Выбрать главу

…oraz zabijał swoje pacjentki, przeważnie młode dziewczęta. I bynajmniej nie jakimś magicznym sposobem – zazwyczaj truł, czasem używał akupunktury. Przecież doskonale znał wszystkie energetyczne punkty ludzkiego ciała…

Nocny Patrol trafił na niego przypadkiem. Któryś z analityków zainteresował się gwałtownym wzrostem przypadków śmiertelnych wśród młodych kobiet w niedużym podmoskiewskim miasteczku. Szczególną uwagę zwracał fakt, że większość kobiet była w ciąży. Stwierdzono również nieprawdopodobną liczbę poronień, aborcji, martwych noworodków. Zaczęto podejrzewać wampiry, wilkołaki, satanistów, wiedźmy. Sprawdzono wszystkich.

W końcu sprawą zainteresował się sam Heser i zabójca został pojmany. Zabójcą był mag Światła…

Ten pełen uroku, inteligentny uzdrowiciel zbyt dobrze widział przyszłość i czasem, przyjmując pacjentkę, widział los jej nie narodzonego dziecka, które – prawie na pewno – wyrośnie na zabójcę, psychopatę, przestępcę. Czasem widział, że sama pacjentka popełni jakąś potworną zbrodnię albo przypadkiem spowoduje śmierć dużej grupy ludzi. Dlatego postanowił z tym walczyć – tak jak umiał.

Na rozprawie uzdrowiciel z żarem tłumaczył, że Jasna magiczna ingerencja nic by nie dała – przecież wtedy Ciemni otrzymaliby prawo do analogicznego wpływu… a ilość zła na świecie wcale by się nie zmniejszyła. Działając swoimi metodami, on po prostu „wyrywał chwasty”. Od upadku w Zmrok powstrzymywało go właśnie twarde przekonanie, że wyrządzone przez niego zło jest niczym w porównaniu z dobrem, które daje światu.

Heser odesłał go w Zmrok osobiście.

– To był psychopata – wyjaśnił Antoni. – Odosobniony przypadek. Takie rzeczy, niestety, się zdarzają.

– Podobnie jak ten giermek Joanny d’Arc, markiz Gilles de Rais – podsunął ochoczo Edgar. – Też był Jasnym, prawda? A potem zaczął zabijać dzieci i kobiety, żeby wyciągnąć z ich ciał eliksir młodości. Pokonać śmierć i uszczęśliwić całą ludzkość.

– Edgarze… nie sposób ubezpieczyć się od szaleństwa. Nawet Inni nie mogą tego zrobić. Ale weźmy najzwyklejszą wiedźmę… – zaczął Antoni.

– Nie kłócę się. – Edgar pojednawczo uniósł ręce. – Ale nie mówimy o skrajnościach, lecz o ewentualnościach! Wasz słynny mechanizm ochronny… nazwijmy go po prostu sumieniem… może nie zadziałać. A teraz zastanów się nad czym innym – co się stanie, jeśli Heser zdecyduje, że w przyszłości twoja śmierć przyniesie ogromną korzyść sprawie Światła? Gdy na jednej szali wagi znajdzie się Antoni Gorodecki, a na drugiej miliony ludzkich istnień?

– Nie będzie musiał mnie okłamywać – powiedział twardo Antoni. – Jeśli dojdzie do takiej sytuacji, jestem gotów się poświęcić. Każdy z nas jest gotów.

– A jeśli Heser nie zechce ci nic powiedzieć? – uśmiechnął się Edgar. – Żeby wróg się nie dowiedział, żebyś zachowywał się naturalnie, żebyś się niepotrzebnie nie denerwował… Przecież troska o spokój twojej duszy również należy do obowiązków Hesera! – zakończył, triumfalnie podniósł kolejny kufel i głośno wciągnął pianę.

– Jesteś Ciemny – rzekł Antoni. – Dlatego we wszystkim widzisz tylko zło, zdradę i podłość.

– Ja jedynie nie zamykam na nie oczu – odparował Edgar. – Dlatego nie dowierzam Zawulonowi, prawie tak samo jak Heserowi. Nawet do ciebie mam większe zaufanie – w końcu jesteś tylko taką samą nieszczęsną figurą, przypadkowo pomalowaną na inny kolor. Czy czarny pionek nienawidzi białego? Nie. Zwłaszcza gdy oba spokojnie piją sobie piwo.

– Wiesz – powiedział ze zdumieniem Antoni – nigdy nie zrozumiem, jakim cudem możesz żyć z takimi poglądami. Ja bym się od razu powiesił.

– Brak ci argumentów w dyskusji?

Antoni też napił się piwa. Zdumiewająca cecha czeskiego piwa kuflowego – nie pozostawia ciężaru ani w głowie, ani w ciele, nawet gdy wypiło się go dużo… A może to tylko złudzenie?

