Выбрать главу

Poza tym, Edgarowi było zwyczajnie szkoda potencjalnego sprzedawcy. Nie chodziło oczywiście o ciastko. Ale a nuż trzeba będzie ukraść dżipa z salonu? Ludzie to podstawa. Baza pokarmowa. Substrat. Trzeba się o nich troszczyć. To nic, że taka ideologia trochę przypomina ideologię Jasnych.

Ciemni wyczuwają różnicę pomiędzy „troszczyć się” i „trząść się nad”.

Doskonale wyczuwają.

Noc Edgar przeznaczył na sen, chociaż zasnąć o tej niezwykłej porze było mu trudniej, niż przypuszczał. Już zapadając w drzemkę, Edgar pomyślał, że mimo wszystko powinien był pójść z Alitą na ślizgawkę.

Rano stwierdził, że nad jego własną magiczną „skorupą” ktoś porządnie popracował, wzmacniając ją pancernymi nitkami. Zawulon oczywiście, bo któż by? Hm… Czyżby zadanie miało być trudne i niebezpieczne? A może Zawulon chce się zabezpieczyć?

Po coraz częstszych starciach z Jasnymi Zawulon dał osobistą osłonę wielu pracownikom Dziennego Patrolu. Skąd on czerpie energię na podtrzymanie tych niezliczonych tarcz?

Pewnie wiedzą o tym tylko dwie osoby w Moskwie. Sam Zawulon i jego odwieczny oponent Heser. No i jeszcze Inkwizycja.

Szargon z własnej inicjatywy podrzucił Edgara na lotnisko. Chyba świeżo odremontowany mag lubił jeździć swoim świeżo odremontowanym bmw po przedświątecznej Moskwie. Pretekst był wyjątkowo prosty i przekonujący: przejąć bieżące sprawy Edgara. Spraw było tyle co kot napłakał: histeria trzynastoletniej dziewczynki, która stwierdziła, że umie wchodzić w Zmrok i niechcący spojrzała tam na siebie w lustrze. Oswoić, nauczyć, dać wsparcie… Zadanie dla dyletanta. I jeszcze szalony sukub – gerontofil, z którego śmiała się połowa Birulewa.

To nawet nie były „sprawy”. To jakieś śmieci.

Przed wejściem do budynku lotniska Edgara dosięgnął telefon maga z szefostwa Dziennego Patrolu – znanego jako Jurij, mimo że już dawno zdobył prawo do noszenia zmrokowego imienia. Szargon przecież nosił swoje „za szczególne zasługi wobec Patrolu”. A Jurij był silniejszy od Szargona i znacznie starszy.

– Cześć, Edgar. Lecisz do Pragi?

– A co? – odpowiedział Edgar pytaniem.

– Słuchaj i nie przerywaj. Wiem trochę o planach szefa. I o tym, po co cię tam wysłał. Wszystko nie jest tak proste i nieskomplikowane, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Dziś albo jutro do Pragi wybywa kilku Jasnych, nie zdziwiłbym się, gdyby ruszył się sam Heser. Są pewne znaki, że Jaśni planują jakąś bardzo poważną operację. I oczywiście, Zawulon zamierza dać godną odpowiedź. Uważaj na siebie. Zwłaszcza po drodze.

Jurij umilkł, jakby czekając na odpowiedź Edgara, ale ten, pamiętając, że ma nie przerywać, milczał. Sięgnął tylko w Zmrok, próbując wymacać Zawulona, ale nie zdołał znaleźć najmniejszych śladów szefa. Gdzie on błądził, w jakich tajemnych zaułkach, w jak głębokich warstwach Zmroku? Nie wiadomo. Potężni magowie chadzają własnymi drogami, kierując się własnymi motywami, niezbyt zrozumiałymi dla otoczenia.

– Pamiętasz, jak szef wysłał na wypoczynek Alicję Donnikową? – ciągnął Jurij. – Przypomnij sobie, jak to się skończyło. Chciałbyś pewnie zapytać, po co ci o tym mówię? Odpowiem. Ponieważ jestem Ciemny. I jeszcze dlatego, że zdążyliśmy razem popracować. Możesz to potraktować jak chcesz, ale wolałbym cię widzieć wśród żyjących Innych niż wśród cieni Zmroku. Na razie, Edgarze.

Jurij wyłączył się.

Przez chwilę Edgar stał, w zadumie ściskając telefon w dłoni. Potem przyczepił go do paska, podniósł dyplomatkę i ruszył do kas.

