Ale Światło nie może istnieć bez Ciemności. I dlatego Zmrok zrodził mnie. Znalazł dziwnego Innego, nie skłaniającego się do żadnej ze stron, Innego z dziewiczo czystą aurą i pokolorował go na czarno. Odebrał poprzednią pamięć, podarował umiejętność odbijania i wchłaniania cudzej siły. Im mocniej mnie biją, tym silniejszy się staję. Wskakuję na następny stopień. A gdy nie ma już dokąd skakać, gdy jest już tylko szczyt, a ponad nim wieczność i Zmrok, zwierciadło przestaje być potrzebne. Bo wówczas to zwierciadło mogłoby zakłócić równowagę.
Czeka mnie Zmrok. Zmrok na zawsze. Nie wiem, co stanie się z ciałem Witalija Rogoży, do niedawna jeszcze Innego bez przeznaczenia. Nie wiem, co będzie z jego pamięcią i osobowością. Za każdym przyjściem zwierciadła wszystko układa się inaczej. Wiem tylko, że ten ja, który uświadomił sobie siebie w zimowym parku w Nikołajewie, zmierzając na dworzec, zniknie na zawsze, przemieni się w bezcielesny cień, w widmowego mieszkańca Zmroku.
Albo stanie się częścią Zmroku… Nie tak znowu biernego, jak by się mogło wydawać…
Zrozumiałem to wszystko w jednej krótkiej chwili, nim wypiłem całą siłę Swietłany, która myślała, że straciła Antoniego Gorodeckiego. A pomyślała tak z powodu dziwnego kaprysu rzeczywistości – wszedłem do sali trybunału z takim samym odtwarzaczem jak jego, z kopią jego składanki w odtwarzaczu, z jego ulubioną piosenką na ustach i w duszy. Zrozumiałem, że Inkwizycja zna prawdę. Że nikt z nich nie powie ani słowa, żeby uspokoić Innych Moskwy, którzy uwierzyli w moją hipotetyczną walkę z Antonim i w to, że w tej walce Antoni zginął.
Jaśni znali jego ulubione piosenki…
– Umrzyj!
Nie umrę, Swietłano. A raczej umrę, ale nie teraz. Jestem zwierciadłem. Próbując mnie zniszczyć, słabniesz, a ja staję się silniejszy. Widzę, co cię czeka – powolna, rozciągnięta na kilkadziesiąt lat regeneracja sił. Po kawałeczku, okruchami, będziesz zbierała to, co utraciłaś. Trzydzieści, a może nawet więcej lat to czas całkowicie satysfakcjonujący Ciemność, czas, który pozwoli przygotować się do następnej próby zakłócenia równowagi, nie wiadomo tylko, która strona ją podejmie. Czekają cię lata, w ciągu których możesz osiągnąć – albo nie – szczęście z Antonim.
Tak czy inaczej, w ciągu tych lat będziecie sobie równi.
Ja daję ci szansę… Szansę, której sam nie mam.
Ucichła muzyka, odtwarzacz nie wytrzymał magicznego ciosu – technika w ogóle kiepsko znosi silną magię – i trysnął drobnymi plastikowymi odłamkami. Czapka poleciała gdzieś ku wyjściu, kurtka pękła w kilku miejscach.
Ale ja utrzymałem się na nogach.
– Zwierciadło! – wykrzyknął Heser z całą gamą intonacji i nieprzekazywalnych uczuć w głosie. – Po raz trzeci i po raz trzeci Ciemnym!
– My nie urządzamy globalnych eksperymentów społecznych, kolego – Zawulon, szef Dziennego Patrolu, nie krył triumfu.
Dziś on jest zwycięzcą. Jaśni zostali pokonani. Ile razy było tak samo, ile razy na odwrót? Swietłana, pozbawiona sil i oszołomiona, jeszcze chwilę temu zdławiona rozpaczą, teraz nie umiejąc ukryć radości, krzyknęła:
– Antoni!
Mag Światła stał przy wejściu, cały i zdrowy.
– Dziękuję, Antoni – zwrócił się do niego zadowolony Zawulon. – Doskonale wykonałeś moje polecenie. Mam nadzieję, że nagroda ci odpowiada?
– Polecenie? – wykrzyknął Heser. – Antoni?
Zawulon roześmiał się, wstając. Szef Nocnego Patrolu rzucił przelotne spojrzenie na upajającego się zwycięstwem przeciwnika i znowu popatrzył na Antoniego.
A ten podszedł do Swietłany, szczęśliwej i niczego nie rozumiejącej, objął ją, coś wyszeptał i podszedł do mnie.
Przez kilka sekund patrzyliśmy sobie w oczy. Jak przyjaciel na przyjaciela, wróg na wroga. Inny na nie – Innego. Nie wiem, jak to powiedzieć, by zabrzmiało prawdziwie. Przecież prawdy są zwykle co najmniej dwie.
