Выбрать главу

– Jak sobie życzysz. Zabiorę tylko adiutantów.

– Będą mile widzianymi gośćmi – zapewnił Rael.

Wódz skinął władczo dłonią. Almeccy żołnierze zawrócili i zniknęli wewnątrz złotego okrętu. Podniesiono wszystkie trapy oprócz jednego. Zeszli po nim trzej oficerowie, którzy dołączyli do grupy.

Oni również mieli skórę barwy miedzi, ale ich twarze były ludzkie. Oczy mieli ciemnobrązowe, a rysy ostre. Bił jednak od nich pewien chłód, a w ich ruchach wyczuwało się arogancję.

Rael poprowadził ich do oczekującego powozu, który zawiózł wszystkich do budynku Rady. Kwestor generalny towarzyszył gościom, ale nie prowadzono żadnych rozmów. Przybysze nie sprawiali też wrażenia zainteresowanych otoczeniem. Siedzieli cicho, a ich twarze nic nie wyrażały.

Gdy już znaleźli się w Sali Obrad, Rael poprosił ich, żeby usiedli. Nie chcieli przyjąć poczęstunków ani napojów i czekali cierpliwie, aż kwestor generalny przemówi. Pozostali radni wypełnili salę, zajmując miejsca. Rael wstał.

– Najpierw pozwólcie, że się przedstawię – zaczął. – Jestem Rael, kwestor generalny Imperium Awatarskiego. Ludzie, którzy mi towarzyszą są najstarszymi rangą radnymi. Chciałbym przywitać was na naszych ziemiach i pogratulować sposobu, w jaki Almekom udało się umknąć przed kataklizmem, który spadł na ich świat.

Wódz Almeków odpowiedział mu, nie wstając z krzesła:

– Jestem Cas-Coatl, Władca Trzeciego Sektora. Doceniam ciepłe słowa, jakimi nas witacie. Mam nadzieję, że uda się ustanowić jedność bez zniszczeń i rozlewu krwi i że bez oporów przekażecie nam władzę.

Jego słowa przywitano pełną zdumienia ciszą. Rael starał się zachować spokój.

– A co oferujecie Awatarom? – zapytał.

Twarz Cas-Coatla nie zmieniła wyrazu.

– Życie – odparł po prostu.

– Życie już mamy – wskazał Rael.

– Dyskusje nie mają większego sensu – skwitował Cas-Coatl. – Byliście najpotężniejsi. Teraz utraciliście tę pozycję. Byliście silni. Teraz jesteście słabi. Almekowie są silni. Silni sprawują władzę. Czy dostrzegasz jakiś błąd w tym rozumowaniu?

– Być może nas nie doceniasz, Cas-Coatlu – odparł cicho Rael.

– Wasze miasta mają niewiele fortyfikacji obronnych, a wasza armia składa się z niespełna tysiąca siedmiuset ludzi, z czego tysiąc pięciuset to niewolnicy z niższej rasy. Opuścimy was teraz i damy wam dwie godziny na podjęcie decyzji. – Uniósł rękę. Stojący po lewej oficer wręczył mu złożoną, jaskrawozieloną płachtę tkaniny. Cas-Coatl położył ją na stole. – Jeśli zdecydujecie mądrze, wywieście tę flagę na najwyższym budynku na nabrzeżu. Moje okręty przybiją do brzegu i omówimy kwestię przekazania władzy. Potem będziecie mogli wrócić do domów i żyć w spokoju. W przeciwnym razie… i tak wylądujemy, i nasi żołnierze zajmą gruzy, które pozostaną.

Cas-Coatl wstał, a jego oficerowie zrobili to samo.

– Możecie rzecz jasna wziąć nas jako zakładników, a nawet zabić. To niczego nie zmieni. Natychmiast zostanie wyznaczony nowy Władca Trzeciego Sektora, a wy stracicie dwie godziny.

– Możesz odejść swobodnie, Cas-Coatlu – zapewnił Rael.

Almek i jego adiutanci opuścili salę. Rael rozkazał dwóm oficerom odwieźć ich z powrotem na okręt.

Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Rael popatrzył na twarze radnych. Wszyscy byli w szoku.

– Przynajmniej wiemy, na czym stoimy – stwierdził Rael.

– Na skraju przepaści – zauważył kwestor Ro.

– Ten mężczyzna jest zaślubiony z kryształem – zastanawiał się Niclin. – Jak to możliwe, że jeszcze się rusza?

– Sądząc z tego, jak wyglądają okręty Almeków, ich rozwój przebiegał inną drogą niż nasz – wyjaśnił Ro. – Są napędzane mechanicznie, nie przy użyciu kryształów. Niewątpliwie ta nieznana nam wiedza pozwoliła im rozwiązać ów problem. To jednak ma obecnie niewielkie znaczenie. Wygląda na to, że stanęliśmy w obliczu zagłady, przyjaciele.

