Выбрать главу

Usiadł, stawiając na podłodze długie nogi. Sięgnął po dzban z winem i przystawił go sobie do ust. Pociągnął długi łyk, a potem otarł płyn z gęstej, ciemnej brody. Dźwięk fletu znowu się zbliżył.

– Ona musi do czegoś służyć – upierała się kobieta. – W przeciwnym razie po co byłby tu z nami sam Święty?

To właśnie było pytanie, które dręczyło Yashę. Nie miał nic przeciwko zachciankom Awatarów, nie przeszkadzało mu nawet zbytnio, że władają pięcioma miastami. Ktoś musiał rządzić, a dopóki Yasha miał pracę oraz pieniądze na jedzenie i dziwki, był szczęśliwy. Święty pobudził jednak jego ciekawość swą magią. Kiedy Anu grał na flecie, ciężkie głazy stawały się lżejsze, być może nawet dwudziestokrotnie, i wystarczało czterech robotników, by ustawiać potężne skalne bloki. Z początku bardzo ekscytowało to i niepokoiło ludzi. Teraz już się do tego przyzwyczaili. Yasha wstał, wciągnął rajtuzy i koszulę.

– Jak się czułeś, będąc królem? – zapytała kobieta. Ryknął gromkim śmiechem.

– Nie byłem żadnym królem – odparł. – To była tylko zabawa dla uczczenia końca prac przy pierwszym poziomie.

– Ale nosili cię na ramionach i miałeś na głowie wieniec laurowy. Nawet Święty się kłaniał, kiedy go mijałeś. Czy to ci się podobało?

Yasha zastanowił się nad tym pytaniem, wciągając ciężkie buciory.

– Podobało mi się – przyznał. – Ale nawet nie w połowie tak bardzo, jak grzmocenie się z tobą.

– Naprawdę? Nie kłamiesz?

– Oczywiście.

– Wrócisz tu po następnej zmianie?

– Jaki mężczyzna mógłby do ciebie nie wrócić… moja droga? – urwał, gdyż zapomniał jej imię.

Pochylił się, pocałował ją raz jeszcze, zostawił na stoliku przy łóżku zapłatę w postaci małej glinianej tabliczki, wyszedł w noc i ruszył niespiesznie w stronę powstającej piramidy. Kwestor Anu chodził wokół szczytu szóstego poziomu, nadal grając na flecie. Yasha przyglądał mu się przez pewien czas, a kiedy Święty przestał grać, pomachał do niego ręką. Anu odwzajemnił ten gest, a potem zszedł na dół i zatrzymał się przy potężnie zbudowanym brygadziście.

– Dobrze nam idzie – stwierdził Anu. – Ale musimy pracować jeszcze szybciej.

– I będziemy, kwestorze. Robotnicy potrafią coraz więcej.

Anu uśmiechnął się i odwrócił od niego.

– Powiedz mi, panie, dlaczego grasz dalej, mimo że bloki są już na miejscu? – zapytał Vagar. Anu zatrzymał się, a potem odwrócił i spojrzał na niego. W jasnym, niezmiennym świetle księżyca jego niebieskie włosy błyszczały jak polerowane srebro.

– Kamień pamięta moje melodie – wyjaśnił z powagą. Potem roześmiał się, widząc zdziwioną minę Yashy. – Każdy blok składa się z milionów połączonych ze sobą fragmentów, a każdy fragment zawiera miliony cząsteczek. Niewykluczone też, że każda cząsteczka dzieli się na wiele jeszcze mniejszych komponentów. Muzyka wnika w kamień, absorbuje ją każdy jego fragment, każda cząsteczka. W jego strukturze pieśń brzmi nadal. Być może będzie tam brzmiała w nieskończoność.

– Ja jej nie słyszę – stwierdził Yasha.

– Mimo to muzyka otacza nas ze wszystkich stron. Wszechświat jest pieśnią, Yasho. A my jesteśmy jej częścią. Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego muzyka tak bardzo pociąga człowieka? Dlaczego zbieramy się wszędzie, gdzie można ją usłyszeć? Dlaczego tańczymy przy niej, poruszając ciało w jej rytm?

– Dlatego, że to sprawia nam przyjemność – odparł Yagar.

– Tak jest, przyjemność. To wydaje się naturalne, bo takie właśnie jest. Chwile, gdy muzyka dotyka naszej duszy, przypominają nam, że wszyscy jesteśmy elementami Wielkiej Pieśni. Wszyscy: Awatarowie, Vagarzy, ludzie z plemion, koczownicy. A także drzewa i inne rośliny, ptaki i zwierzęta. Wszyscy mamy kluczowe znaczenie dla harmonii Muzyki.

