Выбрать главу

– Prawdopodobnie.

– Ale przecież pierwszy przypadek zdarzył się w sobotę! – zdumiała się Tygrysek.

Ilja pomasował skronie. Widać było, jaki jest zmęczony.

– Pazur to bardzo silny artefakt, Tygrysku. Nici prawdopodobieństwa ciągną się daleko w przyszłość. A Ciemni są bardziej podatni na wpływ Ciemnych artefaktów niż my. Szczególnie tak starożytnych. I dlatego drobnica już zaczęła się biesić…

– Skoro to taki silny przedmiot, jak Inkwizycja mogła to przegapić?

– Nie wiem – uciął Ilja. – Nie było mnie tam. Ale jestem przekonany, że wszystko, co można zrobić, wcześniej czy później zostanie zrobione.

– Nasi idą – zauważył ni w pięć, ni w dziewięć Garik. Rzeczywiście przyjechał ktoś z wydziału administracyjnego, żeby zabrać ciało Andrieja Tiunnikowa, który pechowo wcisnął się między siły, do jakich nie dorósł.

– A tamten Ciemny? – zapytał w końcu Antoni. – Myślisz, że jest jakoś związany ze złodziejami?

– Niekoniecznie. – Ilja posępnie patrzył, jak wkładają Tiunnikowa do czarnego worka i zasuwają suwak. – Możliwe, że on odwraca naszą uwagę. A może sam nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi. Kieruje nim Pazur albo aktualny posiadacz Pazura. Od sobotniego starcia w bramie na WDNCh Ciemny stał się znacznie silniejszy.

– Czyli musimy go obserwować? – zasugerował Tolik. – Jeśli jest związany z Pazurem, to naprowadzi nas na złodziei?

– Jeśli jest związany – naprowadzi.

– A jeśli nie? Ilja westchnął.

– Nastawcie się na różne niespodzianki i wyjątkowe sytuacje. Ten Ciemny będzie zamieszany w jeszcze inne sprawy.

– Chwila – sposępniał Garik. – A jeśli on jest przeznaczony Pazurowi?

– Tego właśnie się boję…

Antoni potrząsnął głową. Po wydarzeniach sprzed półtora roku przez jakiś czas miał wrażenie, że może się uważać za doświadczonego patrolującego. A teraz znowu był czeladnikiem wśród wirtuozów. Uczucie nie było przyjemne.

Zadzwonił telefon – miejscowy, hotelowy. Dzwonek zwykłego telefonu po trelach komórek brzmiał dziwnie.

– Halo? – Tolik podniósł słuchawkę i odwrócił się do Ilji. – Do ciebie, to Siemion.

Ilja wziął słuchawkę, posłuchał chwilę i obrzucił wszystkich badawczym spojrzeniem.

– Na koń, chłopaki. Szef jest już w biurze.

Antoni, znużony, pomyślał, że zaraz zobaczy Swietłanę. I znowu poczuje, jak dzieląca ich przepaść rozszerza się z każdą sekundą.

Nie wysiedziałem długo w biurze Dziennego Patrolu. Zacząłem drzemać na siedząco i odesłali mnie, żebym się przespał. Nie miałem nic przeciwko temu – nie spałem ponad dobę i oczy same mi się zamykały.

Zasnąłem, słuchając dobiegającego skądś śpiewu Kipielowa:

Hej, mieszkańcy nieba!

Kto nie był z was na dnie…

ROZDZIAŁ 3

Obudziło mnie wyraźne uczucie – słyszę Zew. Słyszę Zew, jakim wampiry przywołują ofiarę. Nie do końca obudzony, wstałem i po omacku zacząłem szukać ubrania na krześle.

Zew był słodki i mamiący, pieścił, popychał i nie można go było nie usłuchać, brzmiał jak muzyka, jak śpiew, jak szept i w każdej swej postaci był doskonałością, odbiciem mojej własnej duszy.

I jak uderzenie pod kolana – pchnięcie na następny stopień.

Zew przestał mieć nade mną władzę, choć nie przestał rozbrzmiewać. Upuściłem spodnie i potrząsnąłem głową.

Boli…

Hipnotyczna melasa powoli ze mnie wyciekała i spadała gdzieś pod podłogę. Jasna energia, mroczna Siła.

Teraz już wiedziałem, dlaczego ofiary podstawiają szyje pod wampirze kły z uśmiechem na ustach. Gdy brzmi Zew, są szczęśliwi. Jakby przez całe życie dążyli do tego słodkiego momentu, jakby w porównaniu z nim całe życie było puste i szare jak świat Zmroku.

Zew to jakby prezent. Wyzwolenie.

Ale ja mam jeszcze trochę czasu do wyzwolenia.