– Weź – powiedział Antoni.
I podał mi swój odtwarzacz.
– Dziękuję – szepnąłem. Zdjąłem z pasa szczątki własnego, w milczeniu wyjąłem swoją składankę i włożyłem do podarowanego odtwarzacza, jakby obecnie była to najważniejsza rzecz na świecie. I pomyślałem: a teraz inkwizytor wstanie i powie, że mogę odejść.
Zgadłem. Magowie mojej rangi nie mylą się, nawet jeśli są nie – Innymi.
– W imieniu Traktatu – rzekł Maksym jak zawsze sucho i obojętnie. – Ponieważ zostało stwierdzone, że Witalij Rogoża nie jest Innym w zwykłym rozumieniu tego słowa, działania Nocnego Patrolu w stosunku do Witalija Rogoży nie podlegają rozpatrzeniu Inkwizycji. Witalij Rogoża nie podlega również Traktatowi. Pozostawiamy go jego własnemu losowi.
Tak jakbym kiedykolwiek miał własny los! Ja, zwierciadła, które przychodziły przede mną, chłopiec Igor, którego czas jeszcze nie nadszedł…
– Inkwizycja zakończyła posiedzenie. – Maksym obrzucił magów uważnym spojrzeniem. – Czy Patrole mają jeszcze jakieś wnioski albo uwagi?
Nacisnąłem play, odwróciłem się i poszedłem do wyjścia. Rozerwana kurtka upodobniała mnie do bezdomnego włóczęgi albo stracha na wróble. Ale kto by się tym przejmował?
Odtwarzacz Antoniego działał w trybie wyboru losowego i znowu wybrał z dziesiątków ścieżek tę właściwą. Kipielow i Mawrin, – „Niepewny czas”. Jedyne, co mi pozostało, to śpiew.
Więc zaśpiewałem:
Niepewny czas
Widmo wolności na koniu mknie
Krwi aż po pas
Niczym w jakimś obłąkanym śnie
Cieszy się lud
Niszczy starych bogów
Modli się lud
Czeka nowych słów
Na niebie kometa
Widomy znak klęsk i ciosów
Żołnierze światła
Rozpalili tysiące stosów
Ciemności żołnierze
Otoczyli świat
Wrzaskliwym deszczem
Spada z nieba ptak
Niepewny czas, ty, który nie masz prawa nazywać się Witalijem Rogozą. Niepewny czas dla ciebie, który wzbiłeś się, aby spaść. Dla upadłego anioła… Ciemnego anioła. Niepewny czas dla ciebie i Innych. Koniec tysiąclecia. Czas, gdy nie sposób odróżnić ciemności od światła. Czas śmierci i walk. Niepewny czas.
Kim my jesteśmy
Dzieci czerwonej gwiazdy
Dzieci czarnej gwiazdy
Albo nowych grobów
Taniec śmierci jest prosty i straszny
Lecz na razie nie wybiła godzina
I za grzechy wszystkich żyć naszych
Niepewny czas ukarze winnych
Ja również nie wiem, kim jestem. Wiem tylko jedno: za cudze grzechy niepewny czas najczęściej karze tych, którzy nie grzeszyli. Albo grzeszyli, ale i tak zostają ukarani za inne grzechy. Mnie nie dano wyboru. Mnie nie dano losu.
Jeszcze żyjemy
Ktoś uratuje się, ktoś nie
Dzikością wzniesieni
W twierdzy światło nie pali się
Zerwany sztandar -
Hańba!
Nie poddamy się wrogom!
Ty nas nie weźmiesz
Łżesz,
Wziąć nas nie mogą!
Jeszcze żyję i śpiewam. Śpiewam, choć dokładnie wiem, że w innej piosence Kipielowa i Mawrina są również takie słowa:
Nie proś mnie, nie zabiorę cię ze sobą
Nie patrz tak, wszak ja nie znam sensu życia
Już nie pragnij poznać cudzej tajemnicy
Oto koniec, jestem duchem, a więc znikam
Jestem tylko duchem. Tylko zwierciadłem. Zwierciadłem, które odbiło wszystko, co miało odbić. Ale nie mogę nie prosić i nie wierzyć. Odchodzę, żeby zniknąć, ale proszę, mam nadzieję, chcę wierzyć – zabierzcie mnie ze sobą! Zabierzcie!
Wierzę.
Mam nadzieję.
Wierzę.
Mam nadzie…
CZĘŚĆ TRZECIA. INNA SIŁA
PROLOG
Samochód złapał Juha Mustajoki, on teraz był szefem ich małej grupy. Jari Kuusinen i Raiwo Nikkila wcisnęli się na tylne siedzenie starego żiguli. Juha usiadł z przodu.