Rozdział osiemnasty

Salę Obrad natychmiast wypełnił rwetes. Rael zerwał się z krzesła, unosząc ręce nad głowę.

– Dość już tego, przyjaciele – krzyknął. – Mamy dwie godziny. Kapitulacja nie wchodzi w grę. W związku z tym musimy wykorzystać ten czas do przygotowania obrony. Wszyscy poza kwestorami Caprishanem, Niclinem i Ro powinniście wrócić do swych obowiązków. Nieprzyjaciel z pewnością ma na okrętach broń o dalekim zasięgu. Udajcie się do swoich dzielnic i zorganizujcie ewakuację ludności cywilnej do wschodnich części miasta. Vagarskim kapitanom rozkazano już przygotować żołnierzy na taką ewentualność, a także zorganizować pododdziały, które zajmą się ewakuacją rannych oraz grzebaniem poległych. Współpracujcie z nimi w swoich dzielnicach. Zbierzcie też gońców, by zapewnić stałą łączność z Radą Wojenną. Idźcie już, przyjaciele. Mamy niewiele czasu.

Radni opuścili salę.

– Tej wojny nie możemy wygrać, kuzynie – oznajmił Caprishan po wyjściu ostatniego.

Wiem o tym – warknął Rael. – To nie czas na rozmowę na ten temat. Jak wszyscy widzieliśmy, osiem okrętów popłynęło w górę rzeki, ku ziemiom Erek-jhip-zhonad. Według mojej oceny, na każdym z nich powinno być około trzystu wojowników. To znaczy, że gdzieś na naszych tyłach wyląduje dwa tysiące pięciuset ludzi. Taki sam oddział popłynął na południe. Gdybym to ja dowodził ich flotą, wysadziłbym swoje siły na bagnach, trzy mile na południe od Pejkanu. To najsłabiej bronione z pięciu miast. Upadnie przed upływem doby. Boria i Caval pójdą w jego ślady. W każdym z tych trzech miast stacjonuje jedynie symboliczny kontyngent awatarskich żołnierzy. Rozkazano im wymaszerować do Egaru, gdy tylko ujrzą nieprzyjaciela. Rady miejskie mają się poddać, jeśli tylko otrzymają taką szansę. Większość awatarskich rodzin opuściła już miasta, a wszystkie kryształy i źródła mocy usunięto bądź zdemontowano.

– Oddamy te miasta bez walki? – oburzył się Niclin. – To mi się nie podoba.

– Myślisz, że mnie się podoba? – warknął Rael. – Jak słusznie zauważył Cas-Coatl, mamy tylko niespełna dwustu awatarskich żołnierzy i tysiąc pięciuset wyszkolonych Vagarów. Być może przypominacie sobie, że Rada zawsze uważała, że… jak to zwykłeś ujmować, Caprishanie? Byłoby szaleństwem utrzymywać w miastach zbyt wielu uzbrojonych Vagarów. Teraz za to płacimy.

– Nie tylko ja zgłaszałem podobne obawy – zauważył Caprishan.

– Masz rację. – Rael westchnął. – W wielu kwestiach zgadzałem się z tobą. Nikt z nas nie mógł jednak przewidzieć zjawienia się tego rodzaju nieprzyjaciela. W przeszłości łuki zhi z nawiązką wyrównywały naszą małą liczebność. Obawiam się, że tym razem tak nie będzie. Musimy skupić wszystkie swe wysiłki na Egaru i Pagaru – nalegał Rael. – Mury obu tych miast są wysokie i mocne. Mamy tu też skrzynki mocy. Na krótką metę na naszą korzyść działają też dwa inne czynniki. Wąż Siedem pod dowództwem Talabana oraz jeden umieszczony na lądzie słoneczny ogień. Jest on w pełni naładowany i kwestor Ro ukrył go na mój rozkaz w Wieży Portowej.

– Słonecznego ognia nie używano ani nie ładowano od… jak dawna?… od dwustu lat – przerwał mu Niclin. – Nawet jeśli nie eksploduje przy pierwszym strzale, nieprzyjaciel zobaczy, z którego miejsca uderzył impuls, i skoncentruje ataki na Wieży Portowej, która zamieni się w śmiertelną pułapkę.

– W takim przypadku, kuzynie, wreszcie się ode mnie uwolnisz – oznajmił Ro – bo to ja będę kierował tą bronią.

– Nie chcę, żebyś zginął, Ro – rzekł cicho Niclin. – Jesteśmy rywalami, przeciwnikami politycznymi, ale bardzo bym żałował, gdyby spotkało cię coś złego. – Spojrzał na Raela. – A czego żądasz ode mnie, kuzynie?