Выбрать главу

Dwadzieścia minut później Edgar wszedł do biura Dziennego Patrolu. Para starszawych wampirów na warcie ubierała choinkę. Powitali Edgara tak jak należało – z należytym szacunkiem i bez namolności.

– Szef już o pana pytał – oznajmił wampir – mąż. – Prosił, żeby pan do niego zajrzał.

– Dziękuję, Filipie – rzekł Edgar. – Szef jest u siebie?

– Teraz już tak.

– Aha. Wesołych świąt!

– Wesołych świąt, panie Edgarze.

Edgar wjechał na górne piętro i rzucił Zawulonowi przez Zmrok znak przybycia.

„Wejdź” – odpowiedział Zawulon.

Szef Dziennego Patrolu żądał od podwładnych surowego przestrzegania hierarchii i dyscypliny, a jednocześnie szanował swobodę jednostki nawet najniżej stojącego wampira – dozorcy i ufał magom z szefostwa Dziennego Patrolu. Nie zapytał obcesowo Edgara, czemu opuścił zebranie. Skoro opuścił, to znaczy, że miał ważny powód.

Ponieważ jednak taki powód nie istniał, Edgar uznał za stosowne opowiedzieć wszystko, jak było. Na dziś nie planowano żadnych poważnych akcji, w sytuacji krytycznej Zawulon sięgnąłby do niego przez Zmrok albo, ostatecznie, zadzwonił na komórkę, i Edgar nie czuł się specjalnie winny.

– Dobry wieczór, szefie.

– Dobry wieczór, Edgarze. Jak pogoda?

– Śnieg. Dobrze, że nie ma wiatru. Przepraszam, że opuściłem zebranie. Nie było nic pilnego?

– Nie. Ale teraz będzie.

Zawulon jak zwykle miał na sobie swój ulubiony szary garnitur i szarą koszulę. Edgar pomyślał, że jeszcze nigdy nie widział szefa w innym ubraniu. W garniturze i koszuli w zwykłym świecie. Bez ubrania w Zmroku.

– Proszę sobie wyobrazić, szefie, że się rozmarzyłem. Spacerowałem po Czystych Prudach i wspominałem Samarę z dwunastego roku.

Zawulon uśmiechnął się kącikami ust i cicho zanucił:

– „Fotograficzne atelier, w tej parze znowu, miasto Samara, dwunasty rok…”

Szef Dziennego Patrolu miał dźwięczny baryton. Edgar po raz pierwszy usłyszał śpiew Zawulona.

– Karmiłeś kaczki? – zainteresował się Zawulon.

– Tak.

Zawulon westchnął, na krótko oddając się wspomnieniom. Na bardzo krótko. Dosłownie na pół minuty.

– Dobrze, Edgarze. Przejdźmy do rzeczy. Polecisz jutro do Pragi.

– Na trybunał?

– Tak. Będą omawiać kilka spraw, między innymi zabójstwo Alicji i akcję Braci Regina.

– Przecież Jaśni mieli ich wypuścić? – zdumiał się Edgar. – Czyżby się rozmyślili?

– Nie. Sprawę przekazano europejskiemu wydziałowi trybunału. Podejrzewam, że odpowiedzialność za tę akcję Heser postara się przerzucić na nas. Że niby to myją zaplanowaliśmy, czy też sprowokowaliśmy.

– Przecież nie mają żadnych dowodów!

– Właśnie dlatego wysyłam cię do Pragi. Zorientujesz się w sytuacji. I żadnych taryf ulgowych, wystarczy, że przez ostatnie dwa lata się naginaliśmy. Najwyższa pora podnieść głowę.

– Naginaliśmy się, bo tak było trzeba – powiedział Edgar. Perspektywa spędzenia gwiazdki oraz Nowego Roku w gotyckiej Pradze bardzo mu odpowiadała. Edgar lubił to posępne miasto, uosabiające europejskiego ducha. Miasto, w którym Ciemni czują się wolni.

– Przy okazji. Najprawdopodobniej polecisz jednym samolotem z Braćmi. Znajdź odpowiednią chwilę i szepnij im słówko, że Dzienny Patrol Moskwy nie ma zamiaru zostawić na pastwę losu Ciemnych, którzy ucierpieli na jego terenie. Niech nie zwieszają nosa na kwintę.

– Naprawdę będziemy ich bronić?

– Naprawdę. Wiążę z tą trójką pewne plany. Ta międzynarodówka będzie mi jeszcze potrzebna… Więc się o nich zatroszczę. Prawdopodobnie Jaśni też podczepią im obserwatora. Postaraj się, żeby za bardzo nie mieszał. Ale nie walcz z nim z byle powodu, trzymaj go po prostu na dystans, to wszystko.

