Выбрать главу

Potem opadł na dno koryta.

– Powinienem był zostać w domu – jęknął Sadau.

– Nie sądzę – zaprzeczył Ammon. – Ruszajmy w drogę.

Strumień przepływał ongiś pod murami, łącząc się z dopływem Luanu. Trzej mężczyźni skryli się w cieniu zewnętrznego muru. Teren był tu płaski i nie było gdzie się ukryć. Jeśli na górze stoją wartownicy, natychmiast zauważą trzech uciekinierów. Dlatego zbiegowie czekali do wieczora i wymknęli się stamtąd pod osłoną ciemności.

Teraz, stojąc u wylotu jaskini, Ammon nadal nie mógł się uspokoić. Pragnął jak najszybciej odnaleźć armię i pomaszerować na miasto, by rozpocząć krwawą zemstę. Wiedział jednak, że jego ludzie, choć dobrze wyszkoleni, nie będą mieli szans w starciu z ognistymi pałkami nieprzyjaciela. Żądza zemsty była przemożna, ale starał się z nią walczyć. Zdawał sobie sprawę, że musi zachować jasny umysł.

Podszedł do niego Anwar.

– Zachowujesz się bardzo cicho, mój królu.

– Rozmyślałem. Zabijają moich ludzi jak bydło. Muszę sprawić, żeby za to zapłacili.

Staruszek wyglądał na krańcowo wyczerpanego. Twarz miał szarą ze zmęczenia.

– Skup myśli, panie, i pamiętaj o moich naukach. Jak brzmi pierwsza zasada?

– Utwórz listę priorytetów – odparł z uśmiechem Ammon.

– Świetnie. Co zajmuje pierwszą pozycję na tej liście?

– Ucieczka.

– A drugą?

– Zebranie sił. Odnalezienie armii. Powołanie nowej hierarchii dowodzenia. Zwołanie plemiennych wodzów i stworzenie sojuszu, który pozwoli mi odzyskać królestwo.

– Wszystko po kolei, panie. Zawsze skupiaj się na jednej sprawie. Poświęcaj jej całą uwagę. Z czasem przyjdzie pora na emocje i na działanie. Ale zawsze najpierw musi być myśl. Czego się dowiedzieliśmy o wrogach?

– Są okrutni i śmiertelnie groźni – odparł natychmiast Ammon.

– I czego jeszcze?

Król zastanowił się nad tym pytaniem, ale nie potrafił znaleźć odpowiedzi.

– Powiedz mi, doradco.

– Ich celem nie jest podbój, ale rzeź, panie. Gdyby chcieli podporządkować sobie miasto, wprowadziliby godzinę policyjną, aresztowali miejscowych przywódców i ogłosili nowe prawa. A oni tylko mordują mieszkańców. Nie wiem, dlaczego tak postępują ale priorytetem jest dla nich zadawanie śmierci. Pytanie brzmi, czy zaatakowali tylko nas? Czy inni również ucierpieli? Na przykład, czy napadli również na Awatarów? Czy ich miasta upadły? Nim przygotujemy plan działania, musimy poznać skalę najazdu.

Ammon skinął głową.

– Masz rację, ale wszystko to pytania na przyszłość. Mówiłeś o liście priorytetów, Anwarze. Dla ciebie w tej chwili najważniejszy jest odpoczynek. Zjedz trochę tego chleba i połóż się spać.

– Musimy uciec dalej od miasta, panie – sprzeciwił się staruszek.

– Zrobimy to. Ale najpierw się prześpij.

Anwar westchnął, a potem się uśmiechnął.

– Muszę przyznać, że rzeczywiście jestem zmęczony – rzekł. Przeszedł pod tylną ścianę jaskini i położył się na płaskiej skale.

Ammon spojrzał w niebo.

– Nigdy nie byłem przekonany, czy najwyższa istota istnieje – wyszeptał. – Ale to byłby dobry moment, żeby dać mi dowód.

– Chcesz kawałek chleba, panie? – zapytał mały garncarz, podchodząc do króla.

Ammon oderwał kawał chleba i usiadł, nakazując gestem, by Sadau spoczął obok niego. Garncarz wykonał polecenie.

– Jak się nazywała ta kobieta, którą wczoraj przyprowadziłeś do domu?

– Rula, panie.

– Wierzysz w Wielkiego Boga?

– Oczywiście.

– W takim razie zmów za nią modlitwę. Ona i jej dzieci byli wśród tych, których zamordowano pod miastem.

Twarz Sadau wykrzywił grymas bólu. Z jego oczu popłynęły łzy.

– Przykro mi, garncarzu – rzekł Ammon. – Wygląda na to, że znowu uratowałem ci życie. Gdybyś został w domu, zginąłbyś razem z nimi.

