Nurkowali, szaleli w wodzie, pływali w kółko po powierzchni.
Potem Gela zapragnęła zabawić się w skoki. Nie robiła tego zbyt wprawnie. Żeby utrzymać równowagę, wykonywała najkomiczniejsze ruchy.
Chris, nie wychodząc z wody, udzielał jej rad, rozkoszując się jednocześnie jej widokiem. Zdawało mu się, że ma przed sobą zupełnie nie znaną mu osobę. Była wesoła i pełna życia. W oczach błyskały szelmowskie ogniki.
Opanowało go nagle pragnienie, aby podejść do niej, ująć jej głowę w dłonie i powiedzieć, że bardzo ją kocha. Zamiast tego zawołał:
– Podciągnij bardziej lewą nogę, ramiona do góry, złącz stopy…
– Chodź, poćwiczymy razem – zaproponowała Gela.
Chris znowu poczuł się niezręcznie. Jednak już po chwili wyszedł z wody na grube obrzeże otworu w kuli. Gela wyciągnęła ku niemu ręce i zaczęli podskakiwać razem.
– Na trzy skaczemy! – zawołała Gela zupełnie zadyszana, licząc w takt skoków: – Raz, dwa, trzy!
Woda prysnęła wysoko. Ale przyczepność kuli została widocznie wystawiona na zbyt ciężką próbę, gdyż zanim jeszcze nurkowie wynurzyli się na powierzchnię, kula poczęła poruszać się powoli, zsunęła się po pniu, opadła na ziemię i pękła. Woda momentalnie wsiąkła w podłoże.
Siedzieli obok siebie. Nieoczekiwane zakończenie kąpieli ubawiło ich tak bardzo, że wybuchnęli śmiechem. Śmiejąc się patrzyli na siebie.
Pierwszy spoważniał Chris, patrząc Geli w oczy. Ona także spoważniała, po czym ostentacyjnie odwróciła od niego wzrok.
Przez kilka chwil siedzieli obok siebie w milczeniu. Potem Chris chwycił ją za rękę. Nie protestowała, ale nagle, zupełnie nieoczekiwanie, wstała, odeszła parę kroków i zatrzymała się ze spuszczoną głową.
– Gela – szepnął Chris – kocham cię…
Odwróciła się do niego. Jej wzrok był jakby nieco zamglony. Powoli potrząsnęła głową.
– Ja… przykro mi, Chris… wiesz… – Jej głos stał się bardziej zdecydowany. – Nie wiem, czy jestem jeszcze do tego zdolna. Znałeś Harolda, byliście nawet zaprzyjaźnieni… Przejęłam jego zadanie… – Spojrzeniem błądziła gdzieś daleko. – Od tego czasu nie myślałam w ogóle o tym, że jestem kobietą. Nie odczuwałam takiej potrzeby, nie wiem też, czy kiedykolwiek odczuję.
– Ależ Gela – zaoponował Chris rozczarowany. Postawa Geli wydała mu się melodramatyczna, nie pasowała w ogóle do jej żywiołowego charakteru.
Po prostu dostała bzika, pomyślał. I co komu z tego?
Podniósł się również, stanął za nią, po czym delikatnie, ale stanowczo ujął ją za ramiona i odwrócił do siebie. Na jej twarzy perliły się jeszcze krople wody. Popatrzyła na niego, unosząc głowę.
– Na to jesteś jeszcze za młoda – powiedział. Jej ramiona drgnęły. – Powiedz mi tylko jedno – poprosił. – Czy tak bardzo ci się nie podobam, czy… – Zmieszał się, opuścił wzrok.
Zupełnie nieoczekiwanie Gela uśmiechnęła się.
– Wiesz, jesteś głuptasek – powiedziała łagodnie i przesunęła dłonią po jego ramieniu. Potem zręcznie wywinęła się z jego uścisku i dodała: – Robi się chłodno. Na nas już czas. Chodź! – Pobiegła po swoje ubranie, w które wskoczyła w mgnieniu oka.
Chris poszedł za jej przykładem. Zarzucili na ramiona strzelby, po czym ruszyli najkrótszą drogą, na przełaj przez płaskowyż, w stronę helikoptera. Chris kroczył za Gela. Czy zachowałem się głupio? – rozmyślał. Wszystko jedno. Teraz już wie. Ciekawe, co ona o tym sądzi? Przypominał sobie jej lekkie dotknięcie, rozpamiętywał je ze wzruszeniem.
Zameldowali się u Carol i zeszli na dół po gładkim zboczu.
