Выбрать главу

– To faktycznie wielka moc, kapitanie – zgodził się Methras. – Ta broń na pewno pochłania mnóstwo energii.

– Masz rację. Po trzech impulsach trzeba ją ładować na nowo. A my nie mamy dość mocy. Trzy strzały i ją utracimy. Być może na zawsze. Dlatego nie mamy możliwości ćwiczenia ani marginesu błędu. To będzie twoja pozycja, Methrasie.

– Nie zawiodę cię, kapitanie – zapewnił sierżant. Talaban przyjrzał mu się uważnie.

– Czy coś się stało?

– Nic, kapitanie.

– Zauważyłem, że ty i cała załoga traktujecie mnie z… większym dystansem. Czy chodzi o nowe obowiązki, czy o strach przed bitwą? A może o coś innego? Możesz mówić otwarcie.

– Zrobiłbym to, kapitanie, ale nie zauważyłem żadnej zmiany. Jesteśmy twoją vagarską załogą. Żyjemy po to, by wykonywać twoje rozkazy. Czegóż więcej możesz od nas żądać?

– Nie zaszkodziłaby odrobina szczerości – odparł Talaban. – Ale zapomnijmy na razie o tym i wróćmy do naszej broni. Gdy te okręty skierowano do służby, wśród załóg znajdowali się telepaci. Niestety, obecnie utraciliśmy ten talent. Jeden z nich towarzyszył kapitanowi, a drugi przebywał na dole, razem z operatorem broni. Dzięki temu kapitan mógł wydać rozkaz otwarcia ognia. Nie mamy telepatów, potrzebujemy więc innego sygnału. Mam zamiar zamigotać świecącą kulą nad twoją głową. Następny okręt, który ujrzysz w oknie celownika, będzie celem.

– Rozumiem, kapitanie.

Talaban przesunął dłonią po długich ciemnych włosach i usiadł na rurze.

– Nie wiemy, ile okrętów będą mieli przybysze ani w jaką broń będą wyposażone. By wystrzelić błyskawicę, będę zmuszony opuścić nasze zasłony na kilka uderzeń serca. W związku z tym chwila, gdy będziemy najsilniejsi, będzie również momentem naszej największej słabości.

– Jak już mówiłem, kapitanie, możesz na mnie polegać.

Talaban skinął głową, a potem jeszcze dwa razy omówił funkcje wszystkich przełączników. Gdy już był przekonany, że sierżant w pełni zrozumiał działanie broni, rozkazał mu wsunąć ją na miejsce i zamknąć zasłony.

Potem obaj opuścili kabinę, zamykając za sobą drzwi.

Talaban wrócił do swej kajuty. Dziwił go chłód, z jakim traktowali go teraz Methras i reszta załogi. Służyli pod jego rozkazami już od wielu lat i miał wrażenie, że wytworzyła się między nimi swego rodzaju więź. Najwyraźniej jednak się mylił. Wykonywali jego rozkazy szybko i bez pytań, ale swobodne uśmiechy zniknęły, a kiedy się zbliżał, cichły rozmowy.

Talaban otworzył tylne drzwi, wyszedł na prywatny pokład i odetchnął pełną piersią. Wiała świeża bryza z południa i wyczuwał w powietrzu smak soli. W górze krążyły mewy. Na horyzoncie widział burzowe chmury.

– Chciałbyś coś zjeść? – zapytał Probierz. Talaban odwrócił się nagle. Dzikus pojawił się znikąd.

– Jak to robisz, że poruszasz się tak cicho? – zapytał. – Mam dobry słuch, a mimo to za każdym razem udaje ci się mnie zaskoczyć.

Probierz uśmiechnął się szeroko.

– Wielka tajemnica. Dużo pracy. Zawsze jesteś pogrążony w myśleniu.

– Mówi się „pogrążony w myślach”. Tak, z chęcią bym coś zjadł.

– Na stole – oznajmił Probierz. Talaban wrócił do kajuty. Na blacie stała taca, na której przyniesiono dzbanek z sokiem owocowym, mały bochenek chleba, talerz z różnymi rodzajami suszonego mięsa oraz drugi talerz z serem. Obok stał kryształowy puchar. Talaban uśmiechnął się z przekąsem, potrząsając głową. Dzikus wszedł do kajuty, niosąc tacę zastawioną glinianymi naczyniami, i postawił ją bezgłośnie na stole.

– W porównaniu z tobą, kot robi tyle hałasu co trąbowiec – zauważył Awatar.

