– Mam wrażenie – zauważyłem bardzo spokojnie – że właśnie próbowano zabić mnie. Ja się tylko broniłem.
Heser odwrócił się do mnie plecami. Nie miał ochoty mnie słuchać. Nie miał ochoty rozmawiać z Ciemnym, który na zawsze wysłał do Zmroku jednego z jego najlepszych bojowników. A właściwie – jedną.
– Chodźmy – powiedział do swoich.
– Hola, hola! – rozzłościł się Edgar. – To przestępcy! Nigdzie nie pójdą! W imieniu Patrolu!
Heser znowu odwrócił się do Estończyka.
– Pójdą i nic na to nie poradzisz. Są pod moją ochroną.
Czekałem, aż podrzuci mnie na kolejny schodek. Moich obecnych zdolności wystarczało jedynie na to, by zrozumieć, że nie mogę startować do Hesera. Zetrze mnie na proszek. Nie bez trudu, bo mimo wszystko zdążyłem wspiąć się po swoich „schodach” dość wysoko. Ale zetrze.
Jednak nic się nie stało. Widocznie czas starcia z Heserem jeszcze nie nadszedł.
Edgar popatrzył na mnie żałośnie. Chyba bardzo na mnie liczył.
Jaśni wśliznęli się w Zmrok, zabrali zwłoki bojowniczki i zeszli niżej, w głębszą warstwę.
Koniec.
– Naprawdę nie mogę go powstrzymać – wyznałem przepraszająco. – Wybacz, Edgarze.
– Szkoda – powiedział Estończyk samymi wargami.
Do biura Dziennego Patrolu zawieziono mnie tym samym bmw. Po raz pierwszy od przybycia do Moskwy poczułem się zmęczony.
Ale nadal wolny.
Nie pamiętam, którędy mnie wieziono, jak wepchnięto do windy, a potem zaprowadzono do gabinetu, posadzono w fotelu, wciśnięto w rękę filiżankę kawy. Oto zapłata za zmęczenie. Czułem ból mięśni, czułem ból całej mojej istoty, która całkiem nie – dawno władała silami Zmroku. Nieźle ich załatwiłem, Jaśni na długo zapamiętają to starcie. A przecież nie napadły na mnie przedszkolaki. Obu Jasnych oceniałem na pierwszy poziom siły.
– Popędź analityków – polecił Edgar jakiemuś chłopakowi. – Chcę wreszcie wiedzieć, co się dzieje.
Zerknąłem na niego i Edgar zrozumiał, że dochodzę do siebie.
– Opowiadaj – polecił.
– Zew – powiedziałem ochryple i zakasłałem. Spróbowałem napić się kawy, sparzyłem się i syknąłem z bólu. – Zew – powtórzyłem, gdy już byłem w stanie mówić. – Nakryli mnie we śnie.
– Zew? – zdumiał się Szargon, siedzący w fotelu przy sąsiednim biurku. – Jaśni nie używali go ze trzydzieści lat!
– Nakryli cię w budynku Dziennego Patrolu? – zapytał z niedowierzaniem Edgar. – No nie! I nikt niczego nie zauważył?
– To był starannie, wirtuozersko wycelowany Zew. Chyba wtopili go w naturalne tło zamieszkanych pięter.
– Posłuchałeś wezwania?
– Oczywiście, że nie. – Znowu spróbowałem napić się kawy, tym razem z powodzeniem. – Ale chciałem się dowiedzieć, co oni właściwie kombinują.
– I nikomu nie powiedziałeś? – zdumienie Edgara mieszało się z niezadowoleniem. – Amator przygód…
– Gdybym poszedł na Zew z wami, rozwaliliby mnie w ciągu sekundy – wyjaśniłem. – Musiałem iść sam i bez osłony. Poszedłem. Na Strastnym Bulwarze spróbowali mnie wziąć, musiałem się bronić. Trzy razy odrzucałem tygrysicę, żeby się uspokoiła, dopiero potem uderzyłem na poważnie.
Edgar patrzył na mnie.
– Ciemna z ciebie osoba, Witaliju – powiedział.
– Ciemna – przyznałem z zadowoleniem. – I to jeszcze jak.
– Jesteś magiem poza kategorią? – zapytał.
– Niestety, nie – rozłożyłem ręce – ostrożnie, żeby nie rozlać kawy. – W przeciwnym razie nie puściłbym Hesera.
Edgar zabębnił palcami po stole i niecierpliwie zerknął na drzwi.
– Co tam u analityków? – burknął.
Drzwi otworzyły się. Na progu stanęła wiedźma w średnim wieku i dwóch magów.
