Выбрать главу

Wieża napomknęła Edgarowi, że jest szansa, by powtórzyć krymski gambit. Edgar nie miał ochoty być koniem. Niech sobie Anna Tichonowna, ta wiedźma i ścierwo, będzie koniem, rola w sam raz dla niej…

Wstrząs, gdy koła dotknęły lądowiska. Raz, drugi, i lot przeszedł w szybki, ale z każdą sekundą coraz wolniejszy pęd po betonie.

Czy Zawulon wymyślił kolejną wymianę, tymczasem po cichutku przepychając do przodu kilka pionków Braci Regina w nadziei, że na szachownicy pojawi się wkrótce – jeśli nie kolejny czarny hetman, to w każdym razie czarna wieża?

Przykro być pionkiem.

„A jeśli to jednocześnie egzamin?” – zastanawiał się Edgar. – „Sprawdzian?” Alicja pozwoliła się pożreć, takie figury nie są Zawulonowi potrzebne. A jeśli Edgar zdoła ocaleć, i jeszcze przy tym nie zepsuje planów szefa… To byłby optymalny rezultat!

Ale jak go osiągnąć?

Obiektem wymiany był zapewne Antoni Gorodecki, „pupilek Zawulona”. Nie można wykorzystywać go bez końca, szef Dziennego Patrolu doskonale to rozumie. Zresztą, wcale nie jest takie pewne, że udaje się go wykorzystywać… Zawulon zawsze gotów jest robić dobrą minę do złej gry, udawać, że zdołał oszukać maga Światła…

Pasażerowie wstawali i szli do wyjścia, do niezwykłej dla mieszkańców byłego ZSRR karbowanej kiszki. Edgar wyjął i zarzucił płaszcz, czasopismo zostawił w kieszonce przedniego fotela, wziął dyplomatkę i skierował się do wyjścia. Natychmiast ogarnęło go przemożne wrażenie, że nie jest już w Rosji, lecz w Europie. W sumie trudno było stwierdzić, w czym się ono przejawiało – twarzach ludzi, ich ubraniach, ogólnej czystości, wyposażeniu lotniska? Składały się na to tysiące drobiazgów. Informacje podawane po czesku i angielsku bez riazańskiego akcentu. Więcej uśmiechów. Brak obrzydłych Cyganów na placu przed budynkiem i nie mniej obrzydłych prywatnych kierowców.

Za to na postoju taksówek stały sympatyczne żółte ople.

Taksówkarz równie swobodnie mówił po rosyjsku i angielsku oraz, rzecz jasna, po czesku. Dokąd? Do hotelu, do „Hiltona”. O! Nieczęsto Rosjanie jadą do „Hiltona”. A jeśli już jadą, to inni – obwieszeni złotem, z ochroną, drogimi limuzynami… Nie jestem Rosjaninem, lecz Estończykiem. No tak, teraz to już nie to samo. To nigdy nie było to samo. Ech, wcześniej to nawet Czech był prawie Rosjaninem… Wątpię. Może i racja.

Taksówkarz zabawiał go rozmową i Edgar postanowił odpocząć od dręczących myśli. Przecież pierwszego dnia w Pradze i tak nie rzuci się na robotę. Można się odprężyć, oczywiście przy kuflu piwa. Kto o zdrowych zmysłach i zdrowym (a nawet chorym!) żołądku zrezygnowałby z kufla prawdziwego czeskiego piwa?

Tylko nieboszczyk.

Pokój w „Hiltonie” można było dostać bez szczególnych problemów nawet w przepełnionej turystami bożonarodzeniowej Pradze. Ale podobnie jak w każdym innym kraju, który nie do końca pozbył się oków niedawnego socjalizmu, taki pokój kosztował nieprawdopodobne, nawet dla Innego, pieniądze. Edgar zapłacił bez okrzyków oburzenia, choć pewnie takiej właśnie reakcji się po nim spodziewano. Było nie było Rosjanin, a nie przypomina bandyty – nuworysza… Sto lat temu młokos Edgar nie mógłby się powstrzymać i podsunąłby recepcjoniście argentyński paszport, ale teraz Edgar był starszy o te sto lat.

Dlatego ograniczył się do rosyjskiego.

W rejestracji – tej nie dla wszystkich – siedział Ciemny, beskud. Zerknął na Edgara, oblizał wąskie wargi, rozszerzył źrenice i dopiero potem się uśmiechnął. Zęby miał małe, ostre i trójkątne.

– Witam. Na trybunał?

– Tak.

– Trzymaj…

Rzucił Edgarowi wiązkę niebieskiego płomienia, tymczasową rejestrację. Wiązka lekko przeszyła ubranie i osiadła Edgarowi na piersi – owalna, świecąca w Zmroku pieczęć.

– Dziękuję.

– Dowalcie im tam na trybunale – poprosił beskud. – To nasz czas…

– Spróbuję – obiecał Edgar z westchnieniem.

