Zobaczyła więc Rainera pochylonego nad nią w pokoju, gdzie dawno, dawno temu wywoływano duchy. Jej ciało doskonale pamiętało tamten dotyk i uczucie utraty wszelkiej kontroli, zupełnie jak wtedy, gdy miał nadejść atak. Teraz, zawsze w tym samym miejscu wspomnień, zjawiał się wstyd, który przesłaniał wszystko inne. Dręczące, bolesne uczucie, bez którego Teresa nie mogła już żyć. Musiała coś zrobić, coś głośno powiedzieć, żeby pozwolić myślom płynąć dalej. Musiała przebiec jak najszybciej ten moment, kiedy Rainer zsunął się z niej i zapinał spodnie, a ona nie mogła wstać, zaplątana w swoje halki i okręcone wokół kostek długie batystowe majtki. Teresa Frommer widziała tamtą siebie z boku. Nie mogła nie patrzeć, bo obraz, który się przed nią rozwijał, był ośrodkiem jej życia. Stawała z boku i czuła tylko pogardę, lecz gdy pozwalała sobie być tam, na kanapie, w tej śmiesznej pozycji, ogarniała ją jakaś wstydliwa radość. Czuła jedno i drugie. Nie była pewna, czy ma jeszcze z tą radością coś wspólnego, czy to była ona i czy ten mężczyzna zapinający spodnie był Rainerem, czy może to wszystko jej się wczoraj śniło?
Zburzyła palcem kupkę z okruchów chleba i zimnym korytarzem poszła do pokoju, który był ich bawialnią. Usiadła w swoim fotelu, niezmiennie od wielu lat odwróconym do okna. Była senna i zmęczona. Pomyślała, że chciałaby umieć widzieć przez te kilometry powietrza, poprzez tę całą przestrzeń rozpostartą między ludźmi. Chciałaby, żeby jej wzrok umiał wędrować. Poszedłby teraz za Walterem, który sunął ulicami Starego Miasta, a potem wypłynąłby za Wrocław i nad polami leciałby na południe, gdzie Rainer może poza czasem wciąż jeszcze hodował swoje pajęczaki.
Wyobrażając to sobie, Teresa czuła przy sobie nie twarz, nie głos, ale samo ciało, które jest ciepłe i ma zapach. Wszystko zamazywało się, tylko nie ciało i zapach. Czy on ją wspominał? Potem przychodziła myśl, że przecież on nie żyje i jej wędrujący po świecie wzrok nie odnalazłby już Rainera. Wtedy właśnie najbardziej chciała umrzeć i być tylko wzrokiem, który bez bólu i tęsknoty podąża za tymi, których kocha.
Teresa zamknęła oczy i zobaczyła ciemny dym. Snuł się gdzieś głęboko nad wodą, nad studnią, którą teraz była.,,Śpij – powiedział jej brat – i nie myśl o tym. Myślenie odbiera siłę.” Usypiała, bo zdarzenia, wokół których wirowało jej życie, już nie istniały. Musiała odtwarzać je, tworzyć na nowo, a to męczyło i tak słaby umysł. Obrazy i zdarzenia o naturze dmuchawca delikatnie mamiły zamierające zmysły. W pokoju mrok gęstniał wokół niej, cisza stawała się taflą zimnego lodu. Poruszyły się zasłony i światło latarń z ulicy przygasło. Na krześle przy stole usiadła matka i przyglądała jej się wzrokiem uważnym, wyczekującym, pełnym zrozumienia.
WALTER FROMMER
Walter Frommer nie pozwalał sobie na złość i dlatego idąc szybkim krokiem przez Ritterplatz starał się nie myśleć o siostrze. Nie mógł się już doczekać, kiedy znajdzie się w ciepłym, pełnym ruchu mieszkaniu Eltznerów. Wcale nie spieszył się do Erny, bo Erna była dla niego jak praca, ważna i budząca poczucie obowiązku, może nawet posłannictwa, ale praca. Spieszył się do pani Eltzner. Gdy jednak o niej pomyślał, zwolnił kroku. Serce Waltera Frommera nie miało w zwyczaju bić szybciej, teraz jednak biło i Frommer zanotował ten. fakt ze zdziwieniem. W jego życiu w ostatnim czasie zaczęły się rzeczy nowe i nieoczekiwane. Pojawiały się jakieś przeczucia, niepokoje, radosne uniesienia i nieoczekiwane smutki. Kilka razy zapomniał o czymś ważnym w pracy, co się dotychczas nigdy nie zdarzyło. Któregoś dnia tak szybko i tak nieuważnie szedł po schodach, że po raz pierwszy od wielu lat nie doświadczył przejmującego lęku wysokości. Ale Frommer nie chciał widzieć żadnych zmian, bo nienawidził zmian. Swoje rozkojarzenie wolał przypisać czemu innemu: zajmującym wykładom, których udzielał Ernie, smutkowi siostry, nawet wydarzeniom na świecie.
