Выбрать главу

Znieruchomiał na chwilę. Nawet jeśli wystrzeli, zdoła zniszczyć tylko jedną z jednostek przeciwnika. Druga z pewnością go wykończy.

Śmierć. Długi upadek w ciemność. To była przerażająca myśl dla kogoś, kto mógł żyć wiecznie.

Cóż znaczy życie bez honoru?, zapytał jednak sam siebie. Złapał za złamany uchwyt i pociągnął go ku sobie. Przez chwilę nic się nie działo. Potem z pęknięcia w lufie trysnęło błękitne światło i słoneczny ogień wystrzelił po raz ostatni. Broń przechyliła się, gdy runął dach i mało brakowało, by potężny impuls energii chybił celu. Uderzył w górny pokład drugiego okrętu, niszcząc kabinę sternika, odbił się i pomknął ku niebu, rozpraszając się z hukiem stu piorunów.

Uszkodzony okręt zwiększył prędkość i pomknął w stronę lądu. Nie wystrzelił ani jednej ognistej kuli ani nie zwolnił, nim uderzył dziobem o kamienie nabrzeża. Drewno pękło z trzaskiem. Okręt nadal posuwał się naprzód, miażdżąc kadłub. Potem mocno się przechylił. Almekowie wybiegali na pokłady i skakali na ziemię.

Ro opuścił zburzoną Wieżę Portową i usiadł na stercie gruzu. Czuł się zmęczony i nadal cierpiał dotkliwy ból, lecz mimo to przyglądał się z zimnym zainteresowaniem, jak Rael i jego łucznicy zabijają ocalałych Almeków.

Złoty okręt przechylił się jeszcze bardziej, a potem zsunął się z nabrzeża i poszedł na dno.

Pierwszy z okrętów wypłynął z portu. Cztery pozostałe stały bezpiecznie w zatoce, ostrzeliwując ognistymi kulami bezbronne miasto Pagaru.

Niclin przykucnął na zachodnich murach Pagaru w towarzystwie czterech starszych rangą oficerów. Czekali na nadejście nieprzyjaciela. Za ich plecami płonęły liczne budynki. Na ulicach leżały ciała zabitych. Wybuchy zniszczyły znaczny fragment muru na prawo od Niclina, zabijając trzech awatarskich żołnierzy.

Niclin przesunął się wzdłuż blanków, trzymając głowę nisko, i wyjrzał przez wyrwę w murze. Pierwszy ze złotych okrętów płynął ku brzegowi. W kadłubie pojawiły się otwory i Awatar widział gromadzących się tam wojowników.

Nagle niebo rozświetlił potężny wybuch. Niclin zamrugał i spojrzał na morze. Jeden ze złotych okrętów przechylił się mocno. Ze środkowej części jego kadłuba buchał dym. Jednostka przewróciła się na bok i zniknęła w odmętach. Pierwszy z okrętów zamknął pośpiesznie otwory w złotym kadłubie i oddalił się od brzegu. Niclin nie widział zza muru nic więcej, wyprostował się więc – i ujrzał ratunek!

Wąż Siedem mknął ku portowi niczym czarny cień śmierci. Jego dziób pruł fale na pełnej prędkości. Nagle wystrzelił z niego impuls światła, który trafił drugi ze złotych okrętów, odrywając rufę. Dwie ocalałe almeckie jednostki umknęły na pełne morze, a Wąż zawinął do portu.

Awatarscy żołnierze wyszli spomiędzy budynków portowych i przywitali go radosnymi okrzykami. Niclin również poczuł nagłe uniesienie, stłumił je jednak i wrócił po murze do swych oficerów. Spokojnym głosem rozkazał im zorganizować pododdziały, które zajmą się gaszeniem pożarów i ratowaniem rannych. Potem udał się do portu.

Gdy opuszczono trap, Niclin wsiadł na pokład Węża. Młody vagarski marynarz zaprowadził go do kajuty Talabana. Radny wszedł do środka. Na dywaniku siedział dzikus zwany Probierzem. Talaban wstał zza biurka, ukłonił się i poczęstował kwestora kielichem wina.

– Przybyłeś akurat na czas, kapitanie – oznajmił Niclin, przyjmując poczęstunek. – Choć przyjemniej byłoby ujrzeć cię godzinę wcześniej.

– To wyłącznie moja wina, kwestorze. Nocą schroniliśmy się w zatoce przed sztormem. To opóźniło nasze przybycie.

– Szkoda, że sztorm nie podziałał tak samo na Almeków.

– Oni nie muszą oszczędzać energii – wyjaśnił Talaban.

– Czy ponieśliście wielkie straty?

