Nie miał szans pokonać ich wszystkich.
W tej samej chwili z niskiego dachu spichrza zeskoczyła jakaś ciemna postać. Błysnął toporek, przecinając gardło pierwszego strażnika. Talaban rzucił się na drugiego, uderzając go zakrzywionymi palcami lewej dłoni poniżej podbródka. Trzeci Almek wyciągnął miecz i zaatakował Awatara. Ostrze wbiło się pod żebra po lewej stronie, rozpruwając ciało. Talaban złapał przeciwnika za rękę i pociągnął go ku sobie – prosto na swój lewy łokieć. Strażnik zachwiał się. Gdy się wyprostował, w głowę wbił mu się toporek Probierza.
– Spiesz się – warknął dzikus. – Konie są za wioską.
Nagle za ich plecami rozległ się krzyk. Talaban obejrzał się i zobaczył Cas-Coatla oraz kilkunastu żołnierzy biegnących w ich stronę.
– A teraz pędźmy! – zawołał Probierz i pognał przed siebie. Talaban ruszył za nim. Gdy dotarł do skraju wioski, dzikus był już daleko z przodu. Zniknął w płytkim, suchym parowie. Awatar był krańcowo wyczerpany i nie mógł już dłużej biec.
Odważył się zerknąć za siebie i zobaczył, że Almekowie się zbliżają. Usłyszał tętent. Probierz wypadł z parowu, prowadząc za sobą drugiego konia. Gdy przejeżdżał obok, Talaban złapał za łęk i wskoczył na siodło. Zagrzmiały ogniste pałki, ale żaden z pocisków nie przeleciał blisko.
Dwaj mężczyźni popędzili cwałem na zachód, między wzgórza, kierując się ku odległemu Luanowi. Po chwili Talaban dostrzegł sylwetkę Węża.
Pół godziny później siedział już w swej dawnej kajucie, a Probierz zszywał mu ranę nad biodrem. Methras spoczął na krześle naprzeciwko niego.
– Nie spodziewałem się, że jeszcze cię zobaczę – oznajmił Talabanowi.
– Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt rozczarowany.
Methras wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Probierz zagroził, że poderżnie mi gardło, jeśli nie dam mu szansy odnalezienia cię.
Talaban skrzywił się z bólu.
– Zabrali mój kryształ – oznajmił.
– Skorzystaj z mojego – zaproponował Methras, rozsznurowując mieszek, który miał u pasa. Talaban spojrzał w jego niebieskie oczy. Jeszcze przed tygodniem Vagara posiadającego podobne kryształy natychmiast skazano by na śmierć.
– Potrafisz się nim posługiwać? – zapytał Awatar.
– Trochę. Ale się nauczę.
Talaban ujął klejnot w dłoń i przystawił go sobie do rany na biodrze, która natychmiast zaczęła się goić.
– Zapoznam cię z rytuałami – zaproponował.
– Znam je. Ale przeszkadza mi vagarska krew – wyjaśnił z uśmiechem Methras.
– Jak długo siedziałeś na tym dachu? – zapytał Probierza Talaban.
– Długo. Za dużo żołnierzy w pobliżu.
– A jak udało ci się dostać tam niepostrzeżenie?
– Dużo potrafię. Na pewno się ucieszyłeś na mój widok.
– Ucieszyłem się, że dałem ci ten toporek. – Awatar przeniósł spojrzenie z powrotem na Methrasa. – Musimy jak najszybciej wrócić do Egaru. Almecka armia ma wymaszerować jutro. Dotrze do miasta w niespełna pięć dni.
– Kwestor generalny już o tym wie. Maszerują na nas trzy armie. Blisko osiem tysięcy ludzi.
– Bardzo dużo – stwierdził Probierz. – Możemy przegrać.
Talaban wstał z łóżka ze stęknięciem.
– Muszę odpocząć – oznajmił. – Gdzie jest moja kajuta?
– To jest twoja kajuta – odparł Methras.
– Nie, już nie.
– I tak większą część nocy spędzę w sterowni – wyjaśnił z uśmiechem Vagar. – Odpocznij tutaj. Obudzę cię, kiedy dopłyniemy do Egaru.
Talaban wyciągnął się na znajomej koi. Był zbyt zmęczony, żeby się spierać.
Gdy Probierz ruszył w stronę wyjścia, Awatar złapał go za ramię.
– Wrócisz do domu, przyjacielu. Do Suryet.
Potem zamknął oczy i zapadł w głęboki, pozbawiony snów sen.
