Выбрать главу

– To moi klienci – wyjaśnił nieprzekonująco Sadau.

– Tak. Wywlekli jego ciało na główny plac i tam powiesili.

– A po czym poznali, że to król? – zainteresował się Anwar.

– Skąd mam wiedzieć? Był ubrany w długą niebieską szatę. Pewnie znaleźli go w pałacu.

– To bardzo smutne – stwierdził Ammon. – Zawsze go lubiłem.

– Lepiej wracajmy do domu – powiedział do żony Oris.

– Tylko bogowie wiedzą, co przyniesie jutro.

Kiedy wychodzili, Ammon zapytał Rulę, czy nie zaopiekowałaby się opuszczonym chłopcem. Zgodziła się i wręczył jej złotą monetę, którą natychmiast oddała Orisowi. Wysoki flisak przyjrzał się uważnie królowi.

– Czy ja już cię gdzieś nie widziałem? – zapytał.

– To bardzo możliwe. Często pływam Luanem.

– Być może. Niech bogowie mają was w opiece. Niech mają w opiece nas wszystkich.

Sadau zamknął za nimi drzwi. Potem spojrzał na króla.

– Myślą, że nie żyjesz – stwierdził z radością w głosie.

– To nie potrwa długo. Ktoś obejrzy ciało i zorientuje się, że to nie ja. Ale wygląda na to, że na razie nic nam nie grozi. Jutro pomożesz mi znaleźć drogę ucieczki z miasta.

– Błagam, panie – sprzeciwił się Sadau – nie jestem odważnym człowiekiem! Zrozumiałem to wtedy, gdy patrzyłem, jak ten Awatar, Viruk, zabijał wszystkich moich towarzyszy.

– Nie doceniasz siebie, garncarzu – odparł Ammon. – Mylnie bierzesz naturalny strach za godne pogardy tchórzostwo. Nie jesteś tchórzem. Na twoim miejscu również wrzuciłbym głowę do Luanu. To jeden z powodów, dla których darowałem ci życie. Spójrz na mnie. Popatrz mi prosto w oczy.

– Sadau wykonał polecenie. – Czy wyglądam na głupca?

– Nie, panie.

– W takim razie zaufaj moim słowom. Masz więcej odwagi, niż ci się zdaje. A jutro opuścimy miasto i uciekniemy w bezpieczne miejsce. Zgadza się?

– Tak, panie – potwierdził Sadau ponurym tonem.

Rael był w złym, gorzkim nastroju. Na spotkaniu Rady wszyscy czuli się niesłychanie skrępowani. Vagarzy nie mówili wiele, pozwalając, żeby Mejana przemawiała w ich imieniu. Może i lepiej, że milczeli, pomyślał. Wszyscy są zdrajcami. Najbardziej rozgoryczony był tym, że znał większość z tych Vagarów. To byli ludzie, którym znakomicie powodziło się pod rządami Awatarów, kupcy i artyści. Wielu z nich bywało u Raela na oficjalnych przyjęciach. A teraz dowiedział się, że przez cały ten czas planowali zabójstwa takich ludzi, jak Baliel i Ro. Być może planowali zabić również jego. Pragnął odwetu, miał ochotę wysłać żołnierzy do ich domów i wywlec ich z łóżek.

Nakazał jednak sobie zapomnieć o tych słodkich myślach i skierował uwagę na Talabana, który siedział bez słowa na sofie, wpatrując się w pełen wina puchar.

– Czemu siedzisz tak cicho? – zainteresował się Rael. – Czy ciebie też zaczarowała?

– Tak sądzę – przyznał Talaban, uśmiechając się z żalem. – Zrobiłem z siebie durnia. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Miałem wrażenie, że mój język zrobił się nagle dwa razy większy. Gadałem same głupoty.

– Nie daj się oszukać, Talabanie. Ona jest najgorszym wrogiem, jakiego moglibyśmy sobie wyobrazić.

– Trudno mi w to uwierzyć, kwestorze.

– Zaufaj mi. Nie wiesz, kim ona jest. I czym się stanie.

– Wiem, że nam pomaga i jest gotowa umożliwić nam przejście do kontrofensywy.

– Teraz tak – przyznał Rael. – Ale z każdym dniem jej moc i wiedza będą rosły. Ona się zmieni, Talabanie.

– Skąd masz tę pewność?

– Jest zjednoczona z kryształem.

Tałaban poderwał się nagle, jak uderzony.

– Nie! To niemożliwe!

