Выбрать главу

– To Szargon – powiedział mag Ciemności Edgar, który zdjął z siebie pełnomocnictwa zastępcy szefa.

Dwie inne nici rozeszły się, by już niedługo spotkać się przed budynkiem uniwersytetu.

Kolejne starcie Ciemnych i Jasnych i kolejna ofiara. Na razie nie śmiertelna.

– Nocny Patrol prosi Inkwizycję o ingerencję! – zawołał Heser. – Maksym, Oskar, Raul, przecież oni się pozabijają!

Obok szefa Nocnego Patrolu stanęła kobieta – Inna, Olga, która niedawno odzyskała zdolności czarodziejki, i to bardzo silnej. Już straciła prawo do nazwiska, a jeszcze nie otrzymała prawa do zmrokowego imienia. Dotknęła łokcia Hesera i popatrzyła pytająco na sędziów.

Swietłana pobladła.

Ciemni milczeli. Zawulon w zadumie podrapał koniec nosa.

– Trybunał zakazuje ingerencji – oznajmił sucho jeden z sędziów.

– Dlaczego? – zapytała bezradnie Swietłana. Próbowała wstać z wiklinowego fotela, ale nie starczyło jej fizycznych sił. Prawdziwa magiczna Siła, siła Innej, czarodziejki Światła, powoli zaczęła tworzyć wokół Swietłany spiralę.

W gniewie czy sytuacjach ekstremalnych Inni, podobnie jak ludzie, stają się często silniejsi od samych siebie w chwili spokoju.

– Dlaczego? – w głosie Swietłany dźwięczała stal. – Wszędzie, gdzie pojawia się ten Ciemny, giną Inni albo umierają ludzie. To zabójca! Czy pozwolicie mu dalej zabijać?

Sędziowie byli niewzruszeni.

– Witalij Rogoża, Inny, Ciemny, podczas swojego pobytu w Moskwie nie złamał żadnego z postanowień Traktatu. Ani razu nie przekroczył obrony koniecznej. Jest czysty wobec Inkwizycji. Nie mam żadnych podstaw do ingerencji.

– Gdy pojawią się podstawy, będzie już za późno – zauważył ostro Heser.

Inkwizytor wzruszył ramionami.

– Będzie chciał pomścić Szargona – powiedział półgłosem któryś z Jasnych i zakasłał.

Dwóch magów – Światła i Ciemności – podchodziło do budynku MGU. Im bardziej zmniejszał się dystans między nimi, tym bardziej rosło przekonanie, że na wieżę wjedzie już tylko jeden.

Który?

* * *

Z podwożącego mnie samochodu wysiadłem trzysta metrów od wejścia do kompleksu uniwersyteckiego. Widziałem wiszące nad budynkiem rozbłyski kolorowych plam, promieni i figur, czułem, że jakaś niezrozumiała siła powstrzymuje zwykłą wyższą magię, nie pozwala się nią posłużyć. I czułem, jak tam, na samej górze, skąd wyrasta ostra szpica moskiewskiego wieżowca, powstaje jasnoszary obłok przypominający bombę o opóźnionym zapłonie.

Rozejrzałem się i ruszyłem chodnikiem. Powinienem biec, ale szedłem dość swobodnym krokiem. Pewnie tak było trzeba.

Pytanie tylko, komu to potrzebne…

Odtwarzacz sączył kolejną melodię. Nie spodobała mi się, przeskoczyłem do następnej. Co tym razem?

Me imię brzmi – wytarty hieroglif

Moje ubranie połatane wiatrem

Co niosę w zaciśniętych dłoniach

Nikt nie zapyta i ja nie odpowiem…

„Piknik”, utwór „Hieroglif. W sam raz – niespieszna melodia dla kogoś, kto i tak jest już spóźniony, kto może jedynie skoncentrować się i osiągnąć wszechogarniający spokój wschodnich mędrców.

Ciekawe, czy wśród wschodnich mędrców zdarzali się Inni. A może należałoby zapytać – czy wśród wschodnich mędrców zdarzali się ludzie?

Udało mi się zamroczyć wartowników – widocznie zwyczajne, codzienne zaklęcia nie były zakazane.

Podszedłem do wind – westybul był dziwnie pusty. Może ludzie podświadomie wyczuwali obecność potężnych Innych Moskwy i starali się omijać to miejsce? Nacisnąłem przycisk, drzwi jednej z wind otworzyły się natychmiast. Wszedłem i odwróciłem się odruchowo, by zobaczyć, czy czasem ktoś nie biegnie do tej windy…

I zobaczyłem Antoniego. Właśnie przeszedł obok „wyłączonych” ochroniarzy.

