Выбрать главу

Ulica rozdzieliła się niczym rzeka, opływając wąską i długą wysepkę starych, niewysokich budynków – restauracyjek i sklepików. „Czarny orzeł” był pierwszy.

Wchodząc na podwórko, Antoni zauważył Jasnego Innego.

Nie był pracownikiem Patroli. To był po prostu Inny, który mając do wyboru magiczną wojnę na pierwszej linii i zwykłe, niemal ludzkie życie, wybrał to drugie. Wysoki, dobrze zbudowany, przystojny mężczyzna w średnim wieku, w mundurze oficera sił powietrznych właśnie wychodził z restauracji – wyraźnie zadowolony ze spędzonego czasu, ze swojej przyjaciółki, sympatycznej Czeszki, i z samego siebie.

Pochłonięty rozmową, mężczyzna nie od razu spostrzegł Antoniego. A gdy już go zobaczył, rozpłynął się w uśmiechu.

Co było robić – Antoni podniósł z zaśnieżonych kamieni swój cień i wszedł w Zmrok. Zapanowała cisza. Świat wyhamował, tracąc barwy. Niczym migotliwe tęcze zapłonęły ludzkie aury – przeważnie spokojne, nie przeciążone zbędnymi myślami. Tego można było się spodziewać w takim miejscu.

– Witaj, patrolujący – uśmiechnął się radośnie Amerykanin. Tutaj, w świecie Zmroku nie istniały bariery językowe.

– Witaj, Jasny – rzekł Antoni. – „Cieszę się, że cię widzę”.

– Praski patrol? – zasugerował Amerykanin. Aurę patrolującego umiał rozróżnić, ale szczegółów już nie, był zbyt słabym magiem. Mniej więcej szósta ranga, silny związek z naturalną magią, w Patrolu nie byłoby z niego żadnego pożytku. Mógłby najwyżej siedzieć na prowincji i kierować takimi samymi jak on słabiutkimi czarodziejkami i odmieńcami.

– Moskiewski.

– O! Moskiewski patrol! – w głosie Amerykanina pojawił się szacunek. – Potężny patrol. Pozwól, że uścisnę ci dłoń.

Wymienili uściski. Amerykański lotnik najwidoczniej uznał to spotkanie za kolejny sympatyczny element przyjemnego wieczoru.

– Kapitan Christian Vanover junior. Mag szóstej rangi. Czy moja pomoc nie jest potrzebna? – formalna propozycja została złożona z odpowiednią dozą powagi.

– Dziękuję, Jasny. Pomoc nie jest mi potrzebna – odpowiedział równie uprzejmie Antoni.

– Urlop? – zapytał Christian.

– Nie. Delegacja. Ale pomoc nie jest potrzebna.

Amerykanin skinął głową.

– Dostałem urlop z okazji gwiazdki. Mój oddział został przeniesiony do Kosowa i przy okazji postanowiłem zwiedzić Pragę.

– Dobry wybór – skinął głową Antoni. – To piękne miasto.

Nie miał ochoty na kontynuowanie rozmowy. Ale Amerykanin był uosobieniem dobroduszności.

– Tak, piękne! Jak to dobrze, że uratowaliśmy je w czasie drugiej wojny światowej…

– Owszem – skinął głową Antoni.

– Walczył pan wówczas, patrolujący?

Antoni zaczął wątpić, czy rzeczywiście ma przed sobą maga. Żeby nie umieć określić prawdziwego wieku, choćby w przybliżeniu…

– Nie.

– Ja również jestem zbyt młody – westchnął Amerykanin. – Marzyłem, żeby dostać się do wojska, ale wtedy miałem jedynie piętnaście lat. Szkoda, miałbym szansę znaleźć się tutaj pół wieku wcześniej…

Antoni już miał zauważyć, że amerykańskie wojska nie wchodziły do Pragi, ale ugryzł się w język i zawstydził swoich myśli.

– Powodzenia – Amerykanin w końcu postanowił się pożegnać. – Muszę kiedyś przylecieć do Moskwy, patrolujący!

– Byle nie tak jak do Kosowa – palnął Antoni. Ale kapitan Christian Vanover junior nie obraził się. Przeciwnie, rozpłynął się w uśmiechu i powiedział:

– Nie sądzę, żeby kiedykolwiek do tego doszło… Niech Światło będzie zawsze z tobą, patrolujący.

