Выбрать главу

– Udaj się do Pagaru, zanim nieprzyjaciel zamknie drogę przez rzekę. Broń miasta do ostatniego człowieka. Spraw, by wróg drogo zapłacił za każdy cal zdobytego gruntu. Dostaniesz sześćdziesięciu awatarskich żołnierzy, ale ponad dwieście łuków zhi. Dopilnuj, żeby zawsze był pełen zapas energii. Caprishanie, będziesz towarzyszył Niclinowi. Twoją rolą jest zapewnienie stałych dostaw do obu miast, a także dla kwestora Anu. Gdy nieprzyjaciel już wyląduje, nie będzie to łatwe. Mgła ma opaść jutro. Upewnij się, że do Anu dotrze wiadomość o sytuacji na zewnątrz.

Caprishan skinął głową.

– Anu i jego robotnicy znajdują się dwadzieścia mil w głąb lądu. Nie zdołamy go osłonić.

– Nie będzie potrzebował osłony – uspokoił go Rael. – Każdy wróg, który przejdzie przez mgłę, umrze i ulegnie rozkładowi w ciągu kilku uderzeń serca. Niebezpiecznie będzie tylko wtedy, gdy Anu opuści mgłę, żeby wpuścić zapasy do środka. Musisz się dowiedzieć, czy istnieje jakiś sposób na utworzenie we mgle tajnego kanału.

– Uczynię to, kuzynie, ale z pewnością jeśli Anu włada taką mocą w dolinie, mógłby jej użyć również tutaj. Czy nie potrafiłby otoczyć tą mgłą całych miast i zniszczyć wrogów, gdy spróbują wylądować?

Rael potrząsnął głową.

– Nie chciał nawet o tym słyszeć – wyjaśnił. – Anu nie jest zabójcą. I nie mogę zmusić go do takiego uczynku. Uwierz mi, próbowałem. Czy są jeszcze jakieś pytania? – Kwestorzy milczeli. – Świetnie. Bierzmy się do roboty, przyjaciele, i niech Źródło błogosławi naszym poczynaniom.

Ewakuacja rozpoczęła się przed upływem godziny. Vagarscy żołnierze wylegli na ulice, wyganiając z domów oszołomionych mieszkańców. Gdzieniegdzie dochodziło do kłótni, ale obecność niebieskowłosych awatarskich radnych uspokajała tłumy. Nikt nie chciał zostać aresztowany za nieposłuszeństwo obywatelskie, co oznaczałoby wyssanie na kryształach. Ludność zapewniano, że opustoszałe dzielnice będą patrolowali vagarscy żołnierze, których zadaniem będzie ochrona domów i dobytku przed szabrownikami.

Wszystko to jednak trwało dosyć długo i gdy minęły dwie godziny, nie zdążono jeszcze opróżnić z górą tysiąca domów. Tłum uchodźców zatkał ulice. Tu i ówdzie wybuchały bójki – raz tam, gdzie od ciężko wyładowanego wozu urwało się koło, zatrzymując cały ruch, a drugi raz, gdy vagarski kupiec spiął wierzchowca i próbował przedrzeć się przez tłum. Kupiec obalił na ziemię kobietę, a jej mąż ściągnął go z siodła i zaczął okładać pięściami. W obu przypadkach vagarscy żołnierze rozdzielili walczących.

Kwestor Ro przykucnął obok słonecznego ognia w Wieży Portowej i posmarował jego przekładnie oraz koła odrobiną oleju. Towarzyszyło mu trzech awatarskich żołnierzy, a nieco dalej czekało dziesięciu vagarskich robotników, którzy mieli zabrać stąd machinę, gdy już spełni swoje zadanie. Wieżę zbudowano z ciężkich kamiennych bloków i sprawiała wrażenie solidnej, zwłaszcza tutaj, na parterze. Ro nie miał jednak pojęcia, jakiego rodzaju broni użyje nieprzyjaciel. Wytarł miękką szmatką nadmiar oleju z przekładni i machinalnie przetarł nią długą rurę z brązu. Broń była skierowana na małe okienko i pole ostrzału było wąskie. Ro podszedł do okna i spojrzał na zatokę. Widział stąd wszystkie osiem złotych okrętów. Dzieliło je jednak od niego co najmniej pół mili. Czy ich broń miała tak wielki zasięg? Nie wiedział tego.

Słoneczny ogień od prawie dziewięćdziesięciu lat przechowywano w muzeum. Ro widział na własne oczy, jak po raz ostatni użyto tej broni przeciw okrętom Khasli. Ich flota została wówczas całkowicie zniszczona. Podczas wojny czternastoletniej taki sam los spotkał zresztą cały ich naród. Teraz my jesteśmy Khasli, pomyślał Ro. Próbował sobie przypomnieć, jak długo trwa ładowanie kryształów między wystrzałami, ale bezskutecznie. Pamiętał tylko, że potrzeba na to kilku minut.

