Выбрать главу

Wielu Awatarów uważało vagarską klasę kupiecką za swych najlepszych sojuszników pośród niższych gatunków. Talaban jednak nie dał się nabrać. To kupcy najbardziej pragnęli końca awatarskich rządów. Gdyby przejęli pełną kontrolę nad handlem, ich zyski znacznie by wzrosły.

Powóz jechał dalej. Talaban widział już zarys pałacu na tle nocnego nieba. W jego oknach paliły się jasne światła, co oznaczało, że zainstalowano tam już jedną ze skrzynek. Pałac zbudowano przed dwustu laty. Zaprojektowali go awatarscy architekci. W owych czasach imperium miało jeszcze środki oraz energię potrzebne do urzeczywistnienia takich projektów. Zapewne był to najwspanialszy budynek, który ocalał przed lodem. Jego dach wyłożono złotymi płytami, a mury ozdobiono niezliczonymi posągami oraz scenami z awatarskiej historii.

Potężna brama z brązu była otwarta. Dwóch awatarskich wartowników wpuściło powóz do środka.

Powóz się zatrzymał i Talaban wysiadł. Potem wszedł na schody, zmierzając ku masywnym dwuskrzydłowym drzwiom. Były tu sześćdziesiąt cztery stopnie, podzielone przez symbole na osiem grup reprezentujących podróż życia. Poczęcie, narodziny, dojrzewanie, pełnoletniość, dojrzałość, mądrość, duchowość i śmierć.

Po obu stronach schodów rozmieszczono posągi. Ich królewskie oblicza pozostawały zawsze niezmienne, a pozbawione wyrazu oczy spoglądały obojętnie na przechodzących śmiertelników. Bohaterowie i nauczyciele, mistycy i poeci. Na marmurze obok nich uwieczniono ich imiona oraz dokonania.

Talaban zatrzymał się przed posągiem Varabidisa, poety oraz mistyka, twórcy Sześciu Rytuałów. Statua wyobrażała młodego mężczyznę unoszącego w górę gołębia, który rozkładał skrzydła do lotu. Poniżej umieszczono inskrypcję: Ptak nie wspomina przeszłości, ale leci z nadzieją w przyszłość.

To już nie jest prawda, pomyślał Talaban.

Gdy już znalazł się w środku, vagarski sługa zaprowadził go do przestronnej poczekalni pod komnatami Rady. Pod ścianami ustawiono tu sofy oraz miękkie fotele, a na trzech długich stołach czekały wino i przekąski. Większość radnych była już obecna. Gruby Caprishan, odziany w powłóczystą srebrną szatę, siedział przy zachodnim oknie, zajęty rozmową ze swymi współpracownikami. Niclin, najbogatszy i w związku z tym najpotężniejszy z radnych, stał pod wysoką galerią, gawędząc swobodnie z kilkoma kolegami.

Talaban rozejrzał się po sali. Nigdzie nie było kwestora Ro.

W jego polu widzenia pojawiła się wysoka szczupła postać.

– Dobry wieczór, kuzynie. Słyszałem, że miałeś ciekawą podróż.

Viruk był odziany w tunikę z ciężkiego czarnego jedwabiu, wyszywaną srebrną nicią. Włosy i brodę miał świeżo wymyte i naoliwione. Nie wziął ze sobą broni.

– Dobry wieczór, Viruku – odparł Talaban. – Jestem pewien, że życie tutaj również nie było nudne, przynajmniej dla ciebie.

– W rzeczy samej, nie było. Ale nie zaprzątajmy sobie głowy moimi skromnymi poczynaniami. Ty jesteś bohaterem chwili. Dzięki tobie panowanie Awatarów jest zapewnione jeszcze na kilka lat.

Talaban spojrzał w jasnozielone oczy rozmówcy.

– Dobrze by było w to uwierzyć – stwierdził.

– Zawsze byłeś dyplomatą, Talabanie. Słyszałem o waszym spotkaniu z kralami. Czy rzeczywiście są takie straszliwe, jak opowiadają?

– Są szybkie i śmiertelnie groźne.

– Chciałbym kiedyś takiego zabić. Być może wyruszę z tobą na następną wyprawę.

– Twoje umiejętności byłyby bardzo użyteczne, ale decyzja w tej sprawie należy do kwestora generalnego.

Drzwi do Sali Obrad otworzyły się szeroko. W tej samej chwili pojawił się kwestor Ro. Nie odzywając się do nikogo ani słowem, ruszył ku swemu miejscu.

– Pewnie wszyscy będziemy musieli teraz wysłuchać pompatycznego ględzenia tego konusa – poskarżył się Viruk.

– Zasłużył sobie na to, żeby nas zdrowo pozanudzać – stwierdził Talaban.

