Выбрать главу

Pierwszy oprzytomniał Rael. Wypadł z przedpokoju, wbiegł na górę po schodach i popędził szeroką galerią. Otworzył drzwi na jej końcu i wybiegł na umieszczony powyżej dachu balkon. Stał tam na warcie awatarski żołnierz.

– Daj mi łuk! – rozkazał kwestor generalny, wyrywając zaskoczonemu mężczyźnie broń z ręki.

Rael skupił się i nawiązał więź z bronią. Gdy podszedł na skraj balkonu, pojawiły się w niej struny migotliwego światła. Kobieta w białej sukni wyszła na szeroką aleję na dole. Awatar wyciągnął rękę i wycelował.

– Nie rób tego, Raelu! – zawołał kwestor Ro, wybiegając na dach.

Kwestor generalny zamarł na chwilę, ale potem znowu wycelował. W tym samym momencie kobieta wmieszała się w tłum, znikając mu z oczu.

Rael spojrzał na Ro.

– Czy zdajesz sobie sprawę, co ona sobą reprezentuje? – zapytał, starając się powstrzymać gniew.

– Szansę ocalenia – warknął Ro. – Ona ma rację i dobrze o tym wiesz. Almekowie nie będą chcieli pokoju. Ich celem jest podbój. Nie wysyła się trzydziestu okrętów po to, żeby nawiązać stosunki dyplomatyczne.

– Nie mówię o Almekach, Ro. Czy nie widzisz, czym ona jest? Czym się staje?

– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi.

– Jest zjednoczona z kryształem, Ro.

Jego słowa zawisły w powietrzu. Kwestor Ro zamrugał.

– To niemożliwe. Szansa jest…

– Jedna na sto milionów – przerwał mu Rael. – Wiem o tym. Jej moc będzie rosła z każdym dniem, ponieważ czerpie ją ze wszystkich kryształów w mieście. Czy teraz rozumiesz?

– Możesz się mylić, Raelu.

– Modlę się o to, by tak było.

Po całym mieście rozesłano agentów mających szukać śladów Sofarity. Donosicielom powiedziano, że każdy, kto poinformuje władze o miejscu jej pobytu, otrzyma wielką nagrodę. Radni przenieśli się do swych ufortyfikowanych domów. Przydzielono im uzbrojonych strażników, którzy mieli zapobiec atakom pajistów. Rael i Ro zostali w budynku Rady.

Przez większą część nocy nad miastem szalała gwałtowna burza. Nad ujściem Luanu niebo rozjaśniały błyskawice. W położonym wysoko nad Salą Obrad pokoju hałasowały okiennice. Rael spacerował po pomieszczeniu. Ro nigdy jeszcze nie widział, by cokolwiek tak wyprowadziło kwestora generalnego z równowagi.

– Popełniłem błąd – przyznał w końcu Rael. – Mam nadzieję, że jego skutki nie okażą się fatalne.

Ro nie odpowiedział. Myślał o ciemnowłosej Yagarce, starając się zrozumieć targające nim burzliwe uczucia. Zgadzał się z Raelem, jeśli chodziło o potrzebę wzbudzania strachu w podporządkowanych rasach. W gruncie rzeczy przez większą część życia wychwalał zalety takiej właśnie polityki. Ale tym razem… mógł myśleć tylko o tym, w jaki sposób podczas mówienia, unosiła głowę i jak złote plamki w jej oczach lśniły w blasku słońca.

– Powinniśmy skupić uwagę na tych przybyszach – stwierdził. – Na Almekach.

– Miała rację – dodał Rael. – Nie będą chcieli pokoju i z pewnością nie zechcą traktować nas jak braci. Jak doszło do tego, że staliśmy się tak aroganccy, Ro?

– To leży w naturze władców – wyjaśnił niski kwestor.

– Wystarczy, że strzelimy palcami, a ludzie z niższych ras są na nasze usługi. Kłaniają się nam i biją czołem, wzmacniając w nas przekonanie o naszej wyższości. Wszyscy gramy w tę grę, Awatarowie i Vagarzy.

– Dobrze się czujesz, przyjacielu? – zapytał Rael, siadając naprzeciwko Ro. – Dziwnie jest słyszeć takie słowa z twoich ust.

Ro westchnął.

– Nauczyłem się dziś bardzo wiele. Wygląda na to, że zmarnowałem ostatnie sto lat. Nie potrafię uwierzyć w to, co wydarzyło się dziś wieczorem. Młoda kobieta obdarzona zdumiewającymi talentami była gotowa nam pomóc, a my skazaliśmy ją za to na śmierć. Co gorsza, gdyby to Niclin przedstawił ją Radzie, sam zażądałbym odebrania jej życia. Jak bardzo małostkowi się staliśmy.

