Выбрать главу

„Tak, to chyba wspomnienia” – pomyślał Edgar, zapalając cygaro. Mimo wszystko w jego zwykłym ludzkim życiu było wiele dobrego. A może by tak znowu pobawić się w człowieka? Ożenić się, założyć rodzinę… wziąć w Patrolu urlop na trzydzieści lat…

Zaśmiał się głucho. Wiedział, że to bez sensu. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Żył już jako człowiek, był szeregowym Innym, teraz jego miejsce jest w Dziennym Patrolu. Antoniemu, z jego zapałem i żywymi uczuciami, można wiele wybaczyć, ale Edgarowi nie uchodzi taka emocjonalna szarpanina… Edgar pochwycił spojrzenie dziewczyny nudzącej się przy sąsiednim stoliku i uśmiechnął się, leciutko muskając jej świadomość.

To nie prostytutka, zwykła młodziutka amatorka przygód. Bardzo dobrze. Nie lubił profesjonalistek, które i tak nie potrafiły go niczym zadziwić.

Zawołał kelnera i zamówił butelkę szampana.

ROZDZIAŁ 4

Jak się okazało, Inkwizycja była hojna wobec zatrzymanych. Hotel sprawiał dobre wrażenie, a pokój – choć nie apartament – był całkiem porządny, z częścią sypialną i salonikiem.

Antoni zawahał się, nim podszedł do Igora.

Jak on się zmienił…

Igor pracował w Patrolu jako agent operacyjny. Przyszedł tuż po wojnie – wtedy Patrole miały bardzo dużo pracy. Z jednej strony, ogromna eksplozja ludzkich emocji, z drugiej – w czasie ciężkich wojennych lat namnożyło się tyle drobnej hołoty… No i jeszcze ta powszechna ateistyczna tendencja w kraju… Ludziom trudno było uświadomić sobie, że są Innymi. A Igor przyjął wieść o tym lekko, z radością. Można by pomyśleć, że nie sprawia mu szczególnej różnicy, czy skacze na spadochronie na tyły wojsk faszystowskich i wysadza mosty, czy wyłapuje na ulicach Moskwy wampiry i wilkołaki. Porządny trzeci stopień siły z pewnymi szansami wzrostu. Zresztą, trzecia ranga to i tak bardzo dobry wynik, zwłaszcza, jeśli jest wzmocniona doświadczeniem, odwagą i dobrą reakcją.

Igorowi niczego nie brakowało. No, może doświadczenia, ale niektóre lata jego pracy w Patrolu można było śmiało liczyć podwójnie czy nawet potrójnie. Może nie był takim erudytą jak Uja czy Garik, może nie uczestniczył w tak niesamowitych operacjach jak Siemion, ale w terenie nie miał sobie równych. Była też jeszcze jedna cecha, którą szczególnie cenił w nim Antoni: Igor pozostawał młody. Nie tylko ciałem – to akurat żaden problem dla maga jego rangi – ale także duchem. Kto z radością towarzyszył piętnastoletniej Julii z działu analiz na koncercie modnego zespołu „Tequila Jazz”, prezentującego nowy album „Sto pięćdziesiąt miliardów kroków”? Kto zajmował się zakompleksionym nastolatkiem, który uświadomił sobie, że jest Innym? Kto przez pięć lat pasjonował się ekstremalnymi skokami na spadochronie wyłącznie po to, by sprawdzić teorię o dużej liczbie Innych wśród miłośników sportów ekstremalnych? Kto pierwszy zgłaszał się na ochotnika, by zastąpić towarzysza na dyżurze, albo wyruszał na najnudniejsze zadania (na zadania niebezpieczne ochotników nie brakowało)? Może to był błąd, ale od jakiegoś czasu Antoni myślał, że woli, gdy tyłek osłania mu partner wesoły i godny zaufania niż silny, rozsądny i bardzo doświadczony. Silny i rozsądny zawsze może przerzucić się na ważniejsze zadanie niż ochranianie czyjegoś tyłka… Inny, stojący teraz przed Antonim, nie wyglądał ani na silnego, ani na wesołego. Igor bardzo schudł, w oczach miał głuchy, nieprzenikniony smutek. Nie wiedział, co ma zrobić z dłońmi, na przemian chował je za plecami albo splatał.

– Antoni… – powiedział w końcu bez uśmiechu, z bladym cieniem dawnej radości. – Witaj, Antoni.

Antoni, nieoczekiwanie dla samego siebie, zrobił krok do przodu i serdecznie objął Igora.