Antoni wyszedł ze Zmroku w ślad za Amerykaninem. Ten wziął pod rękę dziewczynę, która niczego nie zauważyła, i mrugnął do Antoniego.

– Niech Szmoc będzie zawsze z tobą – wymamrotał Antoni po rosyjsku.

Co za pech… Dobry nastrój rozpłynął się niczym kawałek lodu na gorącej patelni.

Można sobie tysiąc razy powtarzać, że spory i waśnie pomiędzy państwami nie mają nic wspólnego ze sprawami Światła i Ciemności. Można sobie wmawiać, że uczestniczący w nalotach mag nie zrzuci bomb na ludność cywilną. I mimo to…

Jak on może dokonywać nalotów, sypać bomby na ludzi i pozostać przy tym Jasnym? A przecież to na pewno Jasny, co do tego nie było wątpliwości! I przy tym musiał mieć na swoim sumieniu zabójstwa! Jak może uchronić się przed upadkiem w Zmrok? Jaki trzeba mieć zapas wiary we własną słuszność, żeby pogodzić udział w ludzkich walkach i sprawę Światła!

Antoni, posępny i przybity, wszedł do „Czarnego orła”.

I od razu zobaczył kolegów Christiana Vanovera. Kilkunastu mężczyzn, wyłącznie zwykli ludzie. Siedzieli przy długim stole, jedli gulasz i pili sprite’a.

Słowo honoru! Sprite’a!

W czeskiej piwiarni! Na urlopie!

Nie dlatego, że byli abstynentami – na stole stało również kilka pustych butelek po piwie. Amerykańskim, które Antoni wypiłby, jedynie umierając z pragnienia na pustyni.

Gorodecki ominął Amerykanów. Nie ma wolnych stolików, znowu pech… Ale tam siedzi tylko jeden facet, może się do niego przysiąść…

Siedzący mężczyzna podniósł głowę i drgnął. Antoni drgnął również.

To był Edgar.

ROZDZIAŁ 3

Trzeba przyznać, że Ciemni wiedzą, co to znaczy cieszyć się życiem. Antoni nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Wystarczyło popatrzeć, z jakim apetytem Edgar zajada na pewno smaczną, wyklętą przez wszystkich dietetyków świata golonkę, szczodrze przyprawioną chrzanem i musztardą, słodkawą, ale mimo wszystko ostrą, i popija ogromną ilością piwa.

Zawsze szokowało to Antoniego. Nawet jego sąsiedzi wampiry, z którymi był w niezłych stosunkach, wyglądali radośniej niż magowie Światła. Mowa oczywiście o wyższych magach. Ci, którzy pod względem siły dorównywali Antoniemu, jeszcze „nie nabawili się” w ludzi. Szkoda tylko, że wampirze umiłowanie życia dotyczyło wyłącznie ich samych.

Antoni podniósł ciężki kufel jasnego budweisera i wymamrotał:

– Prosit.

Dobrze, że czeski zwyczaj nie każe się stukać. Antoni nie miał ochoty stuknąć się kuflem z Ciemnym.

– Prosit – powtórzył Edgar. Dwoma łykami osuszył połowę kufla, otarł pianę z ust. – Dobre.

– Dobre – przyznał Antoni. Napięcie nadal go nie opuszczało, choć przecież w tym wspólnym piciu piwa nie było nic złego… Zasady Nocnego Patrolu nie zakazywały kontaktów z Ciemnymi, przeciwnie, jeśli pracownik nie miał wątpliwości co do swojego bezpieczeństwa, podobne kontakty były nawet zalecane. Może uda się czegoś dowiedzieć, może nawet wpłynąć na Ciemnego? Oczywiście, o zwróceniu ku Światłu nie mogło być mowy… ale może przynajmniej uda się zapobiec kolejnemu łajdactwu? Nieoczekiwanie dla samego siebie Antoni powiedział:

– To miło, że istnieje choć jeden punkt, w którym się ze sobą zgadzamy.

– Tak – Edgar starał się mówić spokojnie i życzliwie, żeby Jasny nie oburzył się nagle z powodu kolejnej wymyślonej przykrości czy wydumanego podejrzenia. – Czeskie piwo sprzedawane w Moskwie i czeskie piwo podawane w Pradze to dwie różne rzeczy.

Gorodecki skinął głową.

– Tak. Zwłaszcza, jeśli porównać je z butelkowym. Czeskie piwo w butelkach to trup prawdziwego piwa w szklanym grobie.

Edgar uśmiechnął się, aprobując porównanie.