– Możliwe – odpowiedział Rael, błędnie rozumiejąc przyczyny jego niepokoju. – Viruk znalazł ją w wiosce. Przespał się z nią i zorientował się, że ma raka płuc. Jak zwykle złamał zasady i uzdrowił ją za pomocą swego kryształu. Nie byłoby w tym żadnego problemu, gdyby nie fakt, że okazała się jedną na kilkadziesiąt milionów. Kryształ ją zmienił, stał się jej częścią. Ten proces nadal trwa. Dzisiaj potrafi czytać w myślach i goić rany, a jej dusza dociera do najdalszych zakątków Ziemi. Ale jutro, za miesiąc czy za rok będzie taka sama jak Kryształowa Królowa. Jej moce staną się ogromne. Czy wierzysz, że taka istota dobrowolnie zgodzi się umrzeć?

– Obróci się w kryształ – wyszeptał Talaban – jak Chryssa.

– Nie jak Chryssa – warknął Rael. – Jak Kryształowa Bogini albo trzeci Pierwszy Awatar. Ile tysięcy ludzi zginęło w wojnach kryształowych? Ilu oddało krew, by utrzymywać go przy życiu? Według ówczesnych zapisków, było ich więcej niż sto tysięcy.

– Jak długo jeszcze zachowa ludzką postać? – zapytał Talaban.

– Nie wiem. Dwa lata. Pięć. Co to ma za znaczenie? Pytanie brzmi: Co możemy zrobić, żeby odzyskać inicjatywę?

Na myśl o śmierci Sofarity Talaban poczuł nagły ucisk w żołądku. Był wstrząśnięty. Stłumił jednak strach i spojrzał na Raela. Kwestor generalny był zmęczony. Miał wokół oczu ciemne obwódki.

– Od jak dawna nie spałeś, kwestorze? – zapytał.

– Od trzech dni. Ale niedługo się prześpię. Powiedz mi, co o tym wszystkim myślisz?

– Uważam, że nie ma sensu planować żadnych akcji przeciwko Sofaricie albo Vagarom. Naszymi wrogami są obecnie Almekowie. Musimy ich pokonać. Szczerze mówiąc, mamy na to niewielkie szanse, ale jeśli się nie zjednoczymy, te szanse spadną do zera. Spotkanie Rady nie rokowało dobrze. Vagarzy byli niespokojni i pełni napięcia. Właściwie nawet nie próbowano wciągnąć ich do dyskusji. Ale podoba mi się ta Mejana. Jej słowa były rozsądne i przemyślane. Nie jest głupia.

– To ona rozkazała zamordować Baliela.

Talaban wstał z krzesła.

– Czy mogę mówić szczerze, kuzynie?

– Oczywiście.

– Zapomnij o nienawiści. Ona nie pozwala ci myśleć jasno. W tej chwili mamy jednego wroga. Mejana jest aktualnie naszą sojuszniczką. Musimy zdobyć jej przychylność, jakby była plemiennym wodzem. Musisz skupić całą uwagę na Almekach, wykorzystać swe wielkie strategiczne talenty. Kiedy już uporamy się z najeźdźcami, będziesz mógł się martwić o innych wrogów.

Rael westchnął.

– Wiem, że twoje słowa są prawdą, ale to bardzo trudne, Talabanie. – Nalał sobie wina i pociągnął długi łyk. – Powiedziałeś, że chcesz dowodzić armią lądową. Dlaczego?

– Brakuje ci dowódców, kuzynie. Viruk to świetny wojownik, ale nie jest strategiem. Potrzebny ci ktoś, kto potrafi wcielić w życie twe plany. Nie chcę się przechwalać, ale nie masz nikogo lepszego ode mnie.

– Nie możemy sobie pozwolić na utratę Węża, Talabanie.

– Nie stracimy go. Mam na oku innego kapitana. Jest inteligentny, odważny i opanował niezbędne umiejętności.

– Nie znam nikogo takiego.

– To mój sierżant, Methras.

Rael cisnął pustym pucharem w drugi koniec pokoju.

– To Vagar! Chcesz oddać naszą najpotężniejszą broń w ręce Vagara? Straciłeś rozum?

– W jego żyłach płynie awatarska krew, Raelu – odparł cicho Talaban. – Nie ma co do tego wątpliwości. I jest lojalny.

– Lojalny? Wczoraj to samo powiedziałbym o Vagarach, którzy byli dziś na spotkaniu. A teraz dowiedziałem się, że szkoliłeś Vagarów za moimi plecami, łamiąc prawo. Moje prawo.

Tak, złamałem je – przyznał Talaban. – I przykro mi, że sprawiło ci to ból. Jak wiesz, w przeszłości próbowałem uczyć Awatarów tajników sterowania Wężem. Żaden z nich nie wykazał się niezbędnymi zdolnościami. Kiedy się dowiedziałem, że będziemy walczyć z okrętami wojennymi, musiałem znaleźć kogoś, kto mógłby zająć moje miejsce, gdybym został ranny. Potrzebowałem też kogoś, kto potrafiłby sobie poradzić ze słonecznym ogniem. Kiedy wpłynęliśmy do portu Pagaru, to Methras zatopił okręty nieprzyjaciela. Rael z wysiłkiem zapanował nad sobą.