– Witaj… – wyszeptał. – Co się z tobą stało… Jak ty wyglądasz…

Stojący w drzwiach Witesław rzucił półgłosem:

– Nie będę wygłaszał oficjalnych ostrzeżeń w kwestii kontaktów z podejrzanym… W końcu obaj jesteście Jasnymi. Poczekać na pana, Gorodecki?

– Nie, dziękuję. – Antoni odsunął się od Igora, nadal trzymając rękę na jego ramieniu. – Wrócę sam.

– Igorze Ciepłow, posiedzenie trybunału w pańskiej sprawie odbędzie się jutro, o godzinie dziewiętnastej czasu miejscowego. Samochód przyjedzie po pana o wpół do siódmej, niech pan będzie gotowy.

– Jestem gotowy od dawna – powiedział cicho Igor. – Proszę się nie niepokoić.

– Wszystkiego dobrego – rzekł uprzejmie wampir i wyszedł, zostawiając dwóch Jasnych samych.

– Źle wyglądam? – zapytał Igor.

Antoni postanowił nie kłamać:

– Widywałem przystojniejszych nieboszczyków. Można by pomyśleć, że trzymają cię tu o chlebie i wodzie.

Igor z powagą pokręcił głową.

– Coś ty… Warunki pobytu są normalne.

W jego słowach dało się słyszeć nutkę ironii. Jakby mówił o zwierzęciu siedzącym w zoo.

– Mam tu dla ciebie przesyłki. – Antoni dostosował się do jego tonu, próbując uchwycić tę słabą nić życia. – Karmienia nie zabraniają?

– Nie – pokręcił głową Igor. – Po prostu… Nie chce mi się jeść. Wszystko staje w gardle. Nie mogę czytać książek, nie mam ochoty ani na alkohol, ani na rozmowy. Włączam telewizję i oglądam do trzeciej w nocy… Wstaję rano i włączam znowu. Możesz mi nie wierzyć, ale nauczyłem się perfekt czeskiego. Bardzo łatwy język.

– Nie jest dobrze – skinął głową Antoni. – Ale, jak sam rozumiesz, otrzymałem pewne zadania oraz polecenie przywrócenia ci woli życia.

Igor jednak się uśmiechnął.

– Rozumiem. Co zrobić. Dawaj.

Antoni położył na biurku stos listów. Na każdej kopercie było napisane tylko jedno imię – nadawcy.

– To od wszystkich naszych. Olga powiedziała, żebyś koniecznie przeczytał jej list jako pierwszy. To samo powiedziała Juleczka i Lena. Musisz sam zdecydować…

Igor w zadumie popatrzył na listy i skinął głową:

– Rzucę kostką. Dobra, dawaj dalej. Nie mam na myśli listów.

Antoni uśmiechnął się i wyciągnął zawinięta w papier butelkę.

– Smirnowska N o 21 – powiedział Igor. – Zgadza się?

– Tak jest.

– Wiedziałem. Dawaj dalej.

Antoni, lekko speszony, wyjął z torby bochenek chleba borodinowskiego, pęto kiełbasy, ogórki kiszone w foliowym woreczku, kilka główek czerwonej cebuli i kawałek słoniny.

– Niech to licho. – Igor pokręcił głową. – Wszystko tak jak lubię. Konsultowałeś się z Siemionem?

– Tak.

– Pewnie celnicy patrzyli na ciebie jak na świra.

– Odwróciłem ich uwagę. Jestem w delegacji, mam prawo.

– Rozumiem. Dobrze, zaraz wszystko przygotuję. A ty opowiadaj, co się tam u was wydarzyło. Poinformowali mnie już… Ale chciałbym usłyszeć od ciebie. O Andrieju… o Tygrysku. O całym tym koszmarze.

Gdy Igor kroił zakąskę, gdy płukał i starannie wycierał kieliszki i otwierał butelkę, Antoni w skrócie opowiedział mu niedawne moskiewskie wydarzenia.

Igor w milczeniu nalał wódkę do czterech kieliszków. Dwa przykrył kromkami chleba, jeden podsunął Antoniemu, ostatni wziął sam.

– Za naszych – powiedział. – Niech Światłość będzie im łaskawa… Za Tygryska… Za Andriuszkę…

Wypili, nie stukając się. Antoni popatrzył na Igora z ciekawością. Ten zakasłał, stropiony wpatrując się w kieliszek.

– Antoni… czekaj… przecież to dorabiana wódka!