– Jeśli kwestor generalny postanowi znowu okaleczyć okręt, każe ją wymontować – oznajmił. – Do tego czasu zostanie na miejscu.
Skrzynki ostrożnie przeniesiono na czekający na nabrzeżu wóz. Potem Ro rozkazał woźnicy jechać do pałacu. Niski kwestor wdrapał się na kozioł i usiadł obok Vagara. Nie obejrzał się za siebie ani nie pomachał ręką na pożegnanie, gdy wóz znikał w oddali.
Talaban zwołał załogę, zapłacił wszystkim i rozkazał tym, którzy wychodzili na przepustkę, uważać na zawiadomienia wywieszane u wejścia do portu.
– Niewykluczone, że niedługo wypłyniemy – oznajmił. – Musicie być gotowi.
Talaban i Probierz zostawili na pokładzie zredukowaną do minimum załogę pod dowództwem Methrasa i zeszli na brzeg. Gdy dotarli do bram portu, Talaban przywołał dorożkę, która zawiozła ich do jego domu na Wzgórzu Pięciu Drzew. Dom sąsiadował z wiśniowym sadem. Nie był zbyt duży, miał tylko dziewięć izb. Na pomalowanych białą farbą ścianach nie wisiały żadne ozdoby, a długi, pochyły dach pokrywały dachówki z czerwonej terakoty. Okna zasłaniały drewniane żaluzje, chroniące pokoje przed słonecznym żarem.
Talaban wysiadł i zapłacił dorożkarzowi. Frontowe drzwi były otwarte i kiedy podeszli z Probierzem bliżej, pojawiła się w nich kobieta w średnim wieku, która pokłoniła się Talabanowi.
– Wszystko gotowe, panie – oznajmiła. – Mąż zobaczył okręt. Wywietrzył twoją sypialnię i przygotował łóżko. Woda na kąpiel już się grzeje, a w saloniku czeka posiłek.
– Dziękuję – rzucił Talaban, przechodząc obok niej.
– Był tu posłaniec z pałacu, panie. O zmierzchu spotyka się Rada. Masz się stawić. Przyjedzie po ciebie powóz.
Talaban skinął głową i ruszył do saloniku. Znajdował się on w zachodniej części budynku i wysokie białe łukowate przejście łączyło go z ogrodami oraz położonym dalej sadem. Były tu trzy duże okna i dzięki temu pokój był bardzo jasny. Powietrze przesycała woń kwiatów z ogrodu: jaśminu i róż, groszku pachnącego i kapryfolium.
Talaban ściągnął buty i usiadł na długiej sofie. Do pokoju wszedł mężczyzna, który pokłonił się nisko. Postawił na stole dzban rozcieńczonego wina oraz dwa kielichy, znowu się pokłonił i wyszedł. Probierz nalał wina kapitanowi, ale nie sobie. Podszedł do stołu i poczęstował się leżącymi tam smakołykami. Były wśród nich świeże owoce, solone mięso – szynka, wołowina i mięso gołębia – różne rodzaje sera oraz bochen świeżo upieczonego chleba.
– Dobre – stwierdził.
Wrócili mężczyzna i kobieta. Oboje się pokłonili.
– Kąpiel gotowa, panie – oznajmiła kobieta. – Czy będziesz jeszcze czegoś potrzebował?
– Nie. Już wam dziękuję – odparł. Wstał i wręczył obojgu po dwie srebrne monety. Pokłonili się znowu i opuścili dom.
– Nie lubisz, jak umierają – odezwał się Probierz.
– Słucham?
– Służący. Patrzysz, jak się starzeją. Wtedy smutny jesteś. Widziałem twoje życie. Kiedy lecieliśmy.
Talaban skinął głową. To była prawda. Pierwsi służący, jakich miał w Egaru – mężczyzna i jego żona – spędzili z nim dwadzieścia pięć lat. Polubił ich. Kiedy kobieta zachorowała, Talaban ją uzdrowił. Wiadomość się rozeszła i wezwano go przed Radę. Prawo zabraniało Awatarom pomagać niższym rasom za pomocą magii kryształów. Rozkazano mu ich odprawić. W przeciwnym razie kobietę skazano by na śmierć. Od tej pory wynajmował służących na krótki czas.
Probierz żarłocznie pochłaniał posiłek. Talaban wstał z sofy i przeciągnął się.
– Idę się wykąpać – oznajmił.
Leżąc w pachnącej wodzie, znowu pomyślał o Chryssie, o jej radosnym usposobieniu i o tym, jak zachwycało ją wszystko, co widziała: wiosenne kwiaty w blasku słońca, biały gołąb o zmierzchu, światło księżyca tańczące nocą na powierzchni morza.