– Ja również nad tym ubolewam, Ro – zgodził się Rael – ale na razie musimy o tym zapomnieć. O świcie przypłyną tu złote okręty. Musimy przygotować plany i wydać rozkazy.

Obaj mężczyźni rozmawiali przez większą część nocy. Potem Rael wysłał po swych najbardziej zaufanych oficerów i rozkazał im zebrać żołnierzy.

O świcie burza przesunęła się już w głąb lądu. Morze było spokojne, horyzont czysty, a niebo przybrało piękną błękitną barwę. Rael, Ro i reszta starszych rangą radnych zebrali się w porcie, by czekać na przybycie Almeków. Awatarscy żołnierze zamknęli dostęp do portu i panowała w nim cisza. Przywódcy czekali cierpliwie.

Pierwszy ze złotych okrętów pojawił się kilka minut po tym, jak słońce wynurzyło się zza gór na wschodzie. Nawet z daleka można było ocenić, jaki jest ogromny. Rael i Ro już go przedtem widzieli, dzięki nowo odkrytym zdolnościom Sofarity. Pozostali jednak poczuli pierwsze dotknięcie strachu. Niclin przymrużył powieki zimnych oczu. Tłustego Caprishana zalał pot. Potężny okręt pruł fale, błyszcząc w świetle poranka. Podążały za nim następne, ustawione w długą bojową linię. Rael policzył je. Dwadzieścia cztery. Gdy zbliżyły się do wybrzeża, flota się rozdzieliła. Osiem okrętów wpłynęło powoli do ujścia rzeki między miastami Egaru i Pagaru. Osiem skierowało się na południe. Osiem pozostałych zatrzymało się spokojnie tuż przed wejściem do portu, a ten, który płynął przodem, zbliżył się do czekających na brzegu ludzi, zawracając w ostatnim momencie, a potem przybijając do kamiennego nabrzeża. Okręt był ogromny, znacznie górował nad brzegiem. Szeroki na dziesięć stóp fragment burty oddzielił się od reszty i opadł powoli na nabrzeże, tworząc szeroki zakrzywiony trap.

Pojawił się wysoki czerwonoskóry mężczyzna, noszący napierśnik złożony ze złotych taśm. Na głowie miał zdobny hełm, z którego sterczały złote pióra, a na nadgarstkach, bicepsach i szyi nosił złote obręcze. Miał też spódniczkę z czerwonej skóry ozdobionej złotem oraz szeroki pas o sprzączce otaczającej wielki trójkątny szmaragd.

Ale to jego twarz przyciągnęła uwagę grupki oczekujących. Nie tylko dlatego, że miała kolor polerowanej miedzi, lecz również dlatego, że lśniła dziwnie w jasnym blasku słońca. Wyglądało to tak, jakby była pokryta warstwą tłuszczu. Mężczyzna zszedł powoli po trapie, zatrzymując się na chwilę, by rozejrzeć się wokół. Nie miał broni, ale zachowywał się swobodnie. Gdy już pokonał połowę drogi, uniósł rękę. Nagle na nabrzeże opadło dwadzieścia kolejnych trapów. Zaczęło po nich schodzić dwudziestu zakutych w czarne zbroje i hełmy wojowników. W rękach trzymali coś, co wyglądało na grube czarne pałki długości około trzech stóp.

W tej samej chwili z pobliskich budynków i zaułków wyłoniło się pięćdziesięciu awatarskich żołnierzy uzbrojonych w łuki zhi. Ich żelazne napierśniki lśniły jak srebro, a białe płaszcze powiewały na wietrze. Wódz przybyszów ponownie uniósł rękę. Jego wojownicy zatrzymali się i stanęli bez słowa na trapach.

Wódz podszedł do oczekującego nań Raela. Wygląd jego twarzy wstrząsnął Awatarami. Jego brwi, kości policzkowe i podbródek wyglądały jak szklane, co nadawało obliczu mężczyzny nieludzki wygląd.

– Witaj w Egaru – powiedział ze spokojem kwestor generalny. – Czekaliśmy na wasze przybycie z wielkim zainteresowaniem. Czy zechcesz zjeść z nami śniadanie?

– Razem z moimi ludźmi? – zapytał zimnym tonem wódz.

– Nie sądzę – odparł z uśmiechem Rael. – Ludzie, którymi władamy, są bardzo bojaźliwi. Lepiej byłoby, gdyby zobaczyli, że obaj udajemy się w przyjaźni do budynku Rady. Widok tak wielu żołnierzy mógłby ich zaniepokoić.