– Czy to cię smuci?
– Nie – odparł i z zaskoczeniem uświadomił sobie, że powiedział prawdę.
– To dobrze. Obawiam się, że większość Awatarów będzie innego zdania. Jeżeli nikogo nie będzie się wysysać na kryształach, wasze marzenie o nieśmiertelności zginie. Będziecie się starzeć, tak samo jak inni ludzie.
– Nie, jeśli Anu ukończy swą piramidę – zaprzeczył. – Ona będzie czerpała moc bezpośrednio ze słońca i wypełniała nią kryształy bez konieczności ofiar z ludzi.
– Kwestor Anu jest wielkim człowiekiem – przyznała Sofarita – ale nie ukończy swej piramidy na czas, by uratować miasta wschodu. To zadanie przypadnie ludziom takim jak Rael i ty.
Talaban skinął głową.
– Potrafię się z tym pogodzić, pani.
– Ale coś nadal cię kłopocze.
– Tak. Mówisz, że nam pomożesz, ale sądząc z twoich słów, Almeia jest potężniejsza od ciebie. Jej armie są również silniejsze od wszystkich, które zdołamy wystawić. Nie wiem, jak możemy ją pokonać.
– Prawdę mówiąc, i ja nie wiem, czy to możliwe – przyznała. – Ale kiedy stykamy się ze złem, musimy mu się przeciwstawić, bez względu na to, czy zwycięstwo jest realne. A moje moce będą rosnąć, przynajmniej jeszcze przez pewien czas. Kto wie, czego zdołamy dokonać? Musisz się teraz przygotować na spotkanie z nową Radą. Czy miałbyś coś przeciwko temu, żeby Probierz tu został? Mamy wiele spraw do omówienia.
Talaban poczuł nagłe ukłucie zazdrości, wyprostował się jednak z wymuszonym uśmiechem. Ro odprowadził go do drzwi.
– To zdumiewająca kobieta – powiedział niski kwestor.
– W rzeczy samej.
Gdy Talaban wychodził, Ro złapał go za ramię.
– Nie daj się oszukać Raelowi, Talabanie. W niej nie ma zła.
– Czy ją kochasz, Ro?
– Każdą cząsteczką swej jaźni.
Boru siedział w celi. Złotowłosa córka przytuliła się do niego.
– Nie podoba mi się tutaj. Chcę stąd iść – powiedziała. Pogłaskał japo włosach. Są takie piękne i delikatne, pomyślał. Jak nitki utkane z blasku słońca.
– Musimy tu jeszcze chwilę zostać – oznajmił. – Drzwi są zamknięte.
– Dlaczego nas zamknęli?
– Połóż się spać, malutka.
– Nie chcę spać. Chcę wyjść na dwór.
– Nie zawsze możemy robić to, co chcemy.
Boru przeklął sam siebie, nazywając się samolubnym głupcem. Zawsze wiedział, że istnieje ryzyko, iż go złapią ale gdy kolejne misje kończyły się powodzeniem, stawał się coraz bardziej nieostrożny. Już od lat wędrował z miasta do miasta, zbierając informacje oraz przekazując listy między pajistami a Anwarem. W swej arogancji zaczął nawet zabierać w te podróże Shori. Gdy zatrzymali go wartownicy przy wschodniej bramie, nadal sobie nie uświadomił, że wszystko skończone. Dopiero gdy przyprowadzili go tutaj, zrozumiał prawdę. Oboje umrą. I to on był temu winny. Córka stanęła mu na kolanach, pociągając go za żółto-srebrną brodę.
– Nie bądź smutny – powiedziała.
– Kocham cię, malutka, i tak mi przykro.
– Dlaczego ci przykro? Czy zrobiłeś coś złego?
– Tak. Powinienem był zostawić cię z ciocią.
– Ale ja lubię z tobą jeździć – sprzeciwiła się. – Lubię się przeprawiać przez rzeki.
Drzwi się otworzyły. Boru zaczerpnął głęboko tchu i wstał, unosząc Shori w ramionach.
W progu stała Mejana w towarzystwie dwóch awatarskich żołnierzy. Zaskoczony Boru zamrugał z niedowierzaniem.
