Выбрать главу

Ro przeczytał akt oskarżenia powoli i uważnie. Kobieta niedawno przybyła do miasta i najwyraźniej uzdrowiła dziecko chore na gorączkę. Zebrał się tłum, domagający się uzdrowienia czyraków, bólów głowy i rozmaitych innych drobnych dolegliwości. Oskarżona kładła ręce na wszystkich po kolei. Wkrótce zgromadziło się tak wielu ludzi, że zablokowali całą ulicę. Dwaj awatarscy żołnierze przepchnęli się przez ciżbę i aresztowali kobietę.

– Imię? – zapytał kwestor Ro.

Przez chwilę oskarżona sprawiała wrażenie, że go nie słyszy. Gapiła się na żłobkowany sufit. Była niezwykle piękna. Ro odepchnął od siebie takie myśli i powtórzył pytanie. Jej intensywnie niebieskie oczy zatrzymały się na nim.

– Sofarita, panie – odparła lekko ochrypłym głosem.

– Miejsce urodzenia?

– Wioska Pacepta, panie.

– Czym się zajmujesz?

– Chwilowo niczym, panie. Dopiero niedawno przybyłam do miasta i nie otrzymałam jeszcze pozwolenia na pracę.

– Czy dlatego próbowałaś zarabiać pieniądze za pomocą magicznych sztuczek?

Wydawało się, że trudno jej się skoncentrować, jakby brała narkotyki. Być może rzeczywiście tak było, pomyślał Ro. Albo po prostu jest niespełna rozumu. Gdy jednak przemówiła, jej głos brzmiał pewnie.

– Nie brałam za to pieniędzy, panie. Srebrne monety, które zabrali strażnicy, należały do mnie. Przybyłam do miasta przed trzema dniami i miałam wówczas dwadzieścia sześć srebrników, ale musiałam wynająć pokój, co kosztuje pół srebrnika dziennie. Kupiłam też sobie parę rzeczy do ubrania. Ale reszta pieniędzy jest moja.

– To znaczy, że uprawiałaś magię za darmo?

– Tak, panie.

– Ale potwierdzasz, że to była magia?

– Chyba tak. Przed przybyciem do miasta nie władałam takimi mocami. Coś się ze mną stało, ale nie wiem, co to mogło być. Potrafię teraz zapalać myślą lampy i leczyć choroby. I mam też wizje… okropne wizje. – Jej głos ucichł, a oczy ponownie nabrały nieobecnego wyrazu.

– A co takiego widzisz? – zainteresował się Ro.

– Złote okręty, ludzi dzierżących ognistą broń, którzy płyną przez morze. Dzieci grzebane żywcem na górskich szczytach, kobiety niesione na ołtarz ze związanymi rękami i… i… mordowane. – Zaczęła drżeć. – Wybrałam się dziś rano na przechadzkę, żeby oczyścić umysł. Miałam nadzieję, że tłumy i hałas pomogą mi zapomnieć o tych wizjach. Ale zobaczyłam tę kobietę z chorym dzieckiem. Wiedziałam, że ono umrze, więc podeszłam do niej i usunęłam gorączkę. Nie wiem, jak to zrobiłam. Po prostu położyłam dłoń na dziecku i żar wszedł w moją rękę, a potem dotarł do głowy. I rozproszył się. Matka zaczęła krzyczeć, że to cud i zebrało się więcej ludzi. Nie popełniłam żadnej zbrodni, panie.

– Wręcz przeciwnie, Sofarito – zaprzeczył kwestor Ro – popełniłaś bardzo poważną zbrodnię. Za uprawianie magii grozi kara śmierci. Niemniej jednak to bardzo stare prawo i muszę jeszcze rozpatrzyć tę sprawę, zanim wydam wyrok. Wyprowadźcie ją – rozkazał strażnikom. – Ale zamknijcie ją gdzieś w pobliżu. Chcę ją przesłuchać osobiście.

Rozdział szesnasty

Wszechojciec przyglądał się z wielkim smutkiem, jak między jego dzieci zstępuje zło. Z początku błagały go, by dał im wolność, żeby mogły zrealizować swe przeznaczenie. Wszechojciec obiecał im, że nie będzie się wtrącał, a teraz dzieci stanęły w obliczu zagłady. Mógłby je uratować jednym szeptem, ale jego obietnica była niezłomna. Ciążyło mu to jednak wielce na duszy, więc cichą nocą wyciągnął rękę i ujął w nią garść ziemi. Nadał jej kształt kobiety. Potem zerwał gwiazdę z nieba, wykąpał figurkę w jej blasku i przypiął jej gwiazdę do czoła. Tak oto zrodziła się Gwiezdna Kobieta.