Nie wiem, dlaczego moja nowa umiejętność polegała na odporności na magiczny Zew. Słyszałem go, rozumiałem, a jednocześnie w pełni się kontrolowałem. I oczywiście odgrodziłem świadomość od wzywającego, żeby ten nie zaczął podejrzewać, iż ofiara z somnambulika przemieniła się w łowcę.

„Łowcę?” – zapytałem w myślach sam siebie. – „Hmm…”

A więc będę musiał polować. Interesujące.

Zew brzmiał nadal.

„No, no” – pomyślałem. – „Przecież to rezydencja Dziennego Patrolu, gdzie wszystko jest przesiąknięte magią. Zrobili tu taką ochronę, że hej. A jednak Zew działa… działał?”

Jaśni nieźle się wykosztowali na ten trick. I na to, żeby skryć swój postępek przed obcym wzrokiem. Mają szczęście, że szefa Dziennego Patrolu nie ma w Moskwie – jego by nie oszukali.

Ubierałem się spokojnie, myśląc smętnie, że marzenie o kolacji w restauracji, gorącej solance i kaczce w wiśniowym sosie znowu się odsuwa. Postawiłem trzy słabe zaklęcia ochronne i wyszedłem z poko… ach tak, z mieszkania. Nie będziemy łamać tradycji. Płaski jak naleśnik odtwarzacz przypiąłem do paska, małe guziki słuchawek wsunąłem do uszu. Naciągnąłem czapkę.

„Ustawmy losowe wybieranie” – pomyślałem, manipulując przyciskami sterowania. – „Zabawmy się z losem”.

Podszedłem do wind, czekając, co wybierze dla mnie los. Los znowu wybrał piosenkę z albumu Kipielowa i Mawrina, ale tym razem inną.

Głucha cisza nade mną

Niebo wody pełne

Deszcz przepływa przeze mnie

Ale bólu już nie ma

W lodowatym szepcie gwiazd

Płonącego mostu trzask

Wszystko w przepaść spadło wraz

Wolny stanę się

Ucieknę przed dobrem i złem

Duszę mą rozetną cienkim ostrzem

Taak. Ponure proroctwo. I kiedyż to zdążyłem spalić most? Może właśnie po to wyszedłem z pokoju? Zamiast wejść piętro wyżej i zainteresować się losem jakiegoś tam potężnego Pazura? Ale coś pchało mnie na ten Zew, to samo „coś”, co od niedawna kryło się we mnie.

Jestem wolny – niczym ptaki na niebie

Jestem wolny – zapomniałem strach i ciebie

Jestem wolny – z dzikim wiatrem się bawię

Jestem wolny – nie we śnie, lecz na jawie!

Głos Kipielowa hipnotyzował nie gorzej niż Zew. Był przekonujący, pewny siebie, niczym sama prawda. Nagle pojąłem, że słyszę hymn Ciemnych. Ucieleśnienie ideału ich miotających się, nie znających granic i zasad dusz.

Głucha cisza nade mną

Niebo ognia pełne

Światło bije przeze mnie

I wolny jestem znów

Jestem wolny od miłości

Jestem wolny od wrogości

Plotek i nieuchronności

Od ziemskich oków

Wolny od dobra i od zła

W mojej duszy nie ma już dla ciebie miejsca

Wolność. Jedyne, co nas naprawdę interesuje. Wolność od wszystkiego. Nawet od panowania nad światem. Szkoda, że Jaśni nie potrafią tego zrozumieć, nie mogą w to uwierzyć, szkoda, że plotą swoje niekończące się intrygi, i zamiast po prostu być wolni, jesteśmy zmuszeni stawać do walki.

Winda zjechała na dół, mijając piętra – zwykłe i zmrokowe. Jestem wolny.

Jeśli Kipielow jest Innym, to na pewno Ciemnym. Nikt inny nie mógłby TAK śpiewać o wolności. I nikt, prócz Ciemnych, nie usłyszy w tej piosence jej prawdziwego, głębszego sensu…

Dwóch milczących wiedźminów w dyżurce na dole wypuściło mnie bez przeszkód. Nie na darmo Edgar kazał wprowadzić obraz mojego znaku rejestracyjnego do bazy roboczej. Wyszedłem na Twerską, w rodzący się zmierzch kolejnego moskiewskiego wieczoru. Szedłem ku wezwaniu, ale już wolny. Wolny od wszystkiego na świecie.

Komu byłem potrzebny? Wśród Jasnych nie ma wampirów – mam na myśli typowych wampirów. Wszyscy Inni są energetycznymi wampirami, wszyscy czerpią siłę z ludzi. Z ich strachów i lęków, z ich przeżyć i radości. W sumie od zmrokowego mchu różni nas tylko zdolność przemieszczania się i myślenia. I fakt, że skupioną siłę wykorzystujemy nie tylko jako pożywienie.