– Hellemar! – zawołał Edgar i jeden z nich, również wilkołak, niechętnie oderwał się od jakiejś doomopodobnej gry.
– Tak, szefie?
– Wiadomości operacyjne! Przemieszczenie się reagentów i artefaktów dużej mocy. Zaginięcia, zniknięcia, kontrabanda. Najświeższe wiadomości!
– A co? – ożywił się Hellemar. – Coś się szykuje?
– Jaśni są w posiadaniu informacji, jakoby do Moskwy przywieziono artefakt. Ruchy, Hellemar!
Hellemar odwrócił się do pozostałych graczy:
– Hej, nicponie! Do roboty!
„Nicponie” szybko się przełączyli, sekundę później już słyszałem ciche klikanie klawiszy, a bezkresne, pełne potworów korytarze na ekranach zostały zastąpione okienkami Netscape’a.
Edgar zaciągnął mnie do gabinetu oddzielonego od sali ogólnej szybą i żaluzjami. Szargon uciekł na chwilę i szybko wrócił z puszką „Tchibo” i butelką wody mineralnej. Wodę wlał do czajnika, nacisnął przycisk. Niemal od razu czajnik zaszumiał pracowicie.
– Cukier jest, mam nadzieję – mruknął Szargon.
– Znajdzie się. – Edgar usadowił się w fotelu i zaproponował: – Proszę siadać, kolego. Nie ma pan nic przeciwko, że będę zwracał się do pana po prostu per Witalij?
– Oczywiście, że nie.
– Znakomicie. A więc, Witaliju, będę mówił, a pan poprawi mnie, jeśli wkradną się jakieś nieścisłości. Umowa stoi?
– Stoi – zgodziłem się ochoczo i zacząłem się zastanawiać, jakież to kity przyjdzie mi wciskać tym rzeczowym pracownikom Dziennego Patrolu.
– Czy dobrze zrozumiałem, że o wspomnianym artefakcie nie ma pan żadnych wiadomości?
– Dobrze.
– Szkoda – zmartwił się szczerze Edgar. – To by nam bardzo ułatwiło zadanie…
Szczerze mówiąc, nie miałem też bladego pojęcia o żadnym innym artefakcie, który mógłby zainteresować Edgara. Na dziedzinie, w której doświadczeni Inni mogli uchodzić za znawców, ja na razie znałem się jak kura na pieprzu.
– W takim razie przejdźmy do następnego punktu. Przybył pan z Ukrainy, dobrze zrozumiałem?
– Dobrze. Z Nikołajewa.
– W jakim celu?
Zastanawiałem się przez pół minuty. Nikt mnie nie poganiał.
– Trudno powiedzieć – wyznałem szczerze. – Raczej bez konkretnego celu. Po prostu znudziło mi się siedzenie w domu.
– Zainicjowano pana niedawno, prawda?
– Prawda.
– Nabrał pan chęci, żeby obejrzeć kawałek świata?
– Chyba tak.
– W takim razie dlaczego Moskwa, a nie wyspy Bahama?
Wzruszyłem ramionami. No właśnie, dlaczego? Chyba nie dlatego, że nie mam do tej pory paszportu zagranicznego?
– Nie wiem. Na Bahamy należałoby lecieć latem.
– Na półkuli południowej jest teraz lato. I mnóstwo miejsc wartych zobaczenia.
Faktycznie, o tym nie pomyślałem.
– Nie wiem – odparłem. – Może kiedyś…
Wydawało mi się, że Edgar chce jeszcze o coś zapytać, ale wtedy do gabinetu wpadł Hellemar. Oczy miał okrągłe niczym myszka Jerry, która spostrzega nieoczekiwanie swojego wiecznego prześladowcę Toma.
– Szefie! Berno! Pazur Fafnira! Wyciągnęli go z magazynu Inkwizycji! Cała Europa stoi na rzęsach!
Szargon zerwał się z fotela. Edgar zdołał się opanować, oczy mu zabłysły i nawet nie zanurzając się w Zmroku, dostrzegłem pomarańczowe strumienie, które zrodziły się w jego aurze. Szybko jednak wziął się w garść.
– To jawna informacja?
– Nie. Tajna. Inkwizycja nie składała jeszcze oficjalnych oświadczeń.
– Źródło informacji?
Wilkołak zawahał się.
– Źródło też jest nieoficjalne. Ale wiarygodne.
– Hellemarze – w głosie Edgara zabrzmiał wyrzut. – Źródło?
– Mój człowiek w praskiej agencji informacyjnej – przyznał się Hellemar. – Inny, Ciemny. Wyłapałem go na prywatnym czacie.