Niclin wypił łyk wina. Nie lubił Talabana, ale zdawał sobie sprawę, że traktuje nieuprzejmie człowieka, który uratował miasto. Westchnął i odpowiedział łagodniejszym już głosem:

– Pododdziały ratownicze dopiero zaczynają pracę, ale sądzę, że mamy kilkuset zabitych. Zrobiłeś dobry użytek ze słonecznego ognia, Talabanie. Gdybyśmy mieli jeszcze pięć takich broni, moglibyśmy nawet wygrać tę wojnę.

– Jeszcze jej nie przegraliśmy, kwestorze – zauważył Talaban.

– To prawda, jeszcze nie. Osiem złotych okrętów popłynęło w górę Luanu. Wysadzą armię na naszych tyłach. Druga, równie liczna grupa udała się na południe. Kwestor generalny wysłał do Pejkanu, Borii i Cavalu rozkazy poddania się bez walki. Jest przekonany, że w ten sposób zapobiegnie zbyt wielkim stratom i zniszczeniom. Nie zgadzam się z nim. Gdyby rozkazał Vagarom walczyć, zabiliby choć część żołnierzy nieprzyjaciela.

– Ale wszyscy by zginęli – zauważył Talaban. – A to wpłynęłoby na morale w bliźniaczych miastach.

– Panujemy teraz tylko nad nimi – stwierdził kwaśnym tonem Niclin. – Zniszczyliśmy pięć złotych okrętów. Zostało dziewiętnaście. A za parę dni będziemy mieli do czynienia z dwiema, być może nawet trzema armiami lądowymi.

– Wszystko po kolei, kwestorze – uspokoił go Talaban.

– Dzisiaj zwyciężyliśmy. Na razie musi nam to wystarczyć. Niclin skinął głową a gdy znowu przemówił, w jego głosie brzmiał smutek.

– Widziałem dzisiaj, jak zginęło trzech Awatarów. W jednej chwili. Trzech ludzi, których znałem od ponad dwustu lat.

– Strzelił palcami. – Trzask i po nich. Dziś rano byli nieśmiertelni. Byli bogami. A teraz zamienili się w poszarpane trupy. Gdybym był religijny, pomyślałbym, że Źródło nas opuściło. Talaban wypełnił kielich winem i wręczył go Niclinowi.

– Moim zdaniem zwycięstwo zawsze przypada silniejszym – stwierdził. – Źródło, jeżeli taka istota w ogóle istnieje, ma z tym bardzo niewiele wspólnego.

Probierz zachichotał i potrząsnął głową.

– Masz coś do powiedzenia, dzikusie? – zapytał Niclin.

Probierz podniósł się zwinnie.

– Śnicie małe sny – oznajmił i opuścił kajutę.

Pierwszego dnia wojny poległo trzydziestu pięciu Awatarów. Trzydziestu pięciu nieśmiertelnych. Ludzi, których życie trwało stulecia. Rael siedział przygnębiony w Sali Obrad. Towarzyszyli mu kwestorzy Niclin i Caprishan. Na stole przed nimi leżało kilka czarnych ognistych pałek. Rael podniósł jedną i przyjrzał się jej. Miała długą, pustą w środku lufę z metalu, osadzoną w gładzonym drewnie. Było tam też kilka dźwigni.

– To nie jest magiczna broń – stwierdził Niclin. – Nie łączy się z umysłem użytkownika. – Otworzył woreczek znaleziony przy zabitym Almeku i wysypał na stół jego zawartość – czarny gruboziarnisty proszek. W drugim woreczku znajdowały się kulki z ciężkiego metalu. – W jakiś sposób – skonkludował radny – te kulki są wypychane z wielką siłą z lufy.

– Dowiedzcie się, jak to się dzieje – rozkazał Rael.

– Wzięliśmy do niewoli pięćdziesięciu Almeków – poinformował go Caprishan. – Właśnie są przesłuchiwani. Ale to twardzi ludzie i niewiele mówią.

Rael uniósł wzrok. Jego oczy miały bardzo zimny wyraz.

– Zaprowadźcie dziesięciu z nich do Komnaty Kryształów. Wyssijcie życie z jednego na oczach pozostałych. Przekonamy się, czy wtedy staną się bardziej rozmowni.

– Ta broń nie jest tak skuteczna jak łuki zhi, Raelu – odezwał się Niclin.

– Chcę wiedzieć o niej wszystko. Jaki ma zasięg i z jaką szybkością można z niej strzelać? W porcie zrobili to tylko raz. Widziałem, jak starali się ją naładować. Ile czasu na to potrzeba?

– Dowiemy się tego wszystkiego – zapewnił Niclin. – Pytanie brzmi, co mamy zrobić teraz?