Выбрать главу

Zmrużyłem oczy i zaczerpnąłem tyle siły, ile tylko mogłem w sobie utrzymać, omal się nie zachłystując, i drżącą ręką podałem inkwizytorowi futerał z artefaktem. Jednocześnie odczytałem niejasne, z trudem hamowane pragnienie Hesera, by skoczyć do przodu i przechwycić Pazur. Ale, oczywiście, szef Nocnego Patrolu nawet się nie ruszył. Doświadczenie to przede wszystkim umiejętność powściągania porywów.

Inkwizytor zerknął na mnie. Myślałem, że zobaczę w jego spojrzeniu satysfakcję i aprobatę – brawo, Ciemny, zuch z ciebie, nie szarpałeś się niepotrzebnie, posłuchałeś. Zuch.

Ale w oczach inkwizytora nie było nic.

Heser patrzył na nas z niekłamanym zainteresowaniem.

Niespiesznie chowając futerał z Pazurem do wewnętrznej kieszeni marynarki, inkwizytor bez pożegnania wszedł w Zmrok. I od razu przestałem go czuć – Inkwizycja ma swoje własne drogi.

– Ha – powiedział Heser, patrząc gdzieś w bok. – Głupiś, Ciemny.

Potem zatrzymał wzrok na mnie, westchnął i dodał:

– Głupiś. Ale mądry.

I też odszedł, tym razem zwyczajnie, bez portalu. Jeszcze przez chwilę czułem go w głębszych warstwach Zmroku.

A ja zostałem na placu Czerwonym, na przenikliwym wietrze, sam, bez Pazura, do którego mocy zdążyłem się już przyzwyczaić, bez ciepłego ubrania, w samym swetrze, spodniach i butach. Brakowało tylko widzów, którzy mogliby zachwycić się tym obrazkiem. Nawet Heser już sobie poszedł.

– Rzeczywiście jesteś głupcem, Witaliju Rogoża – wyszeptałem. – Mądrym i posłusznym głupcem. Może właśnie dlatego jeszcze żyjesz?

Ale ten ktoś wewnątrz mnie nieoczekiwanie poruszył się i uspokoił: wszystko idzie zgodnie z planem. Postąpiłeś słusznie, pozbywając się Pazura Fafnira. Ogarnęło mnie tak spokojne, tak niezachwiane przekonanie o własnej słuszności, że nawet wiatr przestał być zimny i przenikliwy.

Wszystko idzie dobrze. Wszystko jest w porządku. Dzieci nie powinny bawić się bombami atomowymi.

Wzruszyłem ramionami, odwróciłem się i ruszyłem w stronę Twerskiej.

Dopiero po zrobieniu kilku kroków dostrzegłem „górkę” Dziennego Patrolu w niemal pełnym składzie (brakowało tylko maga Koli i oczywiście szefa), plus kilkunastu wykonawców niższej rangi, nie wyłączając wiedźmy Anny Tichonowny, braci wampirów i wilkołaka. I całe to towarzystwo gapiło się na mnie niczym ludziska na zbiegłego z zoo pingwina.

– Witam – powiedziałem nieoczekiwanie wesoło. – A co wy tu wszyscy robicie, hę?

„Znowu mnie ponosi” – pomyślałem ze znużeniem. – „O ho ho…”

– Powiedz nam, Witaliju – rzekł Edgar dziwnie zdławionym głosem. – Czemu to zrobiłeś?

Oderwał się ode mnie na sekundę i odwrócił uwagę nadgorliwego milicjanta, który już zmierzał w stronę podejrzanego – jego zdaniem – towarzystwa. Po czym znowu popatrzył na mnie:

– Czemu?

– Czy Ciemni potrzebują bezmyślnej jatki? Potrzebują bezsensownych ofiar? – odpowiedziałem pytaniem.

– Moim zdaniem on kłamie – powiedziała agresywnie Anna Tichonowna. – Wymacać go?

Edgar skrzywił się. Jakby chciał powiedzieć: akurat go wymacasz…

Bali się mnie w Dziennym Patrolu! Niech to!

– Anno Tichonowna – zwróciłem się z szacunkiem do starej wiedźmy. – Pazur Fafnira to nieprawdopodobnie silny element destabilizujący. Naruszyciel równowagi numer jeden. Gdyby pozostał Moskwie, rzeź byłaby nieunikniona. Inkwizycja podjęła odpowiednie kroki, żeby do tej rzezi nie dopuścić. Jako prawomyślny Inny podporządkowałem się werdyktowi Inkwizycji i oddałem Pazur. To wszystko, co mam do powiedzenia.

O sile, która wlała się we mnie po kontakcie z Pazurem, nie wspominałem.

– Czy postąpilibyście inaczej? – zapytałem, doskonale wiedząc, że nikt nie zaprzeczy. Wszyscy chcieliby dotknąć artefaktu… wyciągnąć z niego siłę… i wszyscy obawiali się konsekwencji tego czynu.