Probierz znowu się uśmiechnął i wyszedł na prywatny pokład. Talaban zasiadł do posiłku. Chleb był już trochę czerstwy, ale za to suszone, wędzone mięso smaczne i sycące. Kiedy skończył jeść, dzikus wrócił.

– Nadciąga sztorm – oznajmił.

– Wiatr odpycha go od nas.

– Wiatr się zmieni – zapowiedział Probierz.

Wąż mógł się oprzeć każdemu sztormowi, ale byłoby to marnotrawstwo mocy.

– Poszukam zatoki – zdecydował Talaban. Probierz oparł się o stół i wziął sobie kawałek mięsa. Ten gest świadczył, że dzikus czuje się swobodnie w jego towarzystwie. Ucieszyło to kapitana.

– Co się stało z załogą? – zapytał.

– Stało? Są chorzy?

– Nie, nie są chorzy. Nic nie zauważyłeś? Zmienili się. Traktują mnie teraz jak obcego.

– Nie zmienili się. Ty się zmieniłeś.

– Ja? Jestem taki sam.

– Nie – zaprzeczył Probierz. – Niebieskie włosy na skroniach. Duża zmiana.

Dzikus zabrał tacę i opuścił kajutę.

Talaban był wstrząśnięty, wiedział jednak, że Probierz ma rację. Wielokrotnie służył Raelowi jako zwiadowca, zapuszczając się daleko w głąb terytorium plemion. Podczas takich misji niebieskie włosy narażałyby go na niebezpieczeństwo. Jego załoga uważała to jednak za demonstrację tego, że nie uważa się za bardzo różnego od nich. Widzieli w nim człowieka. A teraz stał się w ich oczach Awatarem, jednym ze sprawujących władzę bogów.

Musiało to zrodzić między nimi dystans. Talaban poczuł się głupio na myśl, że nie przewidział takiej reakcji. Jego ludzie pochodzili z rasy niewolników i marzyli o dniu, gdy staną się wolni. Dla Methrasa cios musiał być szczególnie bolesny z uwagi na jego awatarską krew. Drzwi kajuty zakołysały się, uderzając o framugę. Talaban wyszedł na prywatny pokład. Wiatr się zmienił i zgodnie z przewidywaniami Probierza nadciągał sztorm.

Kapitan poszedł na górny pokład, włączył moc i skierował Węża w stronę brzegu.

Yasha leżał na łóżku. Głowa dziwki spoczywała na jego barku, a udo na nogach. W chacie było ciepło. Jedyna lampa paliła się migotliwym blaskiem. Było tu przyjemnie i wypełniał go spokój.

Z oddali dobiegała go cicha muzyka fletu kwestora Anu, Świętego. Była śpiewna i dziwnie piękna, działała uspokajająco na wszystkich, którzy ją słyszeli.

Zgodnie z obliczeniami Yashy, minęła już prawie połowa dwudziestodobowej nocy. Przepracował w nieustannej ciemności dwanaście zmian i zjadł dwanaście posiłków. Uśmiechnął się. A do tego zaliczył osiem dziwek.

– Czemu się uśmiechasz, mój dryblasie? – zapytała kobieta. – Było ci przyjemnie?

– Z tobą zawsze jest mi przyjemnie – odpowiedział, obracając głowę, by pocałować ją w czoło.

– Nikt oprócz ciebie mnie nie całuje – powiedziała. Muzyka fletu ucichła w oddali. Schował się za budowlą, pomyślał Yasha. Nadal mieli spóźnienie, ale ustawili już sześć poziomów kamieni, tworząc coraz mniejsze kwadraty. Yasha nie potrafił zrozumieć, dlaczego w środku jest tyle kanałów i tuneli. Przecież nikt nie miał mieszkać w piramidzie. Kobieta uniosła się na łokciu, jakby czytała w jego myślach.

– Do czego on ma służyć? – zapytała.

– O czym mówisz?

– O tym… wielkim budynku.

Jest przeznaczony dla Awatarów – odparł. – Wygląda na to, że co mniej więcej trzydzieści lat nachodzi ich pragnienie stworzenia jakiegoś trwałego pomnika. Mój ojciec pracował przy piramidzie, którą teraz rozbieramy. Nie ma w tym sensu. Niektórzy z chłopaków ekscytowali się myślą, że zobaczymy, co jest w środku. Ale niczego tam nie było. Żadnego złota, skarbów ani ciał. Zupełnie nic. To szaleństwo, prawda?