– Zrozumiałem, szefie.

– Weź to – Zawulon otworzył stojący obok biurka sejf, podał Edgarowi dwa amulety oraz naładowaną buławę. – Nie sądzę, byś musiał używać mgły Transylwanii. Ale na wszelki wypadek weź. Wiesz, gdzie podładować buławę?

– W kostnicy? W tej wieży z kości? – zorientował się błyskawicznie Edgar.

Zawulon skinął głową.

– Na Ciemność! – zawołał Edgar, teraz zazdroszcząc sam sobie. – Nie byłem tam z siedemdziesiąt lat!

– Przy okazji oczyścisz siebie – poradził Zawulon. – Potrafisz?

Edgar skrzywił się. Sympatia sympatią, ale Zawulon był magiem poza kategoriami, a Edgar, mimo wyraźnych zadatków, nie dociągnął jeszcze do pierwszej rangi, nadal posługiwał się zwykłym ludzkim imieniem, choć jego nazwisko utonęło w mrokach niepamięci.

– Technikę znam… w zarysach. – Edgar nie miał ochoty o tym mówić.

– Będziesz miał okazję potrenować – zakończył temat Zawulon. – To wszystko, idź się spakować. Jeśli masz jakieś sprawy, przekaż Szargonowi albo Biełaszowiczowi.

– Zrozumiałem, szefie. Przekażę.

– Powodzenia.

Edgar wyszedł, zajrzał na chwilę do swojego gabinetu, napisał list do Szargona, powiesił go w Zmroku i skierował się do domu.

Na dole spotkał Alitę.

– Cześć, ślicznotko!

– Cześć, Edgarze. Nie masz ochoty pójść na lodowisko?

– Nie mam czasu.

– Daj spokój – machnęła ręką wiedźma. – Za chwilę święta, jak możesz nie mieć czasu? Jaśni są teraz bardziej zajęci jakością szampana niż swoimi zwykłymi wygłupami. W święta trzeba się bawić, a nie pracować.

– Zgadzam się – westchnął Edgar. – Ale i tak nie mam czasu. Wyjeżdżam.

– Dokąd?

– Do Pragi.

– Uu! – pozazdrościła Alita. – Na długo?

– Jeszcze nie wiem. Może na tydzień…

– Nowy Rok w Pradze! – westchnęła Alita. – I to nie jakiś tam, tylko dwutysięczny… Może by tak polecieć z tobą?

– Śmiało – nie zniechęcał jej Edgar. – Tylko nie ze mną. Nie jadę tam dla rozrywki…

On też jej trochę zazdrościł. Jeśli wiedźma poleci do Pragi, będzie mogła tam odpoczywać z czystym sumieniem. Edgar zbyt często jeździł w podobne delegacje, by mieć jakieś wątpliwości co do ilości czekającej go pracy.

Pracy zawsze jest dużo. A szczególnie dużo jest jej w czasie świąt – jak na złość. A w czasie dużych świąt (może zmiana pierwszej cyfry w numerze roku nie jest wielkim świętem?!) pracy jest zazwyczaj więcej niż przewidują najbardziej mroczne prognozy.

Po drodze do domu Edgar obejrzał linie prawdopodobieństwa. Okazało się, że poranny lot do Pragi zostanie przełożony na wieczór i trzeba będzie lecieć dziennym tranzytowym. Biletów oczywiście nie było, na rezerwację też nie mógł liczyć. Ale to Edgara nie martwiło. Stary sprawdzony trick z podwójnym biletem, czy może być coś łatwiejszego? Rzecz jasna, prawidłowy okaże się bilet nabyty przez Innego, mimo że ów nabędzie go na minutę przed wejściem na pokład samolotu.

Pakowanie nie trwało długo. Po co miałby dźwigać walizy z rzeczami, skoro łatwiej kupić je na miejscu? Jedynym bagażem były amulety, buława oraz dyplomatka z czasopismem i kilkoma paczkami zielonej zamorskiej waluty.

Wszystko, co można nabyć za pieniądze, Inny może zdobyć również w inny sposób. Ale po pierwsze, nie warto tracić niepotrzebnie siły, a po drugie, oddziaływanie oddziaływaniu nierówne. Wyłudzisz od człowieka – sprzedawcy ciastko, a Nocny Patrol przywali ci nieusankcjonowaną ingerencję. Po Jasnych można się wszystkiego spodziewać.