Wezwał żołnierzy i ponownie ustawił celownik, mierząc w wylot zatoki. Potem sprawdził pozycję broni za pomocą długiego liniału. Musiała ona być ustawiona równolegle do podłogi, a okazało się, że odchyla się od niej na grubość włosa. Kwestor przeliczył w pamięci, jaki efekt miałoby to przy odległości czterystu jardów. Po skroniach spływał mu pot. Ro nie był wojownikiem i miał niewiele doświadczenia w obchodzeniu się z tą bronią. To samo jednak można było powiedzieć o wszystkich Awatarach w Egaru, pomijając Raela. Słoneczne ognie nie były potrzebne od prawie dwustu lat. W wojnach z plemionami wystarczały łuki zhi. Przeszedł do tylnej części broni i uniósł celownik – wąskie ramię wykonane z brązu, do którego przytwierdzono złote kółko. Ro oparł je na krótkim kolcu umieszczonym na drugim końcu rury.

Zaschło mu w ustach i poprosił o kubek wody. Jeden z żołnierzy napełnił naczynie z glinianego dzbanka. Ro pociągnął łyk, zerkając na klepsydrę. Barwiony piasek przesypywał się powoli w dół. Już niedługo, pomyślał kwestor.

Trzy złote okręty ruszyły naprzód, zmierzając w kierunku Pagaru. Cztery następne popłynęły w stronę portu. W ich ruchach było coś, co napełniało Ro strachem. Były spokojne i niewzruszone, promieniowały determinacją i ogromną pewnością siebie. Tak właśnie czuli się Khasli, gdy walczyli z nami w dawnych czasach, pomyślał. Zadrżał. I włączył słoneczny ogień. Gdy ładunek narastał, machina zaczęła buczeć. Kwestor czuł jej wibrację. To drganie broni spowodowało, że nadchodząca bitwa nagle wydała mu się rzeczywista. Ro poczuł narastającą panikę.

Jesteś Awatarem, oznajmił sobie stanowczo. Pot zalewał mu oczy. Otarł go naoliwioną szmatką.

– Mamy wejść na dach, kwestorze? – zapytał jeden z żołnierzy.

– Nie. Zostańcie tutaj. Musimy zabrać słoneczny ogień z wieży, jeśli tylko będzie to możliwe. Jest zbyt cenny, żebyśmy mieli go stracić w pierwszej potyczce.

Ro przykucnął za celownikiem. Kiedyś naprawdę byliśmy bogami, pomyślał. Kroczyliśmy dumnie po ziemi niczym giganci. Przynosiliśmy prymitywnym ludom wiedzę i prawo. Uczyliśmy ich tajników uprawy ziemi i budownictwa.

I obracaliśmy ich w niewolników…

Pierwszy ze złotych okrętów wpływał powoli w jego pole ostrzału.

A czyniąc z nich niewolników, sami staliśmy się niewolnikami, myślał Ro. Niewolnikami tradycji, niewolnikami przeszłości.

Nacisnął spust.

Nic się nie wydarzyło. Ro zaklął pod nosem, otwierając skrzynkę kontrolną. Jeden z kryształów wysunął się z miejsca. Wcisnął go z powrotem i zamknął pokrywkę. Pierwszy okręt zniknął już z celownika, ale zbliżał się drugi. Z zewnątrz dobiegła seria głuchych łoskotów, którym towarzyszył świst powietrza. Potem fundamentami wieży wstrząsnęły trzy eksplozje.

– Pożar w porcie! – zawołał jeden z żołnierzy. – Mają na okrętach machiny, które zasypują miasto ognistymi kulami.

Ro zignorował go. W celowniku pojawił się drugi okręt. Kwestor nacisnął dźwignię. Z wylotu rury trysnął niebieski ogień, a potem przed oczyma Awatara eksplodowało straszliwie jasne białe światło. Oślepiony Ro odsunął się od machiny i nie zobaczył włóczni blasku, która uderzyła w okręt nieprzyjaciela. Pokryte złotem deski kadłuba rozprysły się na kawałki. Impuls przebił się przez nie na wylot. Towarzyszyło temu potężne ciepło. Wybuch, który nastąpił po chwili, rozerwał okręt na trzy części. Ciała poleciały w powietrze. W Wieżę Portową uderzyła fala ciepła. Ro, który klęczał, zasłaniając oczy dłonią, poczuł owiewający go gorący podmuch.

Otworzył oczy i zamrugał, aby usunąć łzy. Powoli wracał mu wzrok. Podszedł do okna i spojrzał na scenę zniszczenia. Ze złotego okrętu pozostały tylko unoszące się na wodzie szczątki. Ro poczuł przypływ gwałtownego uniesienia.

Przeszedł do tylnej części słonecznego ognia i położył dłonie na rurze, czując wibrację ładującej się machiny.