Imperium?
Jakim imperium? Ta myśl jeszcze bardziej przygnębiła Raela. Nie mieli już imperium.
Drzwi się otworzyły i wszedł Viruk.
– Czego chcesz, kuzynie? – zapytał kwestor generalny, poirytowany tym nagłym wtargnięciem.
– Ja ci dam kuzyna, ty skurwysynu! – zagrzmiał Viruk. – Wysłałeś mnie z awatarskiego miasta, żebym uratował obojnaczego podczłowieka, i co zastałem po powrocie? Miastem władają vagarskie psy. Powinienem poderżnąć ci gardło, ty zdradziecki skurwielu!
Raela ogarnął zimny gniew. Kwestor generalny wstał zza biurka i stanął przed rozjuszonym wojownikiem.
– Jeśli ktoś tu jest winien zdrady, to tylko ty, arogancki głupcze – warknął. – Prawdziwą władzę w miastach sprawuje teraz wieśniaczka, z którą się przespałeś. A wiesz dlaczego? Dlatego, że złamałeś prawo i ją uzdrowiłeś, Viruku. Jest zjednoczona z kryształem. Nawet ty rozumiesz, co to oznacza. Próbowaliśmy ją zabić. Nie udało nam się.
– Ja mógłbym to zrobić – stwierdził Viruk. – Potrafię zabić wszystko, co żyje i oddycha.
– W tej chwili nie wchodzi to w grę. Jej moce dają nam jedyną szansę pokonania Almeków. Ale gdy piramida Anu zostanie ukończona, sytuacja może się zmienić.
– I co wtedy? Odzyskamy władzę?
– Oczywiście – skłamał gładko Rael.
Viruk uśmiechnął się szeroko.
– To mi się bardziej podoba.
Muszę iść przywitać gości. – Rael przyjrzał się brudnemu po podróży ubraniu Viruka. – Chyba powinieneś wrócić do domu i wziąć kąpiel.
– Przypadkiem nie wiesz, czy moje kaczeńce przybyły bezpiecznie? – zainteresował się Viruk.
– Nie wiem – odparł kwestor generalny.
Po wyjściu Viruka Rael udał się do Sali Obrad i polecił słudze przyprowadzić panią Mejanę oraz Ammona.
Mejana przybyła pierwsza. Miała na sobie powłóczystą niebieską szatę. Skinęła krótko głową do Awatara i bez słowa usiadła po jego prawej stronie. Czekali w milczeniu kilka minut, nim sługa wreszcie zapowiedział króla.
Ammon wszedł do sali. Miał na sobie pożyczoną tunikę z szaroperłowego jedwabiu oraz sandały ze srebrnymi rzemykami. Ciemne włosy opadały mu na ramiona, umyte i wyperfumowane, a jego ruchy były ospałe i pełne gracji. Okrążył stół i usiadł obok Raela.
– Przydzieliliście mi urocze apartamenty – stwierdził – ale z chęcią skorzystałbym z usług krawca.
– Przyślę ci jakiegoś, jak tylko skończymy – obiecał Rael. – Ale najpierw pozwól, że przywitam cię w Egaru. Cieszy mnie, że pomogliśmy ci się uratować.
– Z pewnością każecie mi za to zapłacić – zauważył Ammon. Skierował spojrzenie fioletowych oczu na Mejanę. – A kim ty jesteś, pani?
– Pozwól, że przedstawię ci panią Mejanę, moją pierwszą radną – wtrącił szybko Rael.
Ammon pochylił lekko głowę.
– Pani, czyżby wśród Awatarów nastała moda na rezygnację z niebieskich włosów? – zapytał z ironią.
– Nie jestem Awatarem, panie.
Twarz Ammona przybrała wyraz drwiącego zaskoczenia.
– Doprawdy? W takim razie jak udało ci się osiągnąć tak znaczącą pozycję?
– Jak wiesz – wtrącił ze spokojem Rael – Mejana jest przywódcą pajistów, organizacji finansowanej przez ciebie i twojego ministra Anwara. Niemniej jednak w tej chwili nie ma to większego znaczenia. Mamy do czynienia ze straszliwym wrogiem. Musimy zdecydować, jak najskuteczniej z nim walczyć.
– Moja armia powinna tu nadciągnąć za kilka dni – odparł Ammon. – Sugerowałbym, żebyśmy po prostu bronili murów.
– Najpierw konieczne byłyby pewne obietnice – oznajmiła Mejana.
– A mianowicie?
– Musiałbyś obiecać, że po zwycięstwie twoi żołnierze odejdą.
– Nie muszę nic nikomu obiecywać, pani. Tym krajem władali ongiś Erek-jhip-zhonad i wróci on pod nasze panowanie. Mam wrażenie, że to ja powinienem stawiać żądania.