– Może to prawda, Święty, ale wydaje mi się, że Awatarom przypadły w udziale wszystkie najlepsze melodie. – Yasha natychmiast pożałował swych słów, gdyż były one niebezpiecznie bliskie nieprawomyślności. Anu jednak skinął tylko głową.

– Masz rację, Yasho. Ale nic nie trwa wiecznie, bez względu na to, w co chcą wierzyć moi bracia. Ten budynek, który wspólnymi siłami wznosimy, nie jest przeznaczony tylko dla samych Awatarów. Budujemy go dla całego świata. Dla ciebie, dla twoich dzieci i dla dzieci twoich dzieci.

– Ja nie mam dzieci, Święty.

Anu położył szczupłą dłoń na ramieniu brygadzisty.

– Masz siedemnaścioro – poinformował go. – A tej nocy spłodziłeś kolejne. Naprawdę powinieneś starać się utrzymywać kontakt ze swymi kobietami.

Yasha zachichotał.

– Kobiety, z którymi sypiam, mają wielu partnerów, Święty. Trudno powiedzieć, kto spłodził które dziecko. I to mi odpowiada. Byłeś kiedyś żonaty?

– Nie. Nie mogę powiedzieć, żeby mnie to pociągało.

– Mnie również nie. Może kiedy będę stary i zechcę mieć w łóżku trochę ciepła.

– Byłem już kiedyś stary – oznajmił Anu. – Można w tym znaleźć pewną satysfakcję, ale z pewnością nie ciepło.

Powiedział brygadziście „dobranoc” i oddalił się powoli do swego namiotu.

Rozdział siedemnasty

Sofarita siedziała spokojnie w korytarzu przed Salą Obrad. Zamknęła oczy, a jej twarz miała pogodny wyraz. Obok niej stało dwóch awatarskich strażników. Jeden z nich myślał o nowym koniu, którego sobie kupił, i o tym, czy okaże się on tak szybki, jak jego ojciec. Zastanawiał się też, czy go wykastrować. Drugi strażnik myślał o Sofaricie i o tym, że dobrze byłoby ją posiąść. Ich myśli były natrętne i kobieta próbowała odepchnąć je od siebie.

Najprostszą metodą było opuścić ciało i zamknąć duchowe uszy na ich rozmyślania. Zrobiła to i natychmiast uzyskała poczucie wewnętrznego spokoju. Teraz byli dla niej tylko anonimowymi żołnierzami.

To był długi dzień, pełen interesujących wydarzeń. Najpierw kwestor Ro zabrał ją do swego domu. Sofarita nigdy nie widziała od środka tak imponującego domostwa. Pokoje były tu jasne, meble najwyższej jakości, dywany pięknie utkane, a ogród pełen kwitnących drzew i krzewów. Zjadła smakowity posiłek, przy którym usługiwała jej służba. Talerz, na którym go podano, był niebiesko-biały, pokryty błyszczącą powłoką, a ciemnoczerwone wino miało aromat przewyższający wszystko, co dotąd piła. Po południu kwestor Ro posłał po krawca, który zjawił się wkrótce z około dwudziestoma spódnicami i sięgającymi kostek sukniami. Wszystkie uszyto z tak niezwykle delikatnych materiałów, że kobieta, którą ongiś była Sofarita, mogłaby z łatwością uwierzyć, iż umarła i mieszka teraz z bogami. Nie była już jednak ową kobietą i luksusy oraz splendor awatarskiego życia wydawały się jej czymś ulotnym, pozbawionym znaczenia. Woda pita ze złotego pucharu pozostawała wodą, a w szkle i w diamencie odbijało się to samo, darmowe światło słońca. Bogactwo było jedynie symbolem władzy, a Sofarita nie potrzebowała symboli. Jej intelekt rozwijał się z dnia na dzień. A wraz z nim rosła moc.

Ubrana tak jak teraz, w powłóczystą suknię z białego błyszczącego atłasu, poszła na spotkanie z kwestorem generalnym. Wydał się on Sofaricie inteligentnym człowiekiem, kulturalnym i wrażliwym.

Odbyła z nim taki sam lot, jak z kwestorem Ro. Ujrzał na własne oczy złote okręty i ocenił, że powinny przybyć do Egaru przed upływem dwudziestu czterech godzin.

Kwestor generalny wypytywał ojej moce. Zapytał też, czy miała kiedykolwiek kontakt z uzdrawiającym kryształem. Sofarita nie była biegła w kłamstwie, ale wiedziała też, że lecząc ją z raka, Viruk złamał prawo.

– Tak – przyznała po chwili. – Byłam umierająca i pewien Awatar mnie uzdrowił. Nie powiem nic więcej.