Выбрать главу

O świcie wszystko się uspokoiło, lecz i tak zwołano spotkanie Wielkiej Rady, celem omówienia znaczenia tego astronomicznego zjawiska.

Zebraniu nie przewodniczył jednak Rael, który udał się do doliny, by porozmawiać z Anu.

Gdy przybył na miejsce, świeżo odmłodzony kwestor schodził właśnie z góry, prowadząc długą kolumnę robotników.

– Musimy porozmawiać, przyjacielu – przywitał go Rael, zawracając konia i zmierzając w jego stronę. Kwestor generalny zsunął się z siodła i Anu podszedł do niego.

– Czuję, że się na mnie gniewasz – stwierdził.

– Mógłbyś nie być taki skryty. Wiedziałeś, że to się wydarzy. Czy to była jakaś iluzja?

– Nie.

Rael podszedł do skalnej wyniosłości, prowadząc wierzchowca za wodze, i usiadł na niej. Anu dołączył do niego.

– Czy mógłbyś mi wyjaśnić, dlaczego postanowiłeś zachować to w tajemnicy?

– Nie uwierzyłbyś mi, Raelu. Pomyślałbyś, że postradałem zmysły.

– Byłoby miło, gdybyś pozwolił, żebym sam podjął tę decyzję. Tak czy inaczej, stało się. Co oznacza to wydarzenie?

– Trudno będzie to wyjaśnić – odparł Anu, pocierając szczupłą dłonią krótko ostrzyżone niebieskie włosy.

– Mam czas.

Anu uśmiechnął się.

– Możemy mieć mniej czasu, niż ci się wydaje. Chcę, żebyś wysłuchał mnie z otwartym umysłem, Raelu, nie zadając żadnych pytań. Zgoda?

– Zgoda.

– Zgodnie z naszymi mitami, kiedyś istnieli bogowie, którzy potrafili przemieszczać się w czasie, otwierając bramy wiodące do odległych krain. Pamiętasz opowieść o bliźniakach? Bezak, bóg piorunów, i jego bliźniaczy brat, o którego istnieniu nie miał pojęcia? – Rael skinął głową. – Ten mit zawsze mnie dziwił – ciągnął Anu. – Wydawałoby się, że matka Bezaka powinna wiedzieć, czy urodziła bliźniaki.

– Daruj mi mity, Anu.

– Cierpliwości, kwestorze generalny. Żeby dotrzeć do owocu, trzeba najpierw zdjąć skórkę. Chodzi mi o to, że istnieją inne rzeczywistości, równoległe do naszej. Perspektywa Wielkiego Upadku stanęła nie tylko przed nami, lecz również przed mieszkańcami innych światów. Przynajmniej jedna grupa zaakceptowała jednak konkluzje swych mędrców i spróbowała się ratować. Wykorzystali oni całą moc swej cywilizacji, by powstrzymać nadejście fal. Udało im się, lecz nie tak, jak zamierzali. Otworzyli ogromną bramę między rzeczywistościami. Przenieśli swą stolicę i otaczające ją ziemie do naszego świata. Dlatego właśnie przez kilka uderzeń serca na niebie było widać dwa księżyce. Oni są teraz z nami. Daleko za zachodnim morzem. Dowiedz się też, Raelu, że gdy pojawiły się dwa księżyce, zginęły tysiące ludzi z naszego świata. Zostali pogrzebani, gdy owo miasto wraz z okolicznymi wzgórzami oraz górami pojawiło się nad otwartą równiną, miażdżąc ich niczym olbrzymi młot.

Miałeś rację – przyznał Rael. – Gdybyś opowiedział mi to wszystko, zanim ujrzałem dwa księżyce, uznałbym cię za szaleńca. Nawet teraz ledwie mogę w to uwierzyć.

– Miałem wizję – wyjaśnił Anu. – Wiedziałem, co się wydarzy, i wiem, co jeszcze nas czeka. Przed upływem dwóch miesięcy do portu Egaru przypłynie złoty statek. Na jego pokładzie przybędą wysłannicy z zachodu.

– Czy ci ludzie też są Awatarami, takimi jak my?

– Nie takimi jak my, Raelu. Nie czerpią już mocy ze słońca. Jej źródłem są rytualne zabójstwa. To zły lud.

– Jak wielu ich ocalało?

– Tysiące.

– Czy mają łuki zhi?

– Nie, ale stworzyli inne, równie groźne rodzaje broni.

Rael zaklął cicho. Potem wstał, podszedł do konia i dosiadł go szybko.

– Zostało nas niewielu. Awatarowie trzymają się życia resztką sił – stwierdził. – Otaczają nas wrogowie, którzy jak wilki czyhają na okazję, by nas dobić. – Podjechał do siedzącego Anu i oparł się o łęk siodła. – Liczę na to, że masz dla mnie jakąś dobrą radę, Święty.