– Tak, tak, tak…
Bardzo chciałem o coś zapytać, ale oczywiście mogłem tylko mrugać i milczeć, wchłaniając istotne, acz kompletnie niezrozumiałe informacje.
– A skąd Jaśni wiedzą? – spytał zdumiony Szargon.
– Też zadajesz pytania… – Edgar śmiesznie poruszył brwiami. – Oni mają szeroką sieć informatorów.
– Stan „Aleph” – oznajmił Edgar. – Hellemarze, wezwij personel…
Pół godziny później w biurze zrobiło się tłoczno. Rzecz jasna, wszyscy obecni byli Innymi. Rzecz jasna, Ciemnymi. A ja nadal nic nie rozumiałem.
Gdy Anton wrócił do pokoju numer pięćset dwanaście, Ilja siedział w fotelu i masował skronie, a Garik nerwowo chodził po dywanie – od okna do kanapy. Tolik z Tygryskiem przysiedli na kanapie, w drzwiach sypialni majaczył Niedźwiadek.
– Zauważył mnie – powiedział. – Twoja zasłona nie pomogła.
– A Estończyk?
– Estończyk nie. Szargon oczywiście też nie. A ten – niemal do razu.
– Wychodzi jakiś melanż, chłopaki. Przecież on nie może być silniejszy od Estończyka! – powiedział Garik.
– Dlaczego nie może? – zapytał Ilja, nie podnosząc głowy. – Jeszcze kilka godzin temu wydawało mi się, że znam wszystkich czterech Ciemnych Moskwy, z którymi nie poradzę sobie w pojedynkę. Teraz nie jestem już niczego pewien.
Antoni oparł się o lodówkę. Pytanie, które już miał zadać, zawisło w powietrzu. Rozmowa stawała się coraz bardziej interesująca.
Uprzedziła go Tygrysek.
– Ilja! Nie chciałbyś nam czegoś wyjaśnić? W kwestii artefaktu?
Ilja szybko wstał.
– Z magazynu Inkwizycji w Bernie wyniesiono Pazur Fafnira. Dwie… – spojrzał na zegarek – a właściwie już trzy godziny temu. Oddział szwajcarski jest spanikowany. Inkwizycja ciska gromy, ale na razie nie wydała oficjalnego oświadczenia. Szczegóły nieznane, wiadomo tylko, że Pazur znajduje się w sezonowym szczycie siły. W Ciemnej fazie, oczywiście. Konsekwencją uwolnienia na terenie Rosji Centralnej choćby części siły zakumulowanej w Pazurze będą potężne wyrzuty, aż do lokalnego inferno. Tak się sprawy mają…
– A Zawulona nie ma w Moskwie – powiedział znacząco Tolik.
– To znaczy, że za tym stoją Ciemni.
– No, przecież nie my – Ilja poruszył ramionami, jakby nieoczekiwanie poczuł dreszcz.
– Ignatiewicz o tym wie?
– Oczywiście. To on mnie poinformował. Powiedział, żeby nie panikować, tylko pracować, pracować…
Ilja znowu usiadł.
– Nie wiem, co o tym myśleć – powiedział twardo i jednocześnie bezradnie. – Jeśli mam być szczery, to na wieść o Pierścieniu Saaby, który zabił Andrieja, zacząłem podejrzewać, że Pazur już tu jest. No bo po co stawiać Pierścień o tak ogromnej mocy? Przecież to bezsensowne marnotrawstwo. Ochronę Pazura jeszcze bym zrozumiał, ale parszywe dolce? Kompletny idiotyzm.
– Ciemny nie zostawiłby Pazura w pokoju – rzucił Garik.
– Oczywiście. To byłaby głupota.
– Głupota – przyznał Ilja. – Ale musieliśmy sprawdzić.
– I co teraz? – spytała ponuro Tygrysek. – Wychodzi na to, że Andriuszka zginął, a my nie możemy nawet ukarać zabójcy?
– Katiu – Ilja popatrzył na nią ze współczuciem. – Ja wiem, że to przykre, ale tak właśnie jest. Tym bardziej że teraz zwalił się na nas problem, wobec którego śmierć Andrieja schodzi na dalszy plan. Analitycy od czwartej rano oceniają przybliżoną równowagę sił globalnych ognisk. Jeśli Pazur przemieści się, równowaga zostanie zakłócona.
– Są już wyniki?
– Są. Godzinę temu stało się jasne, że Pazur albo już jest w Moskwie, albo zaraz się w niej pojawi.
– Poczekaj – odezwał się Tolik – to znaczy, że przypadki kłusownictwa i nieumotywowanej agresji Ciemnych to wpływ Pazura?