Выбрать главу

Ten telefon niósł w sobie grubą i wyraźną nić – nić prowadzącą do wydarzeń szczególnej wagi.

Edgar odebrał telefon i przez jakiś czas słuchał.

– Przyprowadź – powiedział w końcu, nacisnął guzik i umieścił telefon na pasie. – Inkwizytor – oznajmił z kamienną twarzą.

– Przybył z oficjalnym oświadczeniem.

Nie minęło nawet pół minuty, gdy wiedźmin z dyżurki otworzył drzwi do głównego biura Dziennego Patrolu. Sekundę potem do pokoju wszedł nieustraszony inkwizytor Maksym.

– W imieniu Traktatu – powiedział, a jego głos był pozbawiony jakiejkolwiek intonacji. Ton był czysto informacyjny, głupio byłoby podejrzewać inkwizytora o sympatyzowanie z którąś ze stron. – Jutro o świcie odbędzie się rozszerzone posiedzenie miejscowego kolegium Trybunału pod patronatem Inkwizycji. Temat – szereg działań Innych Jasnych i szereg działań Innych Ciemnych, sprzecznych z postanowieniami Traktatu. Obecność wszystkich powiadomionych jest obowiązkowa. Nieobecność powiadomionego, podobnie jak spóźnienie, zostanie potraktowana jako magiczna ingerencja powyżej piątego poziomu siły włącznie. Niech zatriumfuje równowaga.

Wypowiedziawszy te słowa, inkwizytor pospiesznie odwrócił się i wyszedł.

Wiedźmin przelotnie zerknął na szefostwo i zamknął drzwi. Widocznie uważał za swój obowiązek odprowadzenie inkwizytora do wyjścia.

W pomieszczeniu przez jakiś czas panowało milczenie, nawet technicy przy notebookach przycichli.

– Jak w czterdziestym dziewiątym – zauważyła Anna Tichonowna. – Dokładnie tak samo.

– Będziemy wierzyć – powiedział głucho Jura. – Będziemy wierzyć, Anno Tichonowna. Ze wszystkich sił.

ROZDZIAŁ 5

Każdy człowiek miał, przynajmniej raz w życiu, wrażenie, że to, co się właśnie dzieje, już się kiedyś wydarzyło. Istnieje nawet specjalny termin – déjà vu. Fałszywa pamięć.

Inni też ją mają.

Pracownik Nocnego Patrolu Antoni Gorodecki stał przed drzwiami swojego mieszkania i walczył z natrętnymi wspomnieniami. Kiedyś dokładnie tak samo dreptał przed nie zamkniętymi drzwiami swojego mieszkania i zastanawiał się, kto mógł do niego przeniknąć. Wchodząc, w charakterze nieproszonego gościa rozpoznał swego zaprzysięgłego wroga, szefa Dziennego Patrolu, znanego Jasnym pod imieniem Zawulon.

– Déjà vu – wyszeptał Antoni i przekroczył próg. Ochrona znowu się nie odezwała, ale w pokoju ktoś był. Kto tym razem?

Ściskając w ręku medalion – talizman, Antoni wszedł do pokoju.

W fotelu siedział Zawulon i czytał „Argumenty i Fakty”. Ubrany był w elegancki czarny garnitur, jasnoszarą koszulę, na nogach miał wyczyszczone do połysku sznurowane pantofle z kwadratowymi noskami. Gość zdjął okulary i przywitał się:

– Witaj, Antoni.

– Deja vu… – powtórzył Antoni. – Witaj.

O dziwo, tym razem nie bał się Zawulona. Może dlatego, że poprzednio Zawulon wyjątkowo starannie zaaranżował swoją wizytę?

– Możesz wziąć mój amulet. Jest na biurku, czuję go. Antoni wypuścił talizman, który miał na szyi, zdjął kurtkę i posłusznie podszedł do stołu. Amulet Zawulona krył się wśród papierów i innych kancelaryjnych drobiazgów, które zazwyczaj pojawiają się same z fatalną nieuchronnością.

– Nie masz nade mną władzy, Zawulonie – powiedział obcym głosem Antoni.

Mag Ciemności skinął głową z zadowoleniem.

– Doskonałe. Muszę to przyznać: wtedy trzęsłeś się jak galareta. Dziś jesteś spokojny. Dorastasz, Antoni.

– Spodziewasz się podziękowań? – zapytał sucho Antoni. Zawulon odchylił głowę i zaśmiał się bezgłośnie.

– Dobrze – powiedział po kilku sekundach. – Widzę, że nie masz ochoty tracić czasu. Ja również. Przyszedłem, by zaproponować ci zdradę, Antoni. Drobną, wyrachowaną zdradę, na której wygrają wszyscy, ty również. Brzmi paradoksalnie, nieprawdaż?

– Prawdaż.

Antoni patrzył w szare oczy Zawulona, próbując zrozumieć, jaką pułapkę zastawia on tym razem. Człowiekowi można wierzyć w połowie, Jasnemu w jednej czwartej, Ciemnemu – wcale.

Zawulon był najsilniejszym, a co za tym idzie, najbardziej niebezpiecznym Ciemnym w Moskwie. Może nawet w Rosji.