– Przyprowadźcie go – rozkazała. Potem oddaliła się korytarzem, znikając mu z oczu. Strażnicy rozeszli się na boki. Boru poszedł z nimi, dźwigając Shori. Ruszyli korytarzem, a potem weszli na górę po schodach. Mejana szła przed nim, nie odzywając się ani słowem. W końcu dotarli do długiego pomieszczenia o wysokim kopulastym suficie. Wokół ogromnego stołu siedziało około trzydziestu ludzi. Co najmniej połowa z nich była Awatarami, ale resztę stanowili Vagarzy i Boru znał wielu z nich. To byli pajiści. Na ten widok osłupiał. Co tu się działo?
Na honorowym miejscu zasiadał szczupły Awatar o przeszywającym spojrzeniu i krótko ostrzyżonych niebieskich włosach. Wstał z krzesła i wezwał Boru skinieniem dłoni. Strażnik popchnął więźnia w plecy i ten powlókł się ku stołowi.
– Jesteś Boru, agent Ammona? – zapytał Awatar.
– Tak.
– Znasz niektórych z obecnych tu ludzi.
– Nie.
– To nie było pytanie, Boru. To było stwierdzenie faktu. Nie próbujemy cię oszukać, a Vagarzy, których tu widzisz, nie są więźniami. To nowi członkowie Wysokiej Rady. Ja jestem Rael, kwestor generalny.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytał Boru, nie kryjąc wrogości.
– Osobiście najchętniej kazałbym cię wyssać na kryształach, ale to, niestety, nie jest już możliwe.
– Już to zrobiliście, Awatarze – warknął Boru. – Ukradliście mi trzydzieści lat.
Rael uśmiechnął się do niego bez śladu wesołości.
– Zrób, co ci każemy, a być może je odzyskasz.
– Prędzej zgniję w siedmiu piekłach, niż zgodzę się wam służyć.
Te gniewne słowa przestraszyły Shori, która się rozpłakała.
– Chcę stąd iść! Chcę stąd iść!
Boru uściskał dziewczynkę i pocałował ją w główkę.
– Wszystko w porządku. To tylko mała sprzeczka – uspokajał córkę. – To nieważne. – Płacz ucichł i Boru ponownie spojrzał na Awatara. – Słucham cię – oznajmił.
– Stolica Ammona jest oblężona. Zaczęła się wojna, która może z nas wszystkich zrobić niewolników. Wysłałem do Ammona posłańców z propozycją wsparcia. Chcę, żebyś dotarł do niego i przekonał go, by zaprowadził swych wojowników do Egaru. To naturalny punkt obrony.
– I w zamian za to zwrócicie mi młodość?
– Tak.
Boru spojrzał na Mejanę, która siedziała obok vagarskiego kupca.
– Jak to się stało, że żyjesz, kobieto? – zapytał. – Wiem, że cios był celny.
– Uzdrowiono mnie, ty zdradziecki kundlu – odparła lodowatym tonem. – A teraz, czy zrobisz, co ci powiedział kwestor generalny, czy wolisz się rozstać z głową?
Boru uśmiechnął się szeroko.
– Możesz w to nie uwierzyć, Mejano, ale cieszę się, że żyjesz. To fascynujące widzieć, jak dogadałaś się z wrogiem. No cóż, pewnie życie zawsze opierało się na kompromisach. – Spojrzał na Raela. – Proszę bardzo, spróbuję odnaleźć Ammona. Wiedz jednak, że jestem waszym wrogiem i pozostanę nim, dopóki krew będzie płynęła w mych żyłach.
– Ta groźba skaże mnie na wiele bezsennych nocy – mruknął Rael, odwracając się. – Niedługo przyprowadzą tu twój wóz. Córkę możesz zostawić z panią Mejaną.
– Co? Nie! Pojedzie ze mną.
Rael podszedł do niego.
– Będzie tu bezpieczniejsza niż na polu bitwy, Boru. Ale jeśli wolisz, mogę kazać zabić was oboje i znaleźć innego posłańca. Wybieraj.
Boru był pokonany i wiedział o tym. Zaniósł dziecko do Mejany.
– Ona jest wszystkim, co kocham na tym świecie – oznajmił.
Twarz kobiety złagodniała.
– Nic jej nie grozi, bez względu na to, co się wydarzy. Masz na to moje słowo.
Rozdział dwudziesty pierwszy
Anwar obserwował spadające na stolicę ogniste kule. Potem zwrócił się w stronę króla.
– Musimy uciekać, wasza wysokość. Królewska straż nie zdoła ich powstrzymać.
Odziany we wspaniałą togę z niebieskiego atłasu, wyszywaną złotem, król odwrócił się gwałtownie.