Przywieźli go do wyludnionej wioski i zamknęli w pustym spichrzu.
Nie było tu okien i Awatar nie widział, czy jest dzień, czy noc. Od czasu do czasu tracił przytomność. Kiedy ją odzyskiwał, zawsze było mu zimno i dręczyły go mdłości.
Drzwi się otworzyły i do środka weszli dwaj mężczyźni. Złapali Awatara za ramiona i wywlekli go na zewnątrz. Czekało tam dwóch kolejnych Almeków. Jeden z nich miał napierśnik z błyszczącego złota oraz hełm ozdobiony złotymi piórami, a jego twarz lśniła w blasku księżyca niczym szkło. Drugi był garbusem. Trzymał w dłoni złoty pręt zakończony kółkiem. Strażnicy przyprowadzili go przed nich i obalili na ziemię brutalnym kopniakiem w kolana od tyłu. Potem jeden z nich złapał go za włosy i podniósł na klęczki.
– Sprawiacie nam kłopoty, Awatarze – oznajmił mężczyzna ze szklaną twarzą – ale nie większe niż użądlenie pszczoły. Jutro wyruszam na wasze miasta. Wiemy dużo o waszych wojskach i planach waszych dowódców. Ty jednak powiesz mi więcej.
– Niczego się ode mnie nie dowiesz – odparł Talaban.
– Wręcz przeciwnie. Mój sługa wyciągnie z ciebie wszystko, co kiedykolwiek wiedziałeś. Ma szczególny dar, o czym sam się przekonasz. – Spojrzał na garbusa. – Odczytaj jego przeszłość – rozkazał.
Garbus wetknął sobie złoty pręt za pas i podszedł do jeńca. Ujął głowę Talabana w ręce, naciskając na skronie. Awatara przeszył ogień. To było tak, jakby wąż wcisnął mu się w ucho i wgryzał w mózg. Kapitan skoncentrował się i zaczął Pierwszy Rytuał, szukając obrony przed intruzem. Ruch pod jego czaszką stał się wolniejszy. Talaban wzniósł mentalny mur, utworzony z ciemności. Gad wbił kły w zaporę, rozpruwając ją jak przegniły jedwab. Awatar wycofał się, trzymając się swej tożsamości. Wąż posuwał się naprzód. Talaban przeszedł do Drugiego Rytuału, a potem do Trzeciego. Całkowicie skoncentrowany, pozwolił wężowi zapuścić się głębiej.
I nagle przeszedł do kontrataku, wbijając swego ducha w intruza niczym włócznię. Natychmiast zaczęły się tworzyć obrazy. Dzieciństwo spędzone w izolacji i w strachu, przemoc, bicie, drwiny. Potem rodzice sprzedali go grupie żebraków, którzy wykorzystywali jego kalectwo dla zarobku. Zdrapywali z niego skórę i smarowali te miejsca zwierzęcymi ekskrementami, przez co powstawały straszliwe wrzody. Dzięki temu wygląd garbatego dziecka stawał się jeszcze bardziej groteskowy, a to zwiększało jego wartość.
Wąż spróbował się wycofać, ale Talaban trzymał go mocno.
Ujrzał dzieciństwo garbusa, jego wiek młodzieńczy oraz szkolenie, jakiemu poddał go Cas-Coatl. Karmiony mocą kryształów, osiągnął zdumiewające talenty, które pozwalały mu czytać w myślach innych. Garbus zdobył nagle władzę i korzystał z niej bezlitośnie przez ponad trzysta lat.
Talaban zobaczył to wszystko. Wyczytał też w myślach garbusa historię ich ucieczki ze skazanego na zagładę świata. Ujrzał również magię, która im to umożliwiła.
Almeia, wspaniała bogini, Kryształowa Królowa.
W nagłym, oślepiającym błysku dostrzegł również, dlaczego Almeia potrzebuje tak wielu ofiar.
Wąż wyrywał się rozpaczliwie.
– Twoje życie było smutne – powiedział mu Talaban. – W młodości maltretowano cię i sprawiano ci ból, a w wieku dojrzałym ty tak samo traktowałeś innych. Żal mi ciebie.
Wąż przestał się wyrywać.
– Jestem taki, jakim uczynili mnie ludzie – rzekł garbus.
– Oby twe następne życie było szczęśliwe – zakończył rozmowę Talaban.
Przeszedł do Czwartego Rytuału i urwał wężowi głowę. Garbus padł martwy na ziemię. Talaban zachwiał się na kolanach, ale zdołał odzyskać równowagę. Cas-Coatl ukląkł przy martwym słudze.
– Jak udało ci się go zabić? – zapytał tonem swobodnej rozmowy.
Talaban uniósł wzrok.
– W taki sam sposób, jak ty byś to zrobił, Cas-Coatlu – odparł.