Jego umysł wypełniło wspomnienie dwóch księżyców, a także migotliwej postaci Jednookiego Lisa. Nie powiedział Probierzowi o tym, że go widział. Jeszcze nie. Musiał najpierw to sobie przemyśleć.
Wyszedł z wanny i wytarł się do sucha. Potem ukląkł na dywaniku i przeprowadził powoli umysł przez Sześć Rytuałów.
Przed upływem godziny wdział tunikę z ciemnoniebieskiego jedwabiu wyszywaną srebrną nicią a na długie, ciemne włosy nałożył srebrny diadem z białym kamieniem księżycowym. Całości dopełniały wysadzany klejnotami pas, u którego wisiał nóż myśliwski o czarnej rękojeści ozdobionej srebrnym drutem, rajtuzy z białej wełny oraz sięgające kolan buty z posrebrzanej jaszczurczej skóry.
Probierz uśmiechnął się na jego widok. Talaban zauważył w oczach dzikusa drwiący błysk.
– To pałacowy strój – tłumaczył się lekko zmieszany.
Probierz skinął głową.
– Bardzo ładny.
– Chyba sobie przypominam, że kiedy brałeś ślub z Suryet, miałeś na sobie płaszcz z orlich piór i czapeczkę wyszywaną paciorkami. A na członku futerał z muszelek. Do tego pomalowałeś sobie usta na biało. Ja też widziałem twoje wspomnienia.
– To co innego – sprzeciwił się Probierz. – Orle pióra mają w sobie wielką magię. Muszelki pomagają na męskość.
– To wszystko kwestia stylu – mruknął Talaban, poprawiając tunikę.
– Bardzo ładny – powtórzył dzikus z gromkim śmiechem.
Talaban potrząsnął głową z uśmiechem. Z Probierzem nie sposób było się spierać.
– Kiedy wrócę, musimy porozmawiać.
– O powrocie do domu?
– O Jednookim Lisie.
– Obudź mnie, to porozmawiamy.
Powóz przybył na czas i Talaban usiadł z tyłu. Po drodze przyglądał się miastu. W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat rozrosło się niemal dwukrotnie. Wiele starszych budynków, stojących na pięciu wzgórzach, na których pierwotnie zbudowano Egaru, było pięknych, ale większość nowych wzniesiono z wypalanych w ogniu cegieł. Na wąskich uliczkach ludnych dzielnic gnieździła się populacja robotników: garncarze, piekarze, murarze, tkacze, cieśle, służący i wielu innych. Vagarzy byli obecnie stukrotnie liczniejsi od swych awatarskich panów. I ta dysproporcja będzie narastać.
Talaban popadł w ponury nastrój. Powóz mknął dalej, wjeżdżając przez stary kamienny most do awatarskiego centrum miasta.
Tutaj budynki prezentowały się zdecydowanie lepiej. Wielkie gmachy miały frontony ze wspaniale obrobionego marmuru, z pięknymi posągami po bokach. Były tu fontanny, sztuczne jeziora i parki, w których wytyczono kręte ścieżki. Powóz wyjechał na szeroką aleję, a potem minął Bibliotekę i Muzeum Starożytności. Obie te budowle wzniesiono w latach świetności dawnego imperium. Potężne, osiemdziesięciotonowe bloki kamienia ustawiała na miejscu garstka robotników posługujących się legendarną muzyką Pierwszego Awatara. Talaban widział coś takiego w Parapolis, gdy był jeszcze dzieckiem. Najpierw kwestor grał prostą melodyjkę na długim flecie. Potem odzywały się trąbki. Awatarscy murarze brali się do pracy, poruszając się w pełnej harmonii z muzyką. Podnosili olbrzymie bloki tak łatwo, jakby były workami zboża. Wokół placu budowy gromadzili się gapie, którzy podziwiali niezwykłą magię i słuchali muzyki.
Biblioteka była ogromna. Potężny kamień nadproża nad wejściem do niej wspierał się na barkach dwóch wysokich na trzydzieści stóp posągów. A na kamieniu umieszczono pomnik ostatniego Pierwszego Awatara siedzącego na masywnym tronie. Postać wyciągała ręce do swego ludu. Pierwotnie miało to oznaczać, że choć wyniesiono go ponad innych, stało się to z woli powszechnej. Dlatego podtrzymywało go dwóch Vagarów. W oczach Talabana obecnie pomnik podkreślał tylko fakt, że awatarska władza jest dla Vagarów wielkim ciężarem.
Powóz jechał dalej. Po pięknie ułożonych kamiennych chodnikach spacerowały setki przechodniów, zatrzymujących się przed wystawami licznych sklepów. Ludzie byli tu lepiej ubrani. Większość stanowili Vagarzy, rodziny bogatych kupców.