Rozdział dwudziesty czwarty
Wszystkie wydarzenia minionego miesiąca były w opinii Raela przygnębiające. Wydawało się, że nic nie idzie jak trzeba, od chwili gdy kwestor Ro wrócił z czterema w pełni naładowanymi skrzynkami mocy. To było tak, jakby w momencie, gdy ich nadzieje osiągnęły punkt szczytowy, Źródło obróciło się nagle przeciwko nim.
Na bliźniacze miasta maszerowały trzy zdyscyplinowane, śmiertelnie groźne armie, Vagarzy byli gotowi do przejęcia kontroli nad swym przeznaczeniem, a moce wiedźmy rosły z każdym dniem. Rael był znużony. Wyjął z mieszka biały kryształ i przyłożył go sobie do czoła. Wypełniła go chłodna, ożywcza energia. Westchnął i jego myśli wróciły do Sofarity. Gdy się z nią spotykał, zawsze musiał zostawiać kryształy. Jej bliskość pozbawiała je mocy. Dlatego nie zapraszał jej już do Sali Obrad, lecz spotykał się z nią w domu Ro.
Rael siedział za biurkiem, spoglądając na stertę leżących na nim papierów.
Chwycił pierwszy z nich i przeczytał meldunek o sytuacji dotyczącej zaopatrzenia w żywność. Gdy tylko dowiedział się o istnieniu Almeków, nakazał sprowadzić jak najwięcej prowiantu i spichrze bliźniaczych miast były przepełnione. Mimo to po trzech tygodniach oblężenia mieszkańcy zaczęliby głodować. Racjonowanie musiałoby się zacząć już od jutra.
Podszedł do okna i spojrzał na zatokę. Kotwiczył tam Wąż, a także pięćdziesiąt mniejszych, vagarskich statków. Od wielu dni zwoziły do miasta zaopatrzenie, ale teraz nie miały już dokąd płynąć. Wioski nad brzegiem Luanu opustoszały. Ich mieszkańcy uciekli albo zostali wymordowani.
Wrócił do biurka i przerzucił papiery. Jego uwagę przyciągnął raport z Kryształowego Skarbca. Caprishan dostarczył Anu drugą skrzynkę, zgodnie z jego życzeniem. Trzeciej właśnie używano, by naładować łuki zhi. Czwarta nadal spoczywała w sercu Węża. Wkrótce Rael będzie musiał rozkazać ją stamtąd wyjąć i ich okręt utraci zdolność ruchu.
Wąż Siedem pod pewnymi względami przypominał Awatarów. Potężny, ale skazany.
Rael był w ponurym nastroju. Miał za mało mocy i za mało ludzi. Talaban nazwał go największym żyjącym strategiem. Rael w to wierzył, ale nawet najlepsze plany strategiczne na nic się nie zdadzą, jeśli brakuje środków, by wprowadzić je w życie.
Gdyby nie te ograniczenia, Rael wysłałby kilka silnych jednostek, które nękałyby zbliżające się armie, odcinały im szlaki zaopatrzenia, osłabiały je. Miał jednak niespełna dwustu zdolnych do walki Awatarów i nie mógł sobie na to pozwolić. Wysłanie lekkozbrojnych Vagarów przeciwko ognistym pałkom byłoby samobójstwem. Dlatego nieprzyjaciel mógł maszerować w swoim tempie, dyktując przebieg wojny.
Jedyną przewagę zapewniała Raelowi krwiożerczość Almeków. Gdyby ich najazd był mniej krwawy, podbita ludność mogłaby się stać dla nich źródłem zaopatrzenia. W obecnej sytuacji musieli zająć miasta najszybciej, jak tylko zdołają.
Kwestor generalny zastanowił się nad tym. Mury Pagaru nie były mocne. Zbudowano je pośpiesznie, we wczesnych latach podboju. Był pewien, że można je sforsować. Egaru było mniejsze i obrona jego krótszych murów będzie łatwiejsza. Dlatego właśnie postanowił skierować większość Awatarów do Pagaru.
Potem pomyślał o Ammonie. Król przebywał w wybranych dla niego apartamentach, na pierwszym piętrze budynku Rady. Wkrótce Rael będzie musiał się z nim spotkać. Jego pięciotysieczne wojsko mogłoby pomóc rozprawić się z falą najeźdźców, czy jednak byłoby rozsądne zaprosić do miast pięć tysięcy w zasadzie wojowników nieprzyjaciela? Jeżeli jakimś cudem uda się całkowicie rozbić Almeków, Ammon osiągnie cel, do którego od dawna dążył. Przejmie władzę nad Imperium Awatarskim.