Выбрать главу

– To dobrze wyszkoleni żołnierze – zauważył. – Popatrz, jak się poruszają. Idealna dyscyplina.

Za plecami obrońców słońce zanurzało się już w krwawoczerwonym morzu.

A Wąż Siedem znikał za horyzontem.

Methras nalegał, by Talaban został w swej dawnej kajucie i Awatar zgodził się z wdzięcznością. Stał teraz na małym pokładzie przy kapitańskiej kajucie i spoglądał na wieże Egaru skąpane w blasku zachodzącego słońca. Gdy miasto zniknęło w dali, poczuł dreszcz, złowrogie wrażenie, że widział je po raz ostatni. Nie potrafił się od niego uwolnić. Talaban miał niewielu przyjaciół wśród Awatarów, ale to nie znaczy, że ich nie lubił. Niektórych z nich znał od blisko dwustu lat, szanował ich albo podziwiał. A co najważniejsze, byli jego rodziną. Niemal wszyscy Awatarowie, którzy przeżyli zagładę świata, byli ze sobą spokrewnieni.

A teraz zostawił ich własnemu losowi.

Nie miało znaczenia, że jego misja miała przynieść im ratunek. W tej chwili czuł się jak dezerter.

– Ale nim nie jesteś – powiedziała Sofarita. Talaban odwrócił się powoli. Stała na pokładzie, trzymając w smukłej dłoni puchar wypełniony wodą. Jej piękne ciało spowijała błękitna szata, włosy związała w koński ogon, a jej szczupła szyja budziła radość swym widokiem.

– Mówią że nieładnie jest podsłuchiwać – zganił ją.

– Nie zawsze potrafię zapanować nad mocą – wyjaśniła. – Zwłaszcza gdy w grę wchodzą emocje bliskich mi ludzi.

– Powiedziałaś „bliskich”…?

Popatrzył na nią z uśmiechem.

– Chciałam powiedzieć „tych, którzy są blisko” – poprawiła się. Jej policzki przyozdobił rumieniec.

– Potrafisz czytać w moich myślach, więc wiesz, co do ciebie czuję. Czy ta świadomość cię niepokoi?

Tym razem to ona się uśmiechnęła.

– Nie. Czasami przyjemnie jest, gdy ktoś ma… tak wysokie mniemanie o tobie. Czego we mnie pożądasz, Talabanie? Mojego ciała? Mojego talentu? Jednego i drugiego?

Ujął jej dłoń i pocałował ją.

– Chciałbym potrafić odpowiedzieć ci na to pytanie – rzekł. – Chciałbym umieć znaleźć odpowiednie słowa. Gdy ujrzałem cię po raz pierwszy, to było tak, jakby uderzył we mnie piorun. Od tej pory zawsze jesteś w moich myślach.

Cofnęła delikatnie dłoń.

– Nie możemy zostać kochankami – powiedziała. Miał wrażenie, że słyszy w jej głosie żal. – Moje moce z dnia na dzień rosną. Obawiam się, że gdybym się z tobą kochała, przypłaciłbyś to życiem. Nie chodzi tylko o kryształy, z których czerpię moc. Zaczynam… – zająknęła się. – Nie mówmy o tym. Nie zakochaj się we mnie, Talabanie – ostrzegła go.

Parsknął śmiechem.

– Jakbym miał w tej sprawie wybór.

– Zawsze mamy wybór – odparła, odwracając się plecami do relingu. Spróbował podejść bliżej, ale uniosła dłoń i Awatar poczuł odpychającą go do tyłu siłę, mimo że dzieliło ich jeszcze kilka stóp. – Zastanów się nad tym, co robisz – poradziła mu. – Widzisz we mnie kobietę, ale ja nie jestem już prawdziwą kobietą z krwi i kości. Obracam się w kryształ. Co prawda powoli, ale to nieodwracalne. Czy miłość do Chryssy niczego cię nie nauczyła?

Wstrząsnęło nim to pytanie.

– Nie chodzi o Chryssę.

– W takim razie to bardzo dziwne, że pokochałeś dwie kobiety dotknięte przekleństwem kryształu.

Jesteś niesprawiedliwa. Kiedy ujrzałem cię po raz pierwszy, nic nie wiedziałem o twoim nieszczęściu. A kiedy zaręczyliśmy się z Chryssą, ona również była kobietą z krwi i kości. Nie próbuj zamącić mojego umysłu, Sofarito. Jestem przekonany, że pokochałbym cię, gdybym przyjechał do twojej wioski i zobaczył, jak pracujesz na polu. Jeżeli wątpisz w słowa, odczytaj moje myśli. Zajrzyj w serce. Czy dostrzegasz w nim jakieś niskie pobudki?