Do pokoju wszedł tylko po to, żeby się odświeżyć i zostawić dyplomatkę.

„No – myślał, zjeżdżając windą. – „A teraz do»Czarnego orła«! Na»peczene weprzowe koleno«”!

* * *

Oczekując na zamówione danie, Edgar małymi łykami osuszał drugi kufel piwa (pierwszy rosyjskim zwyczajem wyżłopał jednym haustem, co spotkało się z aprobatą kelnera) i próbował wrócić do rozmyślań. Ale coś – lub ktoś mu w tym przeszkadzał.

Podniósł wzrok i zobaczył Antoniego Gorodeckiego, stojącego przy jego stoliku.

Edgar drgnął, pomyślał, że jest śledzony. Ale w oczach Gorodeckiego także dostrzegł wyraz zaskoczenia i Edgar odetchnął z ulgą. Przypadek… To tylko przypadek…

Po prostu nie było już wolnych miejsc. Tylko to przy stoliku Edgara.

Kierując się odruchem, Edgar skinął Jasnemu głową, jakby chciał powiedzieć: „Siadaj. Właśnie wypoczywam i tobie życzę tego samego. Do licha z tą robotą!”

Antoni zawahał się i gdy Edgar zdążył pomyśleć, że Jasny odejdzie, ten w końcu się zdecydował i usiadł naprzeciwko, patrząc ponuro. Nie wierzył, że jego odwieczny wróg ma zamiar wyłącznie wypoczywać. Jak to mówią Jaśni? Ten, z którym choć raz się starłeś, jest twoim wrogiem na zawsze.

Głupota. Fanatyzm. Edgar wolał być elastyczny. Jeśli teraz korzystny jest sojusz z tym, którego wczoraj chłostałeś Biczem Saaby, dlaczego nie miałbyś zawrzeć sojuszu? Chociaż, z drugiej strony, trudno zawierać sojusz z tym, co zostaje po użyciu Bicza Saaby…

– Ani słowa o Patrolach? – zapytał ironicznie Antoni.

– Ani słowa – zgodził się Edgar. – Po prostu dwóch ziomków w Pradze przed gwiazdką. Zamówiłem peczene weprzowe koleno. Polecam!

– Dziękuję, jestem zorientowany – rzekł bez cienia uśmiechu Antoni i odwrócił się do podchodzącego kelnera.

* * *

Europejczycy nigdy nie zrozumieją, co to znaczy prawdziwy mróz i prawdziwa zima… Antoni wyszedł ze stacji metra Mała Strana, zawahał się, czy zapiąć kołnierz kurtki, w końcu postanowił tego nie robić.

Leciutki śnieżek. Najwyżej dwa stopnie mrozu.

Powoli szedł starą brukowaną ulicą. Od czasu do czasu zaglądał do sklepików z pamiątkami – drewniane zabawki, ceramiczne naczynia o wymyślnych kształtach, widokówki, koszulki z zabawnymi napisami. Pewnie trzeba będzie coś kupić. Na przykład koszulkę z napisem „Born to be wild” i śmieszną mordą.

Do spotkania z przedstawicielem Inkwizycji pozostały prawie trzy godziny. Nie warto brać taksówki ani jechać metrem – można spokojnie zjeść obiad i przespacerować się do wyznaczonego miejsca. Spotkanie pod zegarem, czy może być coś bardziej romantycznego? A może przedstawiciel Inkwizycji będzie kobietą, w dodatku sympatyczną, w dodatku Jasną? To by dopiero była romantyka…

Antoni uśmiechnął się do swoich myśli. Nie zamierzał ani się bawić, ani snuć intryg. Zresztą, do inkwizytorów nie miały zastosowania pojęcia Ciemny – Jasny. Oni byli poza wszelkimi układami sił.

Czy pojęcie płci również nie miało do nich zastosowania? Antoni wiedział, że gdy Maksym, mag Światła Moskwy, znany jako „Dzikus”, został inkwizytorem, rozwiódł się z żoną. Takie drobne ludzkie głupstwa jak seks, miłość i zazdrość przestawały być interesujące…

„Czarny orzeł” był ulubioną praską restauracją Gorodeckiego. Może dlatego, że był w niej kilka razy w czasie swojej pierwszej bytności w Pradze? Rosjaninowi niewiele potrzeba do szczęścia – porządna, niezbyt nachalna obsługa, smaczne jedzenie, oszałamiające piwo, przystępne ceny. Zwłaszcza ostatni punkt był dość ważny. To tylko Ciemni mogą sobie pozwolić na szastanie forsą. Nawet zrodzony przez Zmrok Rogoża, nawet on zjawił się w Moskwie z torbą dolarów. Zarobić pieniądze można również uczciwie, ale zarobić dużo pieniędzy – o, tu już nie obejdzie się bez małej gierki z własnym sumieniem. W tej kwestii Nocny Patrol zawsze przegrywał z Dziennym.