Viruk zachichotał i położył dłoń na jego barku.

– Lubię cię. Naprawdę. – Przerwał i uśmiech zniknął z jego twarzy. – Mój astrolog mówi, że pewnego dnia stoczymy walkę na śmierć i życie.

– Miejmy nadzieję, że to kiepski astrolog – odparł z uśmiechem Talaban. – Ale jeśli tak nie jest, możesz być pewien, że pochowam cię z pełnymi honorami.

Viruk ryknął głośnym śmiechem.

– Naprawdę cię lubię, Talabanie – rzekł.

Rozdział czternasty

Viruk sprawiał wrażenie, że uważnie słucha przemawiającego do Rady kwestora Caprishana. W rzeczywistości jednak porównywał go z nieżyjącym królem Patiaków. Obaj byli odrażająco grubi i obłudnie uprzejmi. Wyobraził sobie, jak wyglądałoby otyłe cielsko Caprishana trafione impulsem z łuku zhi. Uśmiechnął się na tę myśl. Tłuścioch zauważył ten uśmiech i zająknął się.

– Bawią cię moje słowa, kuzynie? – zapytał.

– Wybacz, kuzynie. Po prostu cieszyłem się twoją retoryką.

Viruk uśmiechnął się ujmująco.

Caprishan odwzajemnił uśmiech, po czym znowu skupił się na swej przemowie. Wokół stołu zasiadło trzydziestu radnych oraz dwóch awatarskich skrybów sporządzających notatki. Viruk przyjrzał się kolejno twarzom słuchających Caprishana ludzi. Grubas był bardzo bogaty i dzięki temu miał wielu przyjaciół. Co najmniej ośmiu obecnych tu dygnitarzy będzie głosowało za wszystkim, co zaproponuje. Viruk przeniósł spojrzenie na prawą stronę, gdzie siedział szczupły Niclin. Radny wspierał podbródek na złożonych w piramidkę dłoniach. Rzedniejące włosy zaczesał mocno do tyłu i związał srebrnym drutem w kucyk. On również był potężnym człowiekiem. Mógł liczyć na głosy być może dziesięciu członków Rady. Trzy krzesła dalej siedział kwestor Ro. Był prawie tak samo bogaty jak Caprishan i równie sprytny jak Niclin, powinien więc cieszyć się szerokim poparciem. Tak jednak nie było, gdyż większość Awatarów nie lubiła jego pompatyczności. Ro był inteligentny, ale zimny i słabo rozumiał ludzką naturę. Viruk jednak go lubił. Ponownie przeniósł swą uwagę na Caprishana, by wysłuchać zakończenia jego przemowy.

– Chciałbym z całą mocą podkreślić, że jeśli Anu ma rację i ci przybysze są Awatarami, powinniśmy przywitać ich ciepło. Razem będziemy mogli zapewnić panowanie Awatarów na najbliższe stulecia. Dzieląc się z nimi wiedzą, moglibyśmy nawet posunąć naprzód naszą cywilizację.

Kwestor generalny wstał z miejsca.

– To zależy od tego, czy uważają się za równych nam, czy za lepszych od nas, kuzynie.

– Nikt nie jest od nas lepszy, kwestorze generalny – wtrącił Niclin.

– Oni mogą być takiego samego zdania o sobie – zauważył Rael. – Nie możemy jednak przygotować adekwatnego planu działania, dopóki się nie dowiemy, czy przybysze są wrogo nastawieni. Na razie kazałem naładować wszystkie łuki zhi i zwiększyć nabór do vagarskiej armii. Przejdźmy jednak do radośniejszych wieści, do triumfalnego powrotu naszego kuzyna Ro. Jak już wszyscy z pewnością słyszeliście, udało mu się wypełnić mocą cztery skrzynki. Dzięki temu właśnie mamy tu jasne światła oraz możliwość naładowania naszej broni. – Spojrzał na Ro i pokłonił się lekko. – Być może zechcesz nam teraz opowiedzieć o ekspedycji.

Ku zaskoczeniu Viruka przemowa Ro nie była pompatyczna, lecz krótka i zwięzła. Ekspedycja zakończyła się sukcesem, ale dalsze wyprawy nie przyniosą już rezultatów. Były dwa powody. Po pierwsze, erupcja wulkanu zniszczyła linię, a po drugie, i znacznie ważniejsze, zasoby energii Białej Piramidy były już niemal całkowicie wyczerpane. Ro nie wspomniał o walce z kralami ani nie przypominał radnym, że wielu z nich wątpiło w jego umiejętność osiągnięcia komunii. To było dziwnie stonowane wystąpienie, które wszystkich zaskoczyło.