„Na Ciemność” – myślał. – „Co to było? Uprzedzenie? Ostrzeżenie? I to wyraźnie ponad głową Zawulona. Przypomnij sobie Alicję…”

Wiedźmę Alicję Zawulon zwyczajnie poświęcił. Z zimną krwią i bez zbędnego żalu. Jak pionka w partii szachów. To śmieszne, darzyć sympatią bezosobową figurkę na desce… Niemniej, Inni również umieją czuć i kochać. Edgarowi było zwyczajnie szkoda Alicji, ale nie kiwnąłby palcem, nawet gdyby wiedział, co się święci. Przecież każda gra ma swoje własne, raz na zawsze ustalone zasady. I wszyscy, którzy kiedyś weszli do gry, nie mogą ani z niej wyjść, ani złamać reguł. Odeszła wiedźma Alicja, przyszła wiedźma Alita. Praktyczne zastosowanie prawa zachowania. Alita jest chyba nawet bardziej sympatyczna…

Kasjerkę Edgar załatwił automatycznie, pogrążony w rozmyślaniach. Dostał niebieską książeczkę biletu, przez co anulował bilet jakiegoś nieszczęsnego pasażera. Pechowiec będzie musiał polecieć później. Cóż, w świecie ludzi i Innych reguły dyktują ci ostatni.

„Dlaczego Jurij mnie ostrzegał?” – zastanawiał się Edgar, siedząc przy barze nad kuflem piwa, drogiego i niesmacznego. – „Czy czasem nie z altruizmu? To nie łamałoby zasad gry…”

Przemknęło mu przez głowę, że znikając w swoim czasie z Moskwy, Zawulon wyznaczył na swojego zastępcę nie Jurę czy Kolę, najsilniejszych po Zawulonie magów Ciemności, lecz jego, Edgara, który wyraźnie ustępował im obu. Jura został uznany za maga poza kategoriami jeszcze w zeszłym stuleciu, Mikołaj nie tak dawno, po wojnie. A Edgar jeszcze nie osiągnął pierwszego stopnia mocy. Oczywiście, że był silnym magiem. Oczywiście, że był silniejszy niż większość Innych Moskwy – zarówno Ciemnych, jak i Jasnych. Ale i tak ustępował Jurijowi i Mikołajowi.

Skąd to posunięcie Zawulona? Czy czasem Jura nie chce się teraz zemścić? Czy nie kieruje nim zwyczajna zawiść? Nastraszyć albo (wszystko się może zdarzyć) zwyczajnie zakpić z nieoczekiwanie awansującego kolegi?

Z Estonii odwołano Edgara w pośpiechu i bez większego sensu. Żył sobie spokojnie w małym bałtyckim kraju, kierował nielicznym, sennym patrolem i nagle: trach! bach! pilne wezwanie do Moskwy, pospieszne szukanie następcy – klasycznego, gorącego, estońskiego chłopaka, maga zaledwie czwartej rangi… Właśnie, trzeba by do niego zadzwonić. No, a co było potem w Moskwie? Najpierw włączono Edgara do dwutygodniowej operacji, a nieco później uczestniczył w kawaleryjskim ataku w celu odbicia praktykującej bez licencji wiedźmy. To wszystko. Potem trzymiesięczna rutyna, a w połowie listopada niespodziewane wyróżnienie tytułem pełniącego obowiązki szefa Dziennego Patrolu w czasie nieobecności Zawulona, wizyta zwierciadła i trybunał w MGU.

Po głębszym zastanowieniu Edgar doszedł do wniosku, że starsi magowie Dziennego Patrolu Moskwy mieliby pełne prawo utrzeć nosa robiącemu szybką karierę Estończykowi. Utrzeć nosa, bo słowo „wygryźć” nie miałoby tu zastosowania. Przecież Zawulon rzadko opuszcza Moskwę, a w czasie jego obecności Edgar jest tylko jednym z agentów operacyjnych. Silnym agentem, można nawet powiedzieć, elitarnym. Ale niczym więcej.

Dopijając piwo, Edgar postanowił: dość zastanawiania się nad przyczynami. Lepiej spróbować wypracować linie z uwzględnieniem… z uwzględnieniem wszystkiego. Nawet najbardziej szalonych wariantów.

Dobra. Zaczynamy.

Na czym powinęła się noga Alicji? Nie zdążyła do końca zregenerować sił. Nie rozpoznała Innego Jasnego w najbliższym otoczeniu. Nie zdołała uniknąć z góry przegranej walki. I, co najważniejsze, uległa emocjom. Próbowała odwołać się do uczuć Jasnego.

Z siłą Edgara wszystko było w najlepszym porządku. Oba amulety, które dostał od Zawulona, to studnia niemal bez dna, zwłaszcza ten załadowany „mgłą Transylwanii”. Gdyby Edgar skorzystał z tego amuletu, wszyscy Inni Europy odczuliby potworny wyrzut magicznej energii. Plus buława bojowa, rzecz szybka i niezawodna. Bicz Saaby to nie byle co!

Czyli Edgar będzie musiał uważnie pilnować Jasnego. A właśnie… W Szeremietiewie obecnie znajdowało się jednocześnie trzech Jasnych. Znany z poprzednich operacji Antoni Gorodecki, przezwany przez Ciemnych niższego szczebla „pupilkiem Zawulona”. Niedawno dał się poprowadzić Zawulonowi jak na smyczy, co bardzo pomogło Ciemnym… A może jedynie wmówił wszystkim, że pomaga Ciemnym? Raczej to ostatnie, w przeciwnym razie jakim cudem utrzymałby się w swoim Nocnym Patrolu?