Выбрать главу

Czekając razem z Probierzem pod drzwiami kapitańskiej kajuty, zastanawiał się nad innymi tego przyczynami.

– On zajęty – oznajmił dzikus. – Wkrótce nas wezwie.

Kwestor Ro nie odpowiedział. W dniach chwały żaden barbarzyńca nie odważyłby się zwrócić bezpośrednio do Awatara. Podszedłby do niego na kolanach, a potem dotknął głową ziemi. Przemawiając do niego, musiałby zacząć od formuły: „Panie, racz wysłuchać swego sługi”. Dzięki temu utrzymywano dyscyplinę, a niższe warstwy znały swoje miejsce. W gruncie rzeczy kwestor Ro był przekonany, że ich członkowie czuli się wówczas szczęśliwsi. Jasno określone zasady zachowania były fundamentem cywilizacji. Talaban jednak najwyraźniej tego nie rozumiał i pozwalał, by dzicy zwracali się do niego jak do równego sobie. Mieszkał nawet przez pewien czas wśród barbarzyńców, sypiając w ich nędznych namiotach. Kwestor Ro zadrżał na samą myśl o tym. Był niemal pewien, że w żyłach Talabana płynie vagarska krew. Ponadto był on jeszcze młody, miał zaledwie dwieście lat. Nie żył wystarczająco długo, by w pełni uświadomić sobie potrzebę utrzymywania strachu wśród niższych ras.

Ale przecież jego matka również słynęła z dziwacznego zachowania. Nie chciała urodzić dziecka aż do osiemdziesiątego roku życia, gdy – pomimo przedłużonej przez działanie kryształów młodości – dni jej płodności dobiegały już końca. Wywołało to wiele plotek i stało się poważnym upokorzeniem dla jej trzystuletniego męża. Większość awatarskich kobiet traciła zdolność wydawania na świat dzieci po siedemdziesiątym roku życia, a tylko garstka mężczyzn była w stanie spłodzić je po dwusetnym. Zgodnie z powszechną opinią, zaszła w ciążę podczas swych wojaży. Niewiele awatarskich kobiet odbywało długie podróże i to wyłącznie wtedy, gdy było to konieczne. Ona jednak najwyraźniej podróżowała dla przyjemności, odwiedzając położone daleko od stolicy miasta imperium. Kwestor Ro świetnie potrafił sobie wyobrazić, jakiego rodzaju rozrywek dostarczały jej wulgarne rasy zamieszkujące owe miasta. Wkrótce po powrocie ogłosiła, że spodziewa się dziecka.

Zachowanie jej syna podsycało tylko podejrzenia Ro. Talaban zanadto zbliżył się do służących mu Vagarów. Był nawet przez nich lubiany, a to nie powinno się przydarzyć żadnemu Awatarowi. Vagarzy szanowali dyscyplinę i najlepiej reagowali na strach. Ich sympatia, w opinii kwestora Ro, świadczyła po prostu o słabości przywództwa. Ro dziwił się, że kwestor generalny nie dostrzega tych oczywistych niedoskonałości w naturze kapitana. Co więcej, Talaban do tej pory się nie ożenił. Ponieważ zbliżał się już do wieku, w którym jego nasienie utraci moc, stanowiło to dodatkową zniewagę dla rasy Awatarów.

Każdy obywatel powinien spłodzić awatarskie dzieci. Bez nich nie ma przyszłości.

– On już gotowy – oznajmił Probierz. Kwestor Ro nic nie usłyszał, ale dzikus otworzył drzwi kajuty i odsunął się na bok, wpuszczając go do środka. To już było coś!

Ro wszedł do kajuty. Talaban siedział za biurkiem i podniósł się na jego widok. Okrążył biurko i podszedł do gościa. Jak u większości ludzi z kasty wojowników, jego ruchy były pełne gracji i zrównoważone. Żołnierz znacznie przerastał wzrostem niskiego, krępego maga. Obaj mężczyźni rozpostarli dłonie w awatarskim pozdrowieniu. Kwestor Ro pokłonił się, o kilka cali płycej, niżby należało. Nie na tyle, by uznać to za zniewagę, ale wystarczająco, by okazać Talabanowi, że jest niezadowolony. Nawet jeśli wojownik zauważył tę nieuprzejmą demonstrację, niczym tego po sobie nie okazał. Odwzajemnił mu się zgrabnym ukłonem, odpowiednio głębokim.