– Może wrócimy do biura? – warknął mag Jura. – Sterczymy na wietrze bez sensu…

W jego słowach było sporo logiki – znowu poczułem zimne dreszcze. Niepotrzebna strata świeżo nabytej siły byłaby karygodnym niedbalstwem.

Jura z pomocą Edgara stworzył ekonomiczny portal (nie mogę nie zauważyć, że ja zrobiłbym to lepiej) i po kilku minutach Patrol grupami wjechał windą do biura.

Miałem wrażenie, że oddając Pazur Fafnira, pokonałem kolejny stopień na schodach donikąd i teraz jestem silniejszy niż wszyscy tu obecni razem wzięci. Ale nadal byłem niedoświadczony i naiwny, a najważniejszą rzeczą, jakiej się jeszcze musiałem nauczyć, było rozsądne używanie własnej siły.

Technicy z niestrudzonym Hellemarem na czele pastwili się nad sztabowymi notebookami. Czy oni w ogóle odpoczywają? Czy to już była inna zmiana, tylko ja nie potrafiłem ich rozróżnić?

– No i co tam, Hellemarze? – zapytał Edgar.

– Jaśni likwidują posterunki – zameldował dziarsko wilkołak. – Jeden po drugim. Nie zmieniają, tylko zwijają. Zdjęli też kordony na wyjazdach z miasta i dworcach.

– Uspokoili się – westchnęła Anna Tichonowna.

– Pewnie, że się uspokoili – burknął Jura. – Pazur wybył. Założę się, że jest już w Bernie.

Miał rację. Kilka minut temu poczułem, jak źródło mojej siły nagle wpadło w Zmrok i przemieściło się gdzieś daleko. Ciekawe, czy uda mi się jeszcze kiedyś wziąć je do rąk?

– Zabijcie mnie, ale nie rozumiem – po co ta cała kołomyja z Pazurem? Co chcieli osiągnąć Bracia Regina? Dlaczego działali na własną rękę, nie informując nas? Przecież to jakaś bzdura.

– Skąd pewność, że Bracia Regina nie osiągnęli swego celu? – zapytałem niewinnie.

Popatrzyli na mnie jak na dziecko, które zadało dorosłym niezręczne pytanie.

– Jesteś innego zdania? – zapytał ostrożnie Jura, rzucając szybkie spojrzenie Edgarowi.

– Tak – wyznałem uczciwie. – Ale nie pytajcie mnie o szczegóły, bo ich nie znam. W Moskwie dojrzewało poważne zakłócenie równowagi na korzyść Jasnych, na tyle poważne, że zaniepokoiło Europę. Zostały podjęte odpowiednie kroki. Akcja Braci Regina to tylko element mozaiki, z której w efekcie ułoży się nowa równowaga.

– Twoje pojawienie się to również element mozaiki? – domyślił się Edgar.

– Najwidoczniej.

– A nieobecność Zawulona w Moskwie? Naszego szefa?

– Prawdopodobnie.

Ciemni przez jakiś czas spoglądali na siebie pytająco.

– Nie wiem – powiedziała Anna Tichonowna z pewnym niezadowoleniem. – Dziwnie mi to wszystko wygląda. Gdybyśmy mieli Pazur, po prostu przycisnęlibyśmy Jasnych.

– Pytanie tylko, czy umielibyśmy nim kierować… – zauważył Jura.

Anna Tichonowna znowu westchnęła.

– W każdym razie – odezwał się po chwili Edgar – mamy prawo żądać od Jasnych satysfakcji. Kilku poważnych ingerencji. Niedawne zabójstwa to pikuś w porównaniu z ich ostatnimi wyczynami! Śmierć Tiunnikowa należałoby raczej uznać za nieszczęśliwy wypadek. Niech no tylko Heser spróbuje to zakwestionować! Trybunał rozniesie w pył jego argumenty. A wampirzyca – kłusownik i dziwka – wilkołak to przestępstwo najwyżej piątego poziomu. Zresztą, one działały na własną rękę, Dzienny Patrol nie miał z tym nic wspólnego… Mamy więc prawo żądać kilku ingerencji drugiego stopnia. Czyli w ostatecznym rozrachunku wygrał Dzienny Patrol. I to mimo nieobecności szefa i jego potężnego wsparcia.

– Poczekaj z tym dęciem w fanfary – przyhamował go sceptycznie Jura.

Edgar rozłożył ręce z miną człowieka, który zdania nie zmieni. On naprawdę wierzył w to, co powiedział. Nietrudno było go zrozumieć.

Nie wiadomo, czym zakończyłby się ten spór, gdyby na pasie Edgara nie zadzwoniła komórka – wszyscy zwrócili się w jego stronę.

To mógł być prywatny telefon albo telefon od służby technicznej. Ale w biurze znajdowali się teraz wystarczająco silni Inni, by wyliczyć prawdopodobieństwo i konsekwencje prostych wydarzeń.