Выбрать главу

– Witalik, spieszę się – powiedziałam z uśmiechem.

Ale chłopak nadal stał jak słup, zagradzając mi przejście. W końcu odważył się na komplement.

– Alicjo, jakaś ty dzisiaj ładna…

– Dziękuję. – Odsunęłam go delikatnie i poczułam jak drgnął, gdy moja ręka musnęła jego ramię. Wystarczy mu przeżyć na tydzień…

– Zdałem ostatni egzamin! – powiedział szybko. – Teraz będę studentem!

Odwróciłam się i przyjrzałam mu się uważniej.

Czyżby ten konsument środka na pryszcze myślał, że ma jakieś szanse? Czyżby wierzył, że po rozpoczęciu studiów i dorosłego życia będzie mógł na coś liczyć?

– Uciekasz przed wojskiem? – zapytałam. – Jacy ci mężczyźni teraz bezpłciowi. Ofermy. Zamiast najpierw odsłużyć swoje, zdobyć doświadczenie życiowe, a dopiero potem pójść na studia…

Jego uśmiech powoli gasł. Przekomiczny widok!

Zabawna sprawa, patrzeć na takich zakochanych szczeniaków. Flirt z nimi jest nudny, seks nieprzyjemny, ale obserwacja to czysta przyjemność. Spróbuję go kiedyś pocałować…

Minutę później nie pamiętałam już o zakochanym sąsiedzie. Próbowałam złapać okazję. Pierwszy samochód przejechał – kierowca rzucił mi smętnie pożądliwe spojrzenie, ale obok niego siedziała żona. Następny przystanął.

– Do centrum – powiedziałam, lekko nachylając się do okna.

– Na plac Maneżowy.

– Proszę. – Kierowca, inteligentny szatyn około czterdziestki, wyciągnął rękę, żeby otworzyć drzwiczki. – Byłoby grzechem nie podwieźć tak sympatycznej dziewczyny.

Siadając na przednim siedzeniu starej lady, opuściłam szybę do końca. Wiatr uderzył w twarz. Co za ulga…

– Metrem byłaby pani szybciej.

– Nie lubię metra.

Kierowca skinął głową. Spodobał mi się – nie gapił się za bardzo (choć wyraźnie przesadziłam z parandżą) i widać było, że dba o samochód. Poza tym miał ładne ręce, mocno, pewnie spoczywające na kierownicy.

Szkoda, że tak mi się spieszy.

– Spieszy się pani do pracy? – zasugerował kierowca. Zwracał się do mnie per „pani”, ale i tak brzmiało to jakoś osobiście, intymnie. Zostawić mu numer telefonu? W końcu teraz jestem wolną dziewczyną, mogę robić, co mi się podoba… – Tak.

– Ciekawe, w jakim charakterze pracują takie ładne dziewczęta. – To nawet nie była próba zawarcia znajomości, lecz zwykła ciekawość.

– Nie wiem, jak inne. Ja pracuję jako wiedźma. Roześmiał się.

– Praca jak praca. – Wyjęłam papierosy i zapalniczkę. Dostrzegłam jego niechęć, więc nie pytając o pozwolenie, po prostu zapaliłam.

– Na czym polegają obowiązki wiedźmy?

Skręciliśmy w Rusakowską i kierowca przyspieszył. Może jednak zdążę?

– Zależy kiedy – odparłam wymijająco. – Przede wszystkim – przeciwstawiać się siłom Światła.

Kierowca chyba podjął grę – która notabene wcale grą nie była.

– Więc pani stoi po stronie Mroku?

– Ciemności.

– Super! Znam jedną wiedźmę, moją teściową. – Kierowca zachichotał. – Na szczęście jest już na emeryturze. Czym naraziły się pani siły Światła?

Ukradkiem sprawdziłam jego aurę. Ale nie, wszystko w porządku, człowiek.

– Przeszkadzają. Proszę mi powiedzieć… co jest dla pana najważniejsze w życiu?

Kierowca zastanowił się.

– Zycie. I żeby nikt nie przeszkadzał żyć.

– Słusznie – przyznałam. – Każdy chce być wolny. Prawda?

Skinął głową.

– I właśnie my, wiedźmy, walczymy o tę wolność. Żeby każdy miał prawo czynić to, co chce.

– A jeśli człowiek pragnie zła?

– To jego prawo.

– A jeśli przy tym łamie prawa innych ludzi? Zaraz kogoś zarżnę i złamię jego prawa.