Jakim cudem mnie dogonił? Też zarekwirował skuter albo motocykl?

Stałem, czekając. Antoni patrzył na mnie, jakby się zastanawiał, i też czekał.

Po krótkim wahaniu nacisnąłem guzik i drzwi windy zamknęły się. Zacząłem wjeżdżać na górę, mniej więcej na dwie trzecie wysokości budynku. Wyżej trzeba wjechać inną windą, działającą wyłącznie na górnych piętrach. A tam, dokąd zmierzałem, prowadziły już tylko szerokie marmurowe schody, ze starymi plamami wapienia na stopniach. Schody biegły do drzwi, otwartych w Zmroku i na głucho zamkniętych w zwykłym świecie.

Tuż przed schodami zakończyła się celebracja „Piknika” i odtwarzacz na chybił trafił wybrał kolejny utwór:

Śnią mi się stwory, śnią mi sfory

Dzikie stworzenia o oczach jak lampy

Wbiły się w me skrzydła pod samym niebem

Runąłem w dół jak upadły anioł…

Słyszałem już kiedyś tę piosenkę „Nautiliusa”, ale tylko przelotnie. Dopiero teraz znalazła ona odzew w mojej duszy. Podchodząc do zamkniętych drzwi i wkraczając w Zmrok, śpiewałem razem z Butusowem:

Nie pamiętam upadku, pamiętam tylko

Głuche uderzenie o zimne kamienie

Czy naprawdę wzbiłem się tak wysoko

I spadłem tak nisko jak upadły anioł?

Prosto w dół, tam właśnie, dokąd my

W nadziei na nowe życie wyszliśmy

Prosto w dół, tam skąd właśnie my

Na błękit nieba chciwie patrzyliśmy

Prosto w dół…

Butusowa i mnie mógł słyszeć dowolny Inny, mimo iż rzeczywisty dźwięk rodził się w malutkich guzikach słuchawek i niknął krok ode mnie.

Do pomieszczenia, w którym odbywał się trybunał, weszliśmy razem – ja i upadły anioł.

Próbowałem myśleć sprawiedliwie i dobrze

Nie sądziłem, by było to dziwne czy złe

Że na dole, na ziemi, gromadzą się tłumy

Ludzie przyszli popatrzeć, jak upada anioł

Heser. Zawulon. Inkwizytor Maksym. Ciemni – z którymi w ostatnich dniach piłem kawę i rozmawiałem: Edgar, Jurij, Kola, Anna Tichonowna… Jaśni – z którymi w ostatnich dniach walczyłem i ścierałem się na granicy faulu: Ilja, Garik, Tolik, Niedźwiedź… Nieznajomi Inni, Ciemni i Jaśni, niektórzy w żaden sposób nie związani z patrolami. Dwóch mężczyzn w płaszczach – chyba inkwizytorzy.

I czarodziejka Światła o wykrzywionej twarzy. Tak wyglądają ludzie oraz Inni, gdy tracą swoich bliskich.

W uchylone usta wiatr sypie biały pył

Może to zimny śnieg, może słodka manna

A może białe pióra spadające na dół

Za lecącym ku ziemi, jak upadły anioł…

I w tym momencie coś pociągnęło mnie w górę po widmowych schodach, na szczyt niewidzialnej piramidy, po której przez cały czas wchodziłem. Niemal jednocześnie dwóch inkwizytorów w płaszczach zdjęło zakaz używania wyższej magii i Świetlana cisnęła we mnie jasnoszary obłok, który mógł w każdej chwili rozerwać się i runąć. Siłę, wobec której megatonowe bomby są zabawką.

Czas się zatrzymał.

A ja wszystko zrozumiałem. To, co się wydarzyło, to, co dzieje się teraz, i to, co wydarzy się w najbliższym czasie. Zrozumiałem i przełknąłem kulę, która nagle pojawiła się gardle.

Stałem się najsilniejszym magiem na Ziemi. Magiem poza kategoriami. Jednodniowym władcą… gdzie tam jednodniowym – jednominutowym. Jedynym Innym w tej małej sali, który nie miał przyszłości.

Niektórzy Inni nie mają przyszłości.

Zwierciadło! Jestem tylko zwierciadłem! Zwierciadłem świata. Odważnikiem, rzucanym przez Zmrok na szalę, gdy równowaga sił Światła i Ciemności zostaje zakłócona.

Światło miało Wielką Czarodziejkę. Ciemność nie posiadała tak silnego adepta. Światło zdobyło możliwość rozprawienia się z Ciemnością – raz na zawsze.