– Jak idzie praca? – zapytał Talaban. Kwestor Ro zerknął na Probierza, który siedział na podłodze obok drzwi.

– Nie godzi się mówić o takich sprawach w obecności ludzi niższego stanu – oświadczył, pociągając szczupłą dłonią za rozwidloną niebieską brodę w geście narastającej irytacji.

Talaban nie odezwał się ani słowem, ale Probierz wstał i bez słowa opuścił kajutę.

– Usiądź, kwestorze – rzekł kapitan, wracając na fotel. Ro zerknął na skwierczącą lampę, a potem przeniósł spojrzenie na zimne kryształowe kule wprawione w ścianę.

– W dawnych czasach płynąłem jednym z tych okrętów do zachodnich krain – oznajmił ze smutkiem. – Wtedy naprawdę zasługiwały na podziw. Żaden sztorm nie mógłby im zagrozić.

– Czasy się zmieniają, kwestorze. Powiedz, jak idzie praca?

– Jutro liczę na lepsze wyniki – odparł Ro. – Trzeba inaczej ustawić nasze zgłębniki. To tylko drobne poprawki – dodał pośpiesznie, widząc zatroskanie na twarzy Talabana. – Nie udało się nam rozlokować ich w prostej linii.

– Jutro zjawią się tu koczownicy – oznajmił Talaban. – Nie mamy wiele czasu.

– Z pewnością właśnie dlatego towarzyszą nam żołnierze – zauważył Ro.

– W rzeczy samej, kwestorze. Ale nie mamy awatarskich żołnierzy. Jeśli koczownicy zjawią się tu większą grupą, mogą mieć nawet dziesięciokrotną przewagę liczebną. Moi Vagarzy: dysponują tylko konwencjonalną bronią. Nie oprą się zmasowanemu szturmowi.

– Pewnie, że się nie oprą – warknął Ro. – Od początku mówiłem, że potrzebujemy Awatarów. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w tak ważnej ekspedycji nie ma ani jednego. Z pewnością imperium nie osłabiłoby przydzielenie nam prawdziwych ludzi z łukami zhi?

– To nie miała być wyprawa wojenna, kwestorze. Kwestor generalny powiedział to bardzo wyraźnie. Wszelkie skargi j powinieneś skierować do niego, po naszym powrocie. Skoro jednak mówimy szczerze, powinienem cię poinformować, że i zostało nam tylko niespełna pięćdziesiąt zdolnych do akcji łuków zhi.

– Pięćdziesiąt? To hańba – oburzył się Ro. – Przecież | nie dalej niż w zeszłym roku kwestor generalny zapewniał Zgromadzenie, że mamy ich z górą trzysta.

Talaban rozparł się wygodnie w fotelu.

– Kwestorze Ro, zdaję sobie sprawę z twych wielkich zdolności i wiem, jak wiele czasu poświęcasz badaniom. Z pewnością jednak bunt na wschodzie nie mógł całkowicie umknąć twej uwagi? Sześć tysięcy dzikusów. Łuki zhi przechyliły losy bitwy, ale większość z nich się wyczerpała. Nie mieliśmy mocy, żeby je naładować. Dlatego właśnie zorganizowano tę ekspedycję.

Kwestor Ro przez chwilę się nad tym zastanowił.

– Bunt nie umknął mojej uwagi, jak to ująłeś, kapitanie.

Niewiele wydarzeń jej umyka. Niemniej jednak wydaje mi się to zbrodniczym marnotrawstwem. Naszą podstawową defensywną broń zużyto do stłumienia pomniejszego buntu.

– Z całym szacunkiem, nie jesteś żołnierzem, kwestorze. Gdyby nie łuki zhi, na wschodzie rozbito by nas doszczętnie, a to zachęciłoby inne plemiona do przyłączenia się do rebelii. Miasta by upadły. – Kwestor Ro chciał się sprzeciwić, ale Talaban powstrzymał go, unosząc rękę. – Starczy już o tym, kwestorze. To już historia. Naszym zadaniem jest naładowanie skrzynek energią. Czy to wykonalne?

– Potrzebuję dwóch dni, kapitanie. Jestem przekonany, że komunia jest blisko.

Talaban umilkł.

– Nie mów mi, o czym jesteś przekonany – rzekł po chwili. – Powiedz mi, co wiesz.

On jest naprawdę nieznośny, pomyślał Ro. Odetchnął głęboko, żeby się uspokoić.