Omal się nie roześmiałam. Prowadziliśmy klasyczną dyskusję na temat, czym jest Światło, a czym Ciemność. I my, Ciemni, i ci, którzy nazywają się Jasnymi, wszyscy w takich momentach robimy nowicjuszom wodę z mózgu.

– Jeśli ktoś próbuje złamać twoje prawa, możesz mu przeszkodzić. Masz do tego prawo.

– Jasne. To prawo dżungli. Kto silniejszy, ten ma rację.

– Silniejszy, mądrzejszy, bardziej dalekowzroczny. To wcale nie prawo dżungli, lecz prawo życia. Czy bywa inaczej?

Pomyślał i pokręcił głową.

– Nie bywa. A więc mam prawo skręcić w jakiś zaułek, rzucić się na panią i zgwałcić?

– Jest pan pewny, że okaże się silniejszy ode mnie? – zapytałam.

Właśnie zatrzymaliśmy się na skrzyżowaniu i kierowca popatrzył na mnie uważnie. Pokręcił głową.

– Nie… nie jestem. Ale nie atakuję dziewczyn nie dlatego, że mogą stawiać opór.

Zaczął się denerwować. Rozmowa była niby żartobliwa, ale chyba coś mu się nie podobało.

– Dlatego, że mogą pana wsadzić do więzienia – uściśliłam. – To wszystko.

– Nie – powiedział twardo.

– Tak. – Uśmiechnęłam się. – Właśnie dlatego. Przecież jest pan normalnym, zdrowym mężczyzną i ma pan najzupełniej prawidłowe reakcje. Ale ponieważ istnieje prawo, nie rzuca się pan na dziewczyny, lecz je podrywa.

– Wiedźma… – wymamrotał kierowca, uśmiechając się krzywo. Dodał gazu.

– Wiedźma – potwierdziłam. – Ponieważ mówię szczerze i nie kłamię. Każdy chce być wolny. Robić to, co chce. Nie wszystko się udaje, każdy ma jakieś swoje pragnienia, ale dążenia są jednakowe. I właśnie z ich walki rodzi się wolność. Harmonijne społeczeństwo, w którym każdy chce mieć wszystko, lecz musi pogodzić się z istnieniem cudzych pragnień.

– A co z moralnością?

– Jaką moralnością?

– Ogólnoludzką.

– To znaczy? – zapytałam.

Nie ma nic lepszego niż zapędzić człowieka w kozi róg, żądając, by jasno sformułował swoje pytanie. Ludzie zwykle nie zastanawiają się nad sensem wypowiadanych słów. Wydaje im się, że słowa niosą prawdę, że słysząc „czerwony”, rozmówca wyobraża sobie dojrzałą malinę, a nie przelaną krew, że słowo „miłość” przywoła w pamięci sonety Szekspira, a nie erotyczne filmy „Playboya”. I brną w ślepą uliczkę, gdy wypowiedziane słowo nie wywołuje spodziewanego odzewu.

– Są przecież pewne podstawy – powiedział kierowca. – Dogmaty. Tabu. Te… no… przykazania.

– No, no? – zachęciłam. – Nie kradnij.

Roześmiałam się. Kierowca też się uśmiechnął.

– Nie pożądaj żony bliźniego swego. – Teraz uśmiechał się już na całego.

– I co, udaje się? – zapytałam.

– Zależy kiedy.

– Nawet „nie pożądać” się panu udaje? Tak dobrze kontroluje pan swoje instynkty?

– Wiedźma – powiedział z uznaniem kierowca. – No dobrze, przyznaję się…

– Nie musi się pan przyznawać! – powstrzymałam go. – To przecież naturalne. To wolność. Pańska wolność do pożądania.

– Nie zabijaj! – wygłosił kierowca. – No? Co pani na to? Ogólnoludzkie przykazanie!

– Powinien pan jeszcze powiedzieć: „Nie gotuj koziołka w mleku matki jego”. Ogląda pan czasami telewizję, przegląda gazety?

– Czasami. Ale bez przyjemności.

– Więc dlaczego nazywa pan „nie zabijaj” przykazaniem? Nie zabijaj… Rano podawali, że na południu wzięli kolejnych trzech zakładników. Żądają okupu i każdemu odcięli jeden palec na znak, że żądania są poważne. Jednym z zakładników jest trzyletnia dziewczynka. Jej też odcięli palec.