– Nie dostrzegam – przyznała. – Nie ma tam żadnych niskich pobudek, Talabanie. Jesteś dobrym człowiekiem. Ale ja nie jestem już wiejską dziewczyną. Jestem czymś znacznie więcej i nieporównanie mniej. – Skrzywiła się nagle. – Muszę trochę odpocząć.

– Boli cię?

– Trochę. To przejdzie.

Odprowadzał ją wzrokiem. Widok jej kołyszących się bioder zapierał mu dech w piersiach. Kiedy odeszła, usiadł za biurkiem. Do jego umysłu wkradł się zamęt. Czegóż by nie oddał za to, by móc ją przytulić, zsunąć tę niebieską szatę z jej białych ramion.

Usłyszał pukanie do drzwi.

– Proszę – zawołał. Do kajuty wszedł kwestor Ro.

– Przeszkadzam ci, Talabanie?

– Bynajmniej. Chcesz trochę wina?

Ro potrząsnął głową i usiadł. Wyglądał na zaniepokojonego.

– Jakie wrażenie wywarła na tobie Sofarita?

– A o co konkretnie ci chodzi?

– O jej zdrowie.

– Najwyraźniej wszystko z nią w porządku – odparł Talaban. Nagle przerwał. – Chyba trochę ją boli – dodał.

Ro skinął głową.

– Ból będzie narastał. Możemy mieć problem.

– Słucham cię uważnie.

Jej moc bierze się ze zdolności czerpania energii z kryształów. W Egaru były ich tysiące. Tu jest ich znacznie mniej. Skrzynka, łuki zhi i nasze osobiste kamienie. Rael kazał przenieść słoneczny ogień na miejskie mury. Ostrzegałem ją przed niebezpieczeństwami tej wyprawy i ona teraz próbuje powstrzymać się przed czerpaniem mocy z zasobów okrętu.

– Na czym polega problem?

– Pomyśl o Vagarach, którzy uzależniają się od narkotyków. Jeśli nie otrzymają swej dawki opiatów, stają się podekscytowani, czasami gwałtowni. Czują dojmujący głód. Niektórzy posuwali się nawet do zabójstwa, by zdobyć pieniądze na jego zaspokojenie. Sofarita cierpi już teraz, a przecież dopiero niedawno opuściliśmy miasto. Żeby przepłynąć ocean, potrzeba trzech tygodni. Jeśli nie zdoła zapanować nad głodem, wyssie całą energię z okrętu. Albo gorzej.

– Co mogłoby być gorsze, Ro?

Kwestor pociągnął się za brodę.

– Karmimy kryształy ludzkim życiem. One tylko magazynują energię. Jeśli Sofarita popadnie w desperację, może wyssać nas wszystkich.

– Nie zrobiłaby tego – sprzeciwił się Talaban. – To dobra kobieta.

– Może nie być w stanie nad tym zapanować.

– Co więc sugerujesz?

– Jak szybko możemy płynąć?

Talaban zastanowił się nad tym pytaniem.

– Już rozwinęliśmy znaczną prędkość. Żaglowcom pokonanie takiego dystansu zajęłoby dwa miesiące. – Przerwał. – Jednakże, jeśli nie będziemy się przejmować oszczędnością mocy i nie natrafimy na niespodziewane sztormy, możemy dotrzeć na miejsce w dwadzieścia dni. Wiążą się z tym jednak pewne niebezpieczeństwa, Ro. Jeśli mknąc z taką prędkością, uderzymy w wieloryba albo w rafę, okręt może ulec poważnym uszkodzeniom.

– Dwadzieścia dni to za długo – stwierdził Ro. – Głód zawładnie Sofarita dużo wcześniej.

– Ile więc mamy czasu? – zapytał Talaban.

– Może ze trzy dni.

Rozdział dwudziesty piąty

Demony były potężne, a ich broń wyglądała straszliwie. Mieszkańcy Niebiańskiego Miasta spojrzeli na Hordę Piekieł i ogarnął ich strach. Ra-Hel, król bogów, przyglądał się, jak nieprzyjaciel się gromadzi. Królowa Śmierci również obserwowała to z oddali. Och, bracia, to opowieść o bohaterach i wojnie. Demonów było tak wiele, jak liści w mrocznym lesie, ale Ra-Hel był bogiem słońca. I użył swej mocy.

Ze Zmierzchowej pieśni Anajo

Kwestor generalny wiedział, że na wojnie czas decyduje o wszystkim. Sofarita powiedziała mu, że Kryształowa Królowa pozna wszystkie ich plany. Potem poinformuje o nich swego dowódcę, Cas-Coatla, który podejmie odpowiednie kroki. To jednak wymagało czasu. I w tym Rael upatrywał jedynej szansy.