– Brak – przyznał Antoni. – Teraz brak. Ale jestem pewien, że nie masz racji. Po prostu trudno rozmawiać ze ślepcem o kolorach tęczy. Nie masz… nie wiem, czego dokładnie nie masz. Ale czegoś bardzo ważnego, bez czego jesteś bardziej bezradny niż ślepiec.

– Dlaczego bezradny? – Edgar był urażony. – To wy, Jaśni, jesteście bezradni. Spętaliście sobie ręce i nogi swoimi etycznymi dogmatami. Dlatego ci, którzy weszli na wyższy etap rozwoju, jak na przykład Heser, wami rządzą.

– Spróbuję ci odpowiedzieć – powiedział Antoni. – Ale nie teraz. Jeszcze się spotkamy.

– Uchylasz się od odpowiedzi? – uśmiechnął się złośliwie Edgar.

– Nie. Po prostu mieliśmy nie rozmawiać o pracy, pamiętasz? Edgar zamilkł. Faktycznie, Jasny miał rację. Po co w ogóle zaczął ten beznadziejny spór? Jak to mówią w Dziennym Patrolu, białego psa nie przefarbujesz na czarno.

– Tak – przyznał. – Moja wina. Ale…

– Ale bardzo trudno nie mówić o tym, co dzieli – skinął głową Antoni. – Rozumiem. To nie wina… To przeznaczenie.

Pogrzebał w kieszeniach i wyciągnął paczkę papierosów. Edgar odruchowo zarejestrował, że to tanie rosyjskie papierosy, „XXI wiek”. No proszę. Mag Ciemności jego rangi może sobie pozwolić na dowolne radości życia. A Antoni pali rosyjskie papierosy… Czy to przypadek, że wstąpił właśnie do tej przytulnej, ale dość taniej restauracji?

– Gdzie się zatrzymałeś? – zapytał.

– Hotel „Kafka” – odpowiedział Antoni. – Na Zykowce, ulica Krzemencowa.

Wszystko się zgadza. Taniutki hotel w kiepskim punkcie. Edgar skinął głową, patrząc, jak Jasny przypala papierosa. Jakoś tak niezręcznie, jakby palił od niedawna albo bardzo rzadko.

– A ty pewnie w „Hiltonie” – stwierdził Antoni. – Albo w „Radisson SAS”.

– Siedzicie? – Edgar stał się czujny.

– Skądże. Tylko wszyscy Ciemni mają pociąg do głośnych nazw i drogich miejsc. Wy też jesteście przewidywalni.

– No i co z tego? – rzucił wyzywająco Edgar. – Czy ty jesteś zwolennikiem ascezy i nędzy?

Antoni obrzucił ironicznym spojrzeniem restaurację, resztki golonki na pociętej nożami drewnianej desce, nie wiadomo który już kufel piwa… Ten obrazek nie wymagał komentarza, ale Gorodecki mimo wszystko powiedział:

– Oczywiście, że nie. Ale to nie ilość apartamentów czy obsługi jest najważniejszą cechą hotelu. Podobnie jak nie jest nią cena dań w menu. Ja również mógłbym zatrzymać się w „Hiltonie” i pić piwo w najdroższej knajpie Pragi. Tylko po co? Dlaczego ty przyszedłeś właśnie tutaj? Przecież to nie jest ekskluzywny lokal?

– Tutaj jest przytulnie – przyznał Edgar. – I smacznie gotują.

– O tym właśnie mówię.

W jakimś nagłym porywie pijackiej wielkoduszności Edgar wykrzyknął:

– Już rozumiem! Chyba już wiem, na czym polega różnica między nami. Wy staracie się ograniczać swoje naturalne potrzeby. Ze skromności… A my jesteśmy bardziej rozrzutni… mamy inne podejście do siły, pieniędzy, materialnych i ludzkich rezerw…

– Ludzie nie są rezerwami! – Spojrzenie Antoniego stało się nagle świdrujące i złe. – Rozumiesz? Nie są rezerwami!

Zawsze to samo… Wystarczy tylko dojść do punktów stycznych… Edgar westchnął. Namieszali wam w głowach, Jaśni. I to jeszcze jak namieszali…

– Dobrze. Zapamiętam. – Napił się piwa i dorzucił: – Siedział tu jeden amerykański lotnik… Przy tym mag Światła… Kompletna niedojda, nawet mnie nie wyczuł… Założymy się, że on traktuje ludzi jak rezerwy? Albo jak niższą kastę, głupią i nierozumną, którą można hodować i karać. Czyli robi to samo co my.

– Nasz problem polega na tym, że jesteśmy produktem ludzkiego społeczeństwa – odparł ponuro Antoni. – Ze wszystkimi jego wadami. I nawet Jaśni, jeśli nie przeżyli kilkuset lat, niosą w sobie stereotypy i mity własnego kraju: Rosji, Ameryki albo Burkina Faso, wszystko jedno. Do licha, co ja mam z tym Burkina?