– Wyjaśniam – rzekł Zawulon spokojnie. – Zapewne wiesz już o jutrzejszym posiedzeniu trybunału, prawda?

– Wiem.

– Nie idź na nie.

Antoni w końcu zdecydował się usiąść na kanapie pod ścianą. Teraz Zawulon był po jego prawej stronie.

– A czemuż to? – zainteresował się Antoni.

– Jeśli nie pójdziesz – zostaniesz ze Świetlaną. Jeśli pójdziesz – stracisz ją.

W piersi Gorodeckiego pojawił się gorący kłąb. Nie chodziło o to, czy wierzy Zawulonowi czy nie. Chciał wierzyć. Bardzo chciał.

Ale nie zapominał, że Ciemnym wierzyć nie można.

– Zwierzchnictwo Nocnego Patrolu planuje kolejny globalny eksperyment społeczny. Na pewno o tym wiesz. Swietłana ma odegrać w tym eksperymencie dość ważną rolę. Nie będę próbował cię przekonać ani skłonić ku Ciemności – obaj wiemy, że to beznadziejna sprawa. Po prostu opowiem ci, czym grozi zrealizowanie podobnego eksperymentu. Otóż grozi to zakłóceniem równowagi – rzeczą banalną i tak upragnioną dla tej silniejszej strony. W ostatnim czasie Światło stało się silniejsze i, szczerze mówiąc, niezbyt mnie to cieszy. W interesie Dziennego Patrolu leży przywrócenie równowagi. Jesteś tym, który może nam pomóc.

– Dziwne – powiedział w zadumie Antoni. – Szef Dziennego Patrolu zwraca się o pomoc do pracownika Nocnego Patrolu. Bardzo dziwne.

– W zasadzie twoja pomoc nie jest nam niezbędna. Poradzimy sobie sami. Ale jeśli pomożesz sobie – przede wszystkim sobie – pomożesz również nam. A także Swietłanie oraz wszystkim, którzy ucierpią od kolejnego globalnego eksperymentu.

– Nie rozumiem, jak mogę pomóc sobie i Swietłanie.

– Czego nie rozumiesz? Świetlana to potencjalnie bardzo silna czarodziejka. W miarę wzrostu jej siły, rośnie również dzieląca was przepaść. Jej moc to ten czynnik, który przesuwa równowagę na korzyść Światła. Jeśli Swietłana na jakiś czas zostanie pozbawiona swojej mocy, równowaga powróci. I nic nie będzie was dzielić, Antoni. Ona cię kocha, to przecież widać! I tyją kochasz. Czy poświęcisz dla sprawy Światła swoje szczęście i szczęście ukochanej kobiety? A przecież to poświęcenie będzie absolutnie bezcelowe! Dlatego właśnie proponuję ci malutką i bezbolesną zdradę.

– Zdrada nie może być mała.

– Może, Antoni. I to jeszcze jak. Wierność składa się z szeregu małych, wyrachowanych zdrad. Możesz mi wierzyć, żyję na tym świecie wystarczająco długo, żeby zdążyć się o tym przekonać.

Antoni milczał przez jakiś czas.

– Jestem Jasnym Innym i nie mogę zdradzić Światła. Z samej swojej istoty nie mogę. Powinieneś to rozumieć.

– Nikt cię nie zmusza, byś postępował wbrew Światłu. Swoim czynem pomożesz wielu ludziom. Bardzo wielu, Antoni. Czyż nie to jest właśnie celem maga Światła – pomagać ludziom?

– Jak potem spojrzę w oczy swoim? – uśmiechnął się niewesoło Antoni.

– Oni zrozumieją – powiedział Zawulon z dziwną pewnością w głosie. – Zrozumieją i wybaczą. A jeśli nie – to jacy z nich wówczas Jaśni?

– Niezły jesteś w sofistyce, Zawulonie. Na pewno lepszy ode mnie. Ale nazywając rzeczy cudzymi imionami, nie zmienisz ich istoty. Zdrada pozostanie zdradą.

– Dobrze – zgodził się nieoczekiwanie Zawulon. – W takim razie zdradź miłość. Możesz wybrać pomiędzy dwiema zdradami – nie rozumiesz tego? Zdradzić siebie albo nie dopuścić do kolejnego krwawego cyklu. Nie dopuścić do nieuniknionych walk pomiędzy Patrolami albo pozwolić im się toczyć. Czy za mało ci śmierci? Nieraz chodziłeś w patrolu z Andriejem Tiunnikowem, przyjaźniłeś się z Tygryskiem, dziewczyną – odmieńcem. Gdzie oni teraz są? Kogo jeszcze gotów jesteś poświęcić w imię Światła? Nie idź jutro na posiedzenie Trybunału, a twoi przyjaciele będą żyć. Nie potrzebujemy nowych śmierci, Antoni. Jesteśmy gotowi uniknąć walki i odejść w pokoju. Dlatego proponuję ci możliwość udzielenia pomocy wszystkim. Wszystkim! Ciemnym i Jasnym. A także zwykłym ludziom. Rozumiesz?