– Dlaczego ktoś miałby zabijać dzieci? – zapytał Sadau. – Jaką korzyść odniosą z… takiej zbrodni?

– Nie potrafię ci na to odpowiedzieć. Ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ich pomścić.

– Ale to nie przywróci im życia, prawda? – zapytał Sadau, przechodząc w głąb jaskini.

– Nie przywróci – potwierdził cicho król.

Ammon zasnął. Jego sny były mroczne i pełne goryczy. Przebudził się gwałtownie i usiadł. W jaskini było ciemno, ale usłyszał jakiś dźwięk. Anwar i garncarz spali. Król zwrócił się w stronę wylotu z jaskini i zastygł w bezruchu. Na tle nieba rysował się monstrualny kształt. Bestia miała prawie osiem stóp wzrostu. Pokrywało ją jasnoszare futro, lśniące srebrzyście w blasku księżyca. W mieście widział takie same potwory. Ammon wstał powoli. Oblicze bestii było gładkie i różowe, a jej okrągłe oczy nieco przypominały ludzkie. W otwartych ustach błyszczały wielkie kły. Stworzenie nie próbowało atakować. Na piersi miało skrzyżowane pasy z czarnej skóry, na których wisiały dwie pałki z przeżartego przez rdzę żelaza. Ammon nie ruszał się z miejsca. Na ramieniu bestii zobaczył zatkniętą za pas złotą chustkę. Ammon ją poznał. Nosił ją zaledwie dwa dni temu.

Król słyszał o hodowanych przez ludzi z północnych plemion psach, które potrafiły wytropić zbiegów dzięki zapachowi noszonych przez nich ubrań. Ale to nie był pies.

Stworzenie stało nieruchomo. Jego okrągłe oczy lśniły. Nie wykonywało żadnych wrogich ruchów. Ammon trącił czubkiem nogi śpiącego Anwara. Staruszek obudził się z głośnym stęknięciem. Zobaczył bestię i zamarł. Ammon wiedział, że za kralem z pewnością podążają żołnierze. Ta świadomość wypełniła go obezwładniającą rozpaczą. Anwar miał rację. Trzeba było uciec dalej. Teraz być może nie będzie już miał okazji pomścić tych bezsensownych morderstw. Garncarz również się obudził – i wrzasnął przeraźliwie. Jego głos wypełnił całą jaskinię i Ammon podskoczył z wrażenia. Bestia nadal się nie ruszała.

– Przynajmniej jest dobrze wyszkolona – stwierdził król, starając się, by jego głos brzmiał spokojnie. Sadau padł na twarz, zakrywając sobie głowę ramionami. Anwar wstał z westchnieniem.

– To nie rokuje dobrze, panie – powiedział, bezskutecznie starając się, by jego głos zabrzmiał równie spokojnie jak głos króla.

Zza grzbietu krala dobiegły odgłosy wspinających się po skalistej ścieżce ludzi. Bestia oddaliła się w noc i do jaskini weszło czterech mężczyzn. Pierwszy z nich miał złoty napierśnik, a na głowie udekorowany piórami hełm. Pozostali byli zwykłymi żołnierzami, uzbrojonymi w ogniste pałki.

– Na pewno jesteś Ammon – stwierdził oficer, podchodząc do króla.

– W rzeczy samej.

– Mówili mi, że wyglądasz jak kobieta. Mieli rację.

Oficer zdjął z ramienia mały woreczek i położył go na ziemi. W tej samej chwili zamykające go sznurki rozwiązały się częściowo i na ziemię wysypało się sześć zielonych kryształów.

– Na co czekacie? Zabijcie ich! – rozkazał oficer, odwracając się ku żołnierzom.

– Poświęć nam chwilę – zaproponował swobodnym tonem Ammon.

Mężczyzna spojrzał na niego, zaskoczony obojętnością, okazywaną przez ofiarę.

– Tylko się pośpiesz – zażądał. – Zmarzłem i z niecierpliwością czekam na gorący posiłek.

– Zanim zginę, chciałbym się dowiedzieć, w jakim celu najechaliście mój kraj. Uciekając dziś rano z miasta, nie mogłem nie zauważyć masowych egzekucji, które się tam odbywały. Czy po prostu kochacie rzeź, czy też wasze poczynania służą jakiemuś celowi?

– Najwspanialszemu celowi na świecie – zapewnił oficer. – Karmimy boginię. Po twojej śmierci otworzę ci klatkę piersiową i wypełnię ją tymi kryształami. One wchłoną to, co zostanie z twojej siły życiowej. Bogini pochłonie je i ciebie razem z nimi. Dzięki temu poznasz chwałę i wieczny żywot. Staniesz się częścią wielkości ludu Almeków.