– Nie możemy pozwolić, żeby wygrali – odparł Anu – bo wtedy na świecie zapanują ciemność i zło.

– W takim razie znajdź jakiś sposób, żeby ich pokonać.

– Znajdę, gdy piramida będzie już gotowa. Do tego czasu musisz się kierować własnym sprytem, Raelu.

Kilka pierwszych dni w Egaru było trudne dla Sofarity. Wcześniej była w mieście cztery razy z rodzicami i raz z mężem. Zawsze jednak zatrzymywali się tylko na jedną noc, w gospodzie „Pod Krukiem Pokoju”. Ku przerażeniu kobiety, okazało się, że wiosną gospodę zamknięto, i nie miała gdzie się podziać.

Gdy przybyła pod wschodnią bramę i podała swe imię strażnikom, zapadał już zmierzch. Gdyby wiedziała, że gospoda jest zamknięta, zapytałaby ich o drogę. Nie zrobiła tego i teraz siedziała na koniu przed znajomym budynkiem, któremu zabite deskami okna i drzwi nadały zimny, nieprzyjazny wygląd.

Ruszyła w głąb miasta, wypatrując jakiejś gospody, żadnej jednak nie znalazła.

Na ulicach panował coraz większy tłok i mały konik zaczął się niepokoić. Sofarita próbowała go uspokoić, ale nie był przyzwyczajony do tak wielkiego ruchu i hałasu. Nagle między jego nogami przemknął pies i jej koń stanął dęba. Sofarita uczepiła się siodła. Z tłumu wyłoniła się krzepka kobieta w powłóczystej sukni w jaskrawych czerwonych, żółtych i złotych barwach. Złapała konika za uzdę i pogłaskała go po długiej szyi.

– Spokój – powiedziała. – Spokój.

Sofarita jej podziękowała.

– Nie zajedziesz już daleko, dziecko – poinformowała ją krzykliwie odziana kobieta. – Vagarom nie wolno jeździć konno po śródmieściu. Dokąd się wybierasz?

– Chciałabym to wiedzieć. Szukam mieszkania.

– Masz jakieś pieniądze?

– Tak. Trochę.

– No to chodź – powiedziała kobieta. Skręciła w wąską, boczną uliczkę, prowadząc konia za uzdę. Przeszła przez stajnię i wyszła na oświetlony blaskiem latarń plac. Ustawiono tam stoły, na których paliły się świece. Pożywiało się za nimi około dwudziestu ludzi. Pracujące w gospodzie dziewczęta przynosiły im jedzenie i picie na drewnianych tacach.

– Złaź z konia, dziewczyno – poleciła gruba kobieta. Sofarita zsunęła się z siodła. Odjazdy bolały ją plecy i wewnętrzna strona ud.

– Właścicielem tego lokalu jest mój siostrzeniec – poinformowała ją kobieta. – To dobry chłopak. Nikt nie będzie cię tu niepokoił. Skąd pochodzisz?

– Z Pacepty. – Kobiecie wyraźnie nic to nie mówiło. – To rolnicza osada blisko granicy z Erek-jhip-zhonad.

– I szukasz pracy w mieście?

– Tak.

– Najpierw musisz uzyskać pozwolenie. Bez niego nie dostaniesz pracy. Ale, i to właśnie jest najgłupsze, jeśli nie masz pracy, nie dadzą ci pozwolenia.

– Nie rozumiem.

– Ja też nie. To awatarskie prawa, dziecko. Nie są po to, żeby je rozumieć, ale po to, żeby ich przestrzegać.

W drzwiach pojawił się młody krępy mężczyzna. Kobieta zawołała go po imieniu i podszedł do niej.

– Zaprowadź konia do stajni – poleciła – a potem wnieś do środka rzeczy tej dziewczyny.

Wzięła Sofaritę za ramię i poprowadziła ją między stołami do głównego budynku. Tu również siedzieli goście, a z kuchni dobiegała woń pieczystego.

Jakiś wysoki młodzieniec zauważył obie kobiety, uśmiechnął się szeroko i podszedł do nich. Miał na sobie biały fartuch, pobrudzony z przodu sosem.

– Dobry wieczór, ciociu – powiedział. – Przyszłaś sprawdzić, jak stoi twoja inwestycja?

– Jesteś za chudy, Baju – skarciła go. – Kucharze powinni być tędzy. To sugeruje, że warto jeść przyrządzane przez nich potrawy.

Młodzieniec zachichotał, spoglądając z nieskrywanym uznaniem na Sofaritę. Poczuła się przez moment zakłopotana.