– Dzień dobry, Anno Tichonowna – przywitał się pospiesznie Szargon. Był od niej silniejszy, ale bał się jej. Nic dziwnego. Siła wiedźm ma nieco inną naturę niż siła magów. Wiedźma może bez większego trudu narobić przykrości nawet bardzo silnemu magowi.
Edgar tylko skinął głową.
– To on? – spytał jeden z magów, patrząc na mnie.
– Tak, Jura.
Zrozumiałem od razu, że Jura jest starym i silnym magiem. Zrozumiałem też, że „Jura” nie jest jego imieniem. Prawdziwe imię chronione było w nieprawdopodobnej głębi – nie sposób się do niego dokopać.
Słuszna decyzja – jeśli naprawdę ceni się wolność.
– Niech pani siada, Anno Tichonowna. – Szargon ustąpił wiedźmie fotel i podszedł do magów, którzy obsiedli szeroki parapet.
– Edgarze – zaczęła wiedźma – Jaśni zagrali va banque. Takiego skandalu nie urządzali od czterdziestego dziewiątego roku. Muszą mieć bardzo poważne powody, żeby złamać Traktat!
Edgar wzruszył ramionami i krótko wyjaśnił:
– Pazur Fafnira.
– Ale my go nie mamy! – powiedziała z naciskiem wiedźma i znaczącym spojrzeniem obrzuciła wszystkich obecnych. – A może jest inaczej? Szargon?
Szargon pospiesznie pokręcił głową. Chyba miał jakieś stare zatargi z wiedźmą, z których wyszedł nie do końca zwycięsko. Ciotka wyglądała na ostrą babkę.
– Kola?
Drugi z przybyłych magów spokojnie odparł:
– Nie. I nie sądzę, by w ogóle był nam potrzebny…
– Was nie pytam – rzuciła wiedźma w stronę Edgara i Jury. Dopiero wtedy popatrzyła na mnie.
– Anno Tichonowna – powiedziałem z uczuciem – o istnieniu Pazura dowiedziałem się wczoraj i większość czasu od tamtej pory przespałem.
– Po co przybyłeś do Moskwy? – zaatakowała ostro.
– Nie wiem. Coś mnie pchało, żeby przyjechać, więc przyjechałem. Ledwie wysiadłem z pociągu, wdepnąłem w historię z wampirzycą i Nocnym Patrolem. Z deszczu pod rynnę, można powiedzieć…
– Jeśli cokolwiek rozumiem – odezwał się mag Jura – to było to przeznaczenie. To wyjaśniałoby wszystko – Silę, historię ze zniknięciem Pazura i zachowanie Jasnych. Oni po prostu próbują go usunąć, albo przynajmniej odizolować, dopóki Pazur nie wpadł nam jeszcze w ręce. Potem będzie już za późno.
– To dlaaczego nie użyyli swojej czarodzieejki? – zapytał Edgar, znowu rozciągając samogłoski. Widocznie jego akcent pojawiał się jedynie w chwilach zdenerwowania i koncentracji na czymś innym niż własna mowa.
– Heser też włączył się dopiero w krytycznym momencie – odezwał się Szargon. – I przecież… On tylko ich osłaniał!
– Kto wie. – Wiedźma świdrowała mnie spojrzeniem. – Może po prostu za nim nie nadążają?
– Nazywam się Witalij. Bardzo mi przyjemnie. Kto lubi, żeby mówiono o nim per „ten” albo „on”? Rozmówcy puścili moją uwagę mimo uszu.
Jura spojrzał mi w oczy i błyskawicznie obmacał. Nie zasłaniałem się – po co?
– Porządny pierwszy poziom – oznajmił. – Co prawda, z dziurami. Jeszcze wczoraj ucieszyłbym się z pojawienia się takiego maga.
– Dzisiaj się zmartwiłeś? – prychnęła wiedźma.
– Dzisiaj powstrzymuję się od jakichkolwiek ocen. Jaśni zerwali się z łańcucha, a my zostaliśmy bez Zawulona. Heser plus tamta czarodziejka, plus Olga, nawet jeśli nie jest w pełni sil, Igor, Ilja, Garik, Siemion… Nie damy rady.
– My mamy Pazur i tego… Witalija – sparowała wiedźma. – Nie gorączkuj się. Poza tym Zawulon zazwyczaj pojawia się w odpowiednim momencie.
– Pazura jeszcze nie mamy – zauważył Jura. – Ani gwarancji, że będziemy mieć. Poza tym, Kola ma rację, co mielibyśmy z nim zrobić? Owszem, to starożytna i potężna Siła. Ale jeśli się ją niepotrzebnie obudzi… żebyśmy się potem nie dziwili…
– Popracujemy nad tym – powiedziała serdecznie wiedźma. – Edgarze, co z tymi analitykami?