz zrobić, mój wrogu? Zaatakować? Mimo że mam prawo tu przebywać? Wciągnąć do sprawy jałtański wydział Nocnego Patrolu? I tak się już pewnie z nimi konsultowałeś… I wiesz, że nie ma mnie o co oskarżyć.
Igor zrobił krok do przodu.
– Wyzywam cię Światłem i Ciemnością… – wyszeptały jego wargi.
Zadrżałam.
Tego się nie spodziewałam.