– Ach, rozumiem. Awatarowie rzeczywiście są podobni do mojego ludu. Niestety, oznacza to, że będę się musiał uciec do tortur. – Zwrócił się w stronę dwóch strażników. – Zamknijcie go i wyślijcie po Lan-Roasa. Powiedzcie mu, żeby przyniósł wszystkie… narzędzia.
Dwaj mężczyźni chwycili Talabana za ramiona i unieśli z klęczek.
– Torturami nic nie wskórasz, Almeku – zapowiedział Awatar.
– Podejrzewam, że masz rację – zgodził się Cas-Coatl. – Niestety, będziemy musieli to sprawdzić. Lan-Roas jest bardzo uzdolniony. Zacznie od wypalenia ci prawego oka. Potem utnie palce prawej dłoni. Później całą dłoń. A to, przyjacielu, będzie dopiero początek. Będziesz zdumiony, jak wielki ból potrafi zadać swym ofiarom.
Talaban nie odpowiedział. Strażnicy odprowadzili go i rzucili na ziemię w spichrzu. Gdy zatrzasnęli drzwi, znowu otoczyła go nieprzenikniona ciemność. Przetoczył się z wysiłkiem na kolana, a potem zaczął szarpać krępujące nadgarstki więzy. Rzemienie nie chciały jednak ustąpić. Awatar wstał i ruszył ostrożnie przed siebie, aż wreszcie dotarł do ściany. Odwrócił się do niej plecami i zaczął posuwać się ostrożnie wzdłuż niej, szukając ostrych krawędzi, o które mógłby przeciąć więzy. Nic nie znalazł.
Ile czasu zostało mu do przybycia oprawcy, który go okaleczy?
Nie myśl o tym, rozkazał sobie stanowczo.
W końcu dotarł do drzwi spichrza. Belki były wprawione w kamień i tu również nie znalazł żadnych ostrych krawędzi, które mogłyby mu pomóc. Na koniec zaczął chodzić po pomieszczeniu, przesuwając nogą po klepisku w poszukiwaniu kamieni, które mogłyby tu leżeć. Również bez powodzenia. Awatar poczuł dotknięcie lodowatego palca rozpaczy. Wznowił poszukiwania, tym razem poruszając się jeszcze ostrożniej. Nagle dotknął stopą jakiegoś małego przedmiotu. Usiadł i wyciągnął się, muskając klepisko koniuszkami palców. Z początku nie był w stanie zlokalizować przedmiotu, ale w końcu jego palce natrafiły na coś twardego. Obiekt był płaski, nieregularny i miał nie więcej niż cal średnicy. Uniósł go ostrożnie i przesunął po nim kciukiem. To był kawałek potłuczonego garnka.
Ostry.
Zaczął nim piłować rzemienie. Po kilku minutach udało mu się dotknąć ich palcem. Zagłębienie było bardzo płytkie. Wiedział, że potrwa to kilka godzin.
Nie miał tak wiele czasu.
Wrócił do drzwi i wsunął odprysk w szczelinę. Potem wbił jego krawędź w swój lewy nadgarstek, tuż nad więzami. Ze skaleczenia popłynęła krew, która zwilżyła suchy rzemień. Pozwolił, by wyciekała przez kilka minut, aż wreszcie poczuł, że skapuje po palcach na klepisko. Potem napiął mięśnie i pociągnął z całej siły.
Więzy wytrzymały. Talaban zaczerpnął trzy szybkie oddechy i spróbował raz jeszcze. Tym razem nie wykonywał gwałtownych ruchów. Oparł się mocno i wykręcił lewy nadgarstek, by szarpnąć pod innym kątem. Więzy nieco się rozciągnęły.
Usłyszał kroki. Ten dźwięk dodał mu sił i znowu pociągnął za rzemienie. Skaleczenie na jego nadgarstku było teraz jeszcze większe, a krew płynęła obficiej, mocniej zwilżając rzemień. Gdy kroki zatrzymały się przed drzwiami, więzy puściły. Talaban zachwiał się, a potem ruszył chwiejnie ku wejściu.
Usłyszał stukot odsuwanego skobla. Potem drzwi otworzyły się do środka. Do spichrza wszedł wysoki mężczyzna. Na plecach niósł worek, a w ręku trzymał małą piłę. Znieruchomiał na widok czekającego nań Talabana. Awatar rzucił się do ataku, wyciągając przed siebie prawą rękę z wyprostowanymi palcami. Ich koniuszki uderzyły w gardło Almeka, miażdżąc kości. Mężczyzna osunął się na ścianę. Wydał z siebie bulgoczący dźwięk, usiłując zaczerpnąć oddechu, który nigdy już nie miał nadejść. Talaban odepchnął go na bok. Za drzwiami stało trzech strażników.