Ze Zmierzchowej pieśni Anajo

Przed końcem dnia Ro skazał sześciu mężczyzn i jedną kobietę na całkowite wyssanie na kryształach, a troje innych na utratę pięciu lat. Po powrocie do swych apartamentów zdjął szaty sędziowskie i zjadł lekki posiłek. Nie musiał studiować starożytnego prawa zakazującego uprawiania magii. Kobieta powinna zostać wyssana na kryształach. Wspomniała jednak o złotych okrętach i mężczyznach płynących przez morze, a to bardzo zaintrygowało Ro.

Rozkazał przyprowadzić ją do swego pokoju. W małej izbie stał wąski stół i dwa krzesła. Gdy wprowadzono kobietę, jej uroda jeszcze bardziej przyciągnęła uwagę Ro. Włosy miała ciemne i błyszczące, a pełne usta działały kusząco. W niewielkim pokoiku poczuł też woń taniego mydła o cytrynowym zapachu, którym kąpała się dziś rano. Nagle zrobiło mu się gorąco. Poczuł się skrępowany. Wskazał kobiecie krzesło i odsunął się od niej, siadając po drugiej stronie stołu.

– Opowiedz mi o sobie – zażądał. Spojrzała na niego.

– Chcesz się dowiedzieć czegoś o złotych okrętach – stwierdziła. – Boisz się ich. – Zawahała się. – I mnie też się boisz.

– Nie boję się ciebie, kobieto – zaprzeczył ostrym tonem.

– Tak jest, boisz się. Przypominam ci o… dniu w wielkim parku. Dzieci się bawią. Trzymasz dłoń pięknej kobiety, ale myślisz o… liczbach… obliczeniach. Ona była twoją żoną.

– Opowiedz mi o złotych okrętach – zażądał, czując suchość w ustach.

– Dlaczego to się ze mną dzieje? Chcę, żeby to się skończyło.

– Pomogę ci. Ale opowiedz mi o okrętach.

– Płyną przez morze. Wiozą tu złych ludzi. Jeden z nich ma twarz ze szkła. Ale to nie jest prawdziwe szkło. Ozdobił sobie brwi i podbródek, żeby wyglądały jak kryształy. To straszny człowiek. Jego myśli są pełne krwi i śmierci.

– Skąd pochodzą ci ludzie?

– Nie chcę tego robić – sprzeciwiła się Sofarita. – Nie chcę już ich więcej oglądać.

– Muszę się tego dowiedzieć – nie ustępował Ro. – To jest ważne. Czy planują wojnę?

– Nie widzę przyszłości, panie. Tylko to, co jest, i to, co było. To straszliwa rasa. Zabijają i okaleczają. Zabierają dzieci i grzebią je żywcem, żeby karmić…

Jej twarz znowu nabrała nieobecnego wyrazu.

– Patrz na mnie! Co takiego karmią?

– Jest tam budynek, czworościenny, zwężający się ku szczytowi. Błyszczy w blasku słońca.

– Tak jest, piramida. Czy to piramidę karmią?

– Tak. Zabijają ludzi na jej szczycie. Krew spływa kanałami, które prowadzą do środka budynku. Piramida karmi się… Nie! Nie sama piramida, ale coś, co jest wewnątrz. Coś pogrzebanego. Coś… żywego!

Ro oblizał wargi. W ustach nagle zabrakło mu śliny.

– Potrafisz zajrzeć do środka tej piramidy?

– Nie. Ale coś tam żyje.

– I karmi się krwią?

Sofarita zamrugała.

– Krwią i kryształami. Kiedy zabijają ludzi w innych miastach, wylewają ich krew na kryształy. A potem przenoszą je do piramidy. Są w niej otwory, do których je wsypują. Wlatują do środka z grzechotem.

Kobieta umilkła.

Ro odczekał chwilę.

– Ile jest tych okrętów? – zapytał. Nie odpowiedziała. Powtórzył pytanie, tym razem trochę głośniej. Poderwała się nagle.

– Czy chciałbyś je zobaczyć? – zapytała nagle. – Te okręty?

– Jak to zobaczyć?

Wstała z krzesła i okrążyła biurko. Potem wyciągnęła do niego dłoń.

– Pokażę ci je – zapowiedziała. Poczuł z bliska zapach mydła, a także woń jej włosów. Podał jej rękę.