Drzwi się otworzyły i do sali wszedł sługa. Pokłonił się kolejno wszystkim obecnym i podszedł do Raela.
– Wiadomość od pani Sofarity, panie.
Rael wziął kartkę, przeczytał ją, a potem odchylił się do tyłu na krześle.
– Mam nadzieję, że to dobre wieści – odezwał się Ammon.
Kwestor generalny wstał.
– Twoją armię zaatakowano w wąwozie Gen-el. Trzy tysiące zginęły, reszta uciekła. Rozmowa skończona.
– Myślę, że Źródło mnie nienawidzi – mówił Rael. Opowiedział jej o zagładzie armii Ammona i o nadciągających niezwyciężonych Almekach. Ujęła go za rękę i poprowadziła do ogrodu na dachu. Ustawiono tam długi stół, przykryty miękkimi ręcznikami. Obok niego znajdował się mniejszy, na którym stały flakoniki z wonnym olejkiem.
– Zdejmij ubranie, Raelu – powiedziała.
– Nie mam czasu, Mirani.
Rób, co ci mówię, mężu – zażądała. Rael ściągnął z westchnieniem tunikę oraz rajtuzy. Potem nakazała mu gestem położyć się twarzą w dół na łóżku do masażu. Gdy już to zrobił, wylała sobie olejek na dłonie i zaczęła ugniatać mięśnie jego barków. – Są twarde jak żelazo – oznajmiła. Jęknął, gdy nacisnęła mocniej. – Uważasz, że Źródło cię nienawidzi? Jeśli to prawda, okazuje ci to w dziwny sposób. Przeżyliśmy razem z górą stulecie miłości. Ty arogancie! – Jej palce złagodziły napięcie w górnej części pleców i przesunęły się w dół. – Źródło cię nie nienawidzi, Raelu. Musi jednak nienawidzić tego, kim się staliśmy. Tyranami i właścicielami niewolników. Wszystkie nasze plany, wszystkie ambicje mają tylko jeden ceclass="underline" utrzymanie władzy, dominację. Utrzymujemy się przy życiu dzięki kradzieży życia innych. Gdyby Źródło tego nie nienawidziło, przestałabym w nie wierzyć. Czy teraz rozumiesz, dlaczego nie chcę zasiadać w Radzie?
Leżał nieruchomo, pozwalając, by jej dłonie pomagały mu swą magią. Kontynuowała masaż, rozciągając łokciem długie mięśnie nad biodrami. Rael jęknął.
– Chcesz mi pomóc, czy mnie zabić? – zapytał.
Próbuję sprawić, żebyś ujrzał prawdę – odparła. – Mejana jest jasnym blaskiem jutrzenki, a Sofarita słońcem, które nastaje po deszczu. One nie są złe, Raelu. Są niezbędne. W dawnych dniach Źródło pobłogosławiło nas wieloma dziećmi. Wszystkie dożyły wieku dorosłego. I wszystkie zginęły w zagładzie świata. Wszystkie oprócz Chryssy. – Zamknął oczy pod wpływem bolesnego wspomnienia. – Żyła krótko, ale dała nam wiele radości. Pomyśl, jak musiała się czuć Mejana, gdy jej córkę, światło jej życia, wyssano na kryształach. Pomyśl o jej bólu, Raelu. To prawda, że zamordowała Baliela i rozkazała zabić innych. To prawda, że nienawidzi Awatarów. Ale jej sprawa jest słuszna. Poświęciła życie walce o to, by żadna matka nie musiała już patrzeć, jak jej dziecko wysysają na kryształach. Nie powinieneś jej nienawidzić, Raelu. Ona zasługuje na podziw i szacunek. A jeśli chodzi o niepowodzenia, które cię spotykają… czy wydawało ci się, że wszystkie wojny zakończą się łatwym zwycięstwem? Jesteś kwestorem generalnym. Znajdziesz sposób na pokonanie wroga. Tego od ciebie oczekuję. A teraz się odwróć.
Przetoczył się na plecy. Mirani rozwiązała sznurówki sukni i pozwoliła jej opaść na trawę. Potem wdrapała się na stół i dosiadła Raela.
Wyciągnął rękę i pogłaskał ją po ramionach.
– Jak to możliwe, że stałaś się taka twarda? – zapytał.
– Poślubiłam żołnierza – odparła. I pocałowała go.
– Ryzyko jest zbyt wielkie – oświadczył Talabanowi kwestor Ro. Sofarita siedziała bez słowa na trawie, najwyraźniej zatopiona w myślach. W powietrzu unosiła się intensywna woń jaśminu. Wszyscy troje wygrzewali się w promieniach popołudniowego słońca. Ro nie był zadowolony, gdy zjawił się rosły oficer. Zauważył ze skrywaną trwogą że Sofarita rozpromieniła się na jego widok.