Выбрать главу

Sadau skinął głową z tępą miną. Wszystko było lepsze od wbicia na pal.

– Sprowadźcie kata – rozkazał król. Nie musieli czekać długo, nim potężnie zbudowany mężczyzna wszedł do komnaty i zatrzymał się obok garncarza. Sadau obejrzał się na niego i zobaczył, że w dłoni trzyma wielki topór z zakrzywionym ostrzem. Zaczął dygotać. – Nie wolno się spóźniać z dostarczeniem wiadomości dla króla – oznajmił Ammon. – Wszyscy wiedzą, że królowie łatwo wpadają w gniew i kochają rozlew krwi. Pochyl głowę.

Z oczu Sadau popłynęły łzy, garncarz pochylił się jednak, odsłaniając kark. Król skinął dłonią i kat uniósł topór. Sadau widział przed sobą jego cień.

Topór pomknął w dół. Sadau zacisnął powieki. Kat jednak zatrzymał go w ostatniej chwili, pozwalając, by zimny metal lekko dotknął karku garncarza. Sadau zemdlał i upadł na twarz.

– Zanieście go do domu – rozkazał młody król – a kiedy się ocknie, powiedzcie mu, żeby na przyszłość wystrzegał się tajemnic. Tajemnice są jak ziarno. Można je schować głęboko w ziemi, ale zawsze wychodzą na światło.

Pierwszy ze strażników pokłonił się nisko.

– Jak rozkażesz, panie. Czy mogę ci zadać jedno pytanie?

Król skinął głową. Strażnik odchrząknął.

– Dlaczego darowałeś mu życie?

– Dlatego, że miałem taką władzę – odparł król. – Masz jeszcze jakieś pytania?

– Nie, panie.

– Świetnie. Kiedy już odstawisz garncarza do domu, przyprowadź Anwara. Niech przyjdzie do moich komnat.

Żołnierz pokłonił się. Potem razem z towarzyszem dźwignęli nieprzytomnego Sadau i wynieśli go z pałacu.

Rozdział ósmy

Gdy przyszli żołnierze, Anwar był zajęty nauczaniem. Sześciu starszych studentów zajmowało się skomplikowanym problemem budowlanym, dotyczącym ciężarów i naprężeń. Anwar pokazał im plany budynku i teraz wspólnie starali się określić, czy budowla się nie zawali. Wiedział, że dojdą do wniosku, iż tak się stanie. Wtedy powie im, że to plany gmachu muzeum w Egaru i będą musieli powtórzyć obliczenia.

Lubił uczyć. Uwielbiał obserwować, jak umysły jego studentów się otwierają. Młodzi byli dla niego źródłem nieustannego zachwytu z uwagi na swą z pozoru niewyczerpaną, instynktowną wyobraźnię. Ich umysłów nie zamknęły jeszcze mury tradycji.

Gdy przyszli żołnierze, Anwar przez moment był poirytowany. Nakazał uczniom, żeby kontynuowali obliczenia pod jego nieobecność i wypisali na tabliczkach wnioski, do których dojdą, a potem opuścił klasę. Zarzucił na chude ramiona płaszcz z czerwonego filcu i wyszedł w światło słońca przed dwoma żołnierzami. Stare oczy zaszły mu łzami od jasnego blasku. Przymrużył powieki i ruszył przed siebie, oddalając się od nowego gmachu uniwersytetu. Czekał już na niego rydwan z woźnicą. Wdrapał się na platformę.

– Nie jedź za szybko – ostrzegł woźnicę. Mężczyzna uśmiechnął się i strzelił z bata nad głowami dwóch koni.

Na szczęście jazda nie trwała długo. Gdy Anwar wysiadł z rydwanu przed wzniesionym z cegieł pałacem, poczuł ogromną ulgę. Zerknął na ginach, jak zwykle z pewnym niesmakiem. Był kiepsko zbudowany, brzydki i kwadratowy. Architekci okazali bardzo niewiele wyobraźni.

Królewski strażnik zaprowadził go do komnat Ammona. Monarcha leżał na blacie twarzą do dołu, a młody niewolnik masował jego nagie ciało. Anwar w milczeniu zatrzymał się w drzwiach. Król wsparł się na łokciu, rozciągając usta w chłopięcym uśmiechu.

– Cieszę się, że cię widzę, nauczycielu – rzekł.

– Zaproszenie do twego domu zawsze jest dla mnie przywilejem, panie – odparł Anwar. Ammon odesłał chłopaka, włożył na szczupłe ramiona płaszcz z grubego niebieskiego jedwabiu i wyszedł do ogrodu. Powietrze przesycał uderzający do głowy zapach kwitnących drzew. Król położył się na trawie i skinął dłonią na Anwara, zapraszając go, by spoczął obok niego.

– Jak życie na uniwersytecie? – zapytał.