Stawiał długie kroki i gonił swoje uciekające myśli, nie zdając sobie sprawy, że przygląda się oświetlonym wystawom sklepów. Przystanął, gdy na wystawie galanteryjnego sklepu Krakauera zobaczył damskie rękawiczki. Jedne z nich były z ciemnozielonej koronki we wzór z małych różyczek. Wyglądały bardzo elegancko, nadawały się na wieczór. Frommer przez chwilę ujrzał w nich drobną, pulchną dłoń pani Eltzner. Ale natychmiast przywołał siebie do porządku i ruszył wprost do domu Eltznerów.
Kilka wykładów dotyczyło mediów. Frommer z satysfakcją zauważył, że interesują one Ernę bardziej niż inne. Wygłaszał je z olbrzymim zaangażowaniem, sprawiając nawet wrażenie, że osobiście zna te wszystkie słynne osoby.
Zaczynał od życiorysu każdego medium, a specjalnie dla Erny podkreślał lata dziecięce, wymyślał scenki z ich życia. Media kobiece w jego opowieściach stawały się świętymi dziewicami, a tropiący je dziennikarze, naukowcy i inni sceptycy nabierali cech pogan lub szatańskich smoków. Mężczyźni tacy jak Home, pogromca siły ciążenia, swą niezmierną uczciwością i szczerością przypominali świętego Franciszka. Frommer tworzył dla Erny swoiste żywoty świętych. Święty Douglas Home, święta Eusapia Palladino, święta Florence Cook, święta Leonora Piper.
Jednocześnie ci nowi święci byli wzruszająco zwyczajni: jedli, pili, mieli rodziny. Wcale nie żyli nieustannie w świecie duchów. Spali dobrze i długo, choć może czasem miewali skłonności do somnambulizmu. Nie wszyscy nawet popadali w trans, niektórzy z nich bowiem kontaktowali się z tamtym światem na jawie. W tworzone przez siebie fabuły Frommer wplatał wiele informacji, które według niego potrzebne były Ernie. Po pierwsze czym jest trans, co się dzieje wtedy z medium, w jaki sposób duchy się manifestują.
Erna była teraz uważna. Jej oczy rozszerzały się jak u dziecka, które słucha baśni. Czasami miała nawet na końcu języka jakieś pytanie, ale nie śmiała przerywać Frommerowi, a pytania nie zadane odpływały w mrok pokoju i już nie wracały.
Tego dnia Frommer mówił o zjawiskach parafizycznych produkowanych przez wielkie media. Od gaszenia lamp i poruszania drobnymi przedmiotami, poprzez dźwięki, zjawiska świetlne, aż do tajemnic ektoplazmy i pojawiania się zjaw.
– Ale – zastrzegł się zaraz – zjawiska takie wcale nie muszą występować i zależą od typu medium. Często jednak występują.
Erna słyszała w jego głosie żal.
Opowiadał o tych wszystkich unoszących się nożyczkach, lewitujących stolikach, rozbłyskach światełek, które Erna wyobrażała sobie zupełnie jak promienie Ducha Świętego z widzianego kiedyś obrazu. Mówił o rozmawiających zjawach, takich jak zjawa Katie King, zmaterializowana przez medium Florence Cook, albo o unoszących się chmurach ektoplazmy, które zamieniały się w kształty dłoni, w twarze oderwane od tułowia, białe postaci. Pokazał nawet Ernie zdjęcia z opracowania Crookesa.
– Czy mógłby mi pan pożyczyć tę książkę? – poprosiła Erna.
– Jest po angielsku.
Erna była zawiedziona.
– Kim one są, te zjawy? Czy to dusze zmarłych?
– To różnie bywa, Erno. Mówiłem ci kiedyś, że w jakiś czas po śmierci dusza wciela się w nowe ciało i rodzi się na nowo do życia materialnego. Czasem trwa to dłużej, czasem krócej. Dusze te mogą się tu pojawiać, ale czasem także pojawiają się dusze pomieszane, będące na niskim poziomie rozwoju, które podają się za naszych bliskich czy postaci historyczne. Zmyślają wtedy i kłamią. Nie wiadomo, dlaczego przychodzą, choć nikt ich nie wołał. Zdarza się, że niektóre z nich nawet nie wiedzą, że już nie żyją w ciele, nie wiedzą, gdzie są i co się z nimi dzieje. Stanowią dla medium niebezpieczeństwo, bo chcą używać jego życiowej energii. Dlatego ktoś zawsze musi czuwać w czasie transu nad medium.