– Za rok będzie lepiej – odparł Anwar. – A za dwa lata jeszcze lepiej. Niektórzy z moich studentów już teraz wiedzą więcej od nauczycieli. Niektórych zatrudnię jako wykładowców.

– Świetnie. Wiedza to klucz do przyszłości – stwierdził Ammon. – Pamiętam, jak mnie tego uczyłeś.

– Byłeś znakomitym uczniem, panie. Być może najlepszym, jakiego w życiu miałem.

– Być może? – zapytał Ammon z szerokim uśmiechem. – W rozmowie z królem nigdy nie używa się tego słowa. Nie jesteś dyplomatą Anwarze.

– Obawiam się, że masz rację, panie.

Ammon rozejrzał się wokół, zauważył czekającego na rozkazy sługę i wezwał go.

– Przynieś coś zimnego do picia dla mnie i dla mojego gościa – rozkazał. Mężczyzna pokłonił się nisko i pobiegł do pałacu. Król z powrotem położył się na trawie. Jego naoliwiona skóra błyszczała w blasku słońca. – Awatarowie wyrżnęli jedną z grup naszych łupieżców.

– Tak, jak przewidywałeś, panie. Jak rozumiem, brat nie będzie już zatruwał ci życia.

– Nie będzie. Niestety, zginął. Ciekawe jednak jest to, że nieprzyjaciel wysłał tylko grupkę Vagarów pod dowództwem jednego Awatara.

– To był Viruk?

– Nie kto inny. To bardzo słaba reakcja na naszą prowokację. Co to może oznaczać?

– Że są słabsi, niżby się zdawało, panie.

– W rzeczy samej. Niemniej jednak nie uważam, żeby to była odpowiednia chwila, by na nich uderzyć.

– Czy można zapytać, dlaczego tak sądzisz, panie? Sługa przyniósł złote puchary, wypełnione po brzegi sokami z kilku różnych owoców. Ammon podziękował mu i usiadł.

– Ten, kto uderzy pierwszy, nawet jeśli zwycięży, będzie osłabiony. Niewykluczone, że moja armia mogłaby podbić pięć miast. Ale ponieślibyśmy ogromne straty. Jak wówczas moglibyśmy odeprzeć atak wrogich plemion?

– Sądzę, że słusznie rozumujesz, panie – zgodził się Anwar. – To znaczy, że korzystne byłoby, gdyby to nasi wrogowie zaatakowali pierwsi.

– W rzeczy samej. A tak się składa, że to właśnie planuje Judon z Patiaków.

– W czym mogę ci pomóc, panie?

Ammon wypił łyk soku.

– Nasi ludzie w pięciu miastach nie mogą udzielić Judonowi żadnego wsparcia, gdy już zaczną się działania wojenne. Muszą zrobić coś dokładnie przeciwnego. Ze wszystkich sił pomagać Awatarom.

– Przekażę im tę wiadomość. Jeden z moich agentów wyjeżdża dzisiaj ze złotem dla pajistów. Obawiam się jednak, że oni nie będą zadowoleni z takiego rozkazu. Nienawiść do Awatarów czyni ich ślepymi na bardziej dalekosiężne cele.

– Znasz imiona wszystkich pajistów?

– Wszystkich przywódców, panie.

– Będą świadkami zagłady Awatarów i spełnienia moich obietnic. Ale potem muszą zginąć.

– I zginą, panie.

Słońce przesłoniła chmura. Król zadrżał.

– Wracajmy do środka. Jestem głodny.

Kwestor generalny Rael rzadko czul się zaskoczony. Miał już osiemset lat i doświadczył wszystkiego, co ma do zaoferowania ludzkie życie. Podobnie jak wielu innych starszych wiekiem kwestorów, żył w nieustannie powtarzającym się kręgu znanych już wydarzeń. Poznał przyjaźń i zdradę, miłość i nienawiść, a także wszystkie zawirowania, które im towarzyszyły. W ciągu ośmiu stuleci przyjaciele stali się wrogami, ci, których kochał, próbowali go skrzywdzić, a nieprzyjaciele zmienili się w braci krwi. Niewiele było rzeczy, których nigdy jeszcze nie zaznał. Dlatego gdy spotykało go zaskoczenie, uznawał je za dar. Nawet jeśli był to dar skażony bólem.

Stał na murze nad wschodnią bramą Egaru, spoglądając na żyzne tereny uprawne rozciągające się po obu brzegach Luanu. Podobnie jak wszyscy Awatarowie, nie starzał się i wyglądał na najwyżej trzydzieści lat. Niebieskie włosy miał krótko przycięte, a szczupłe ciało spowijała biała tunika z grubego jedwabiu, wyszywana przy wysokim kołnierzu i mankietach złotą nicią. Na długie nogi wciągnął rajtuzy z najlepszej skóry oraz sięgające kolan buty do konnej jazdy ze skóry krokodyla. Rael nie nosił broni ani biżuterii. Na jego palcach nie błyszczały pierścienie, a czoła nie zdobił diadem.