– Przygotuję jeszcze raport – powiedziała Gela. Uniosła nogę na stopień helikoptera, ale Chris był już przy niej, podając rękę. Na górze zatrzymała się jeszcze przez chwilę, spojrzała na niego, poczuł lekki uścisk jej palców, potem ich dłonie rozłączyły się, a Gela szepnęła:
– To by nie miało sensu, Chris…
Skinął głową chcąc jej dodać otuchy i odszedł. Było mu trochę ciężko na duszy, ale jednocześnie tliła się w nim jeszcze wątła iskierka nadziei. Nagle odczuł potrzebę samotności.
Carol spojrzała na niego ze zdziwieniem, kiedy pojawił się obok niej ze strzelbą w dłoni i płaszczem pod pachą, gotów do objęcia warty.
– Jeszcze mam ponad godzinę – powiedziała.
– No to co? – odparł. – Pośpisz sobie godzinę dłużej. To ci dobrze zrobi po dzisiejszym dniu, prawda? – zapytał nieco uszczypliwie. – Zresztą lekarz powinien być wyspany. Kiedy sobie pomyślę, że miałabyś usuwać mi ślepą kiszkę drżącą ręką…
Carol zaśmiała się.
– Przecież tobie usunięto już wyrostek profilaktycznie, wiem o tym. A więc nie jesteś zdany na moje sztuczki. Ale to miło z twojej strony, Chris. Dobranoc.
Chris wdrapał się na jeden z głazów, skąd roztaczał się widok dokoła, usiadł wygodnie w zagłębieniu i położył strzelbę na kolanach, nastawiając się na trzygodzinną wartę.
Spoglądał na Carol, która powoli schodziła po zboczu. Zapadał już zmierzch. Z okien kabiny helikoptera przebijało światło. Gela przekazuje raport, pomyślał Chris. Co powie Tocs na tę całą sprawę z Ennilem?. Amnezja te niebezpieczna choroba, to niebezpieczeństwo dla nas wszystkich…
Pomyślał o Geli. Najważniejsze, że go wysłuchała. Ale dlaczego powiedziała, że to by nie miało sensu? W jego pamięci odżył dzień, kiedy mieli wyruszyć w drogę na “Oceanie II”. Znowu poczuł uścisk dłoni ojca, który powiedział z dumą w głosie: – Trzymaj się, chłopcze. – Matka i siostra płakały… Tak, ojciec jest ze mnie dumny. Jego chłopiec to chyba jeden z nielicznych obrazów, których amnezja mu nie odebrała… Będzie nadal czyścić klamki w instytucie, wykorzystując każdą okazję, aby porozmawiać o synu…
A rodzice Geli? Ojciec był raczej skłonny zatrzymać ją przy sobie, nie odczuwał dumy z powodu jej decyzji. Matka pewnie – przepłakała całą noc. Z pewnością martwiło ich zachowania Geli po wypadku z Haroldem, jej decyzja, aby pójść w jego ślady, jej nieustępliwość i rezerwa.
Rzeczywiście, Gela bardzo się wówczas zmieniła. Byli obiektem dobrodusznych kpin przyjaciół. Poważny Harold z trzeciego roku i drobna, pełna życia Gela z pierwszego. Już wówczas podobała się Chrisowi. Występowała w klubie młodzieżowym. Wiedziała, czego chce!
Dziś po południu była po prostu sobą, pomyślał Chris, uśmiechając się na wspomnienie jej igraszek w wodzie. I będzie taka znowu! Nie zrezygnuję, postanowił sobie w duchu. Ale dam jej trochę czasu…
Oparł się wygodniej. Było już ciemno, tylko hen, wysoko, od jasnego nieba odbijały się rozkołysane na wietrze gałęzie.
Co za świat! A jutro? Mamy za sobą dopiero jeden dzień, a ile groziło nam już niebezpieczeństw! Gela ma rację…
Może reszta jest przekonana, że jestem zbyt pewny siebie? Może nie powinienem był przyjąć tej funkcji? Ale Charles naprawdę już się do tego nie nadaje. Chyba nawet jest zadowolony, że nie ciąży na nim odpowiedzialność.
Ale czy ja się nadaję? Uświadomił sobie raptem, że jeszcze nigdy w życiu nie wątpił w siebie bardziej niż właśnie teraz. Co powiedział Tocs? Znaleźć miejsce na bazę możliwie blisko. Ale gdzie są – oni, ci tajemniczy synowie niebios? Czy to naprawdę któryś z nich przeszedł dziś po południu obok pniaka? Jeżeli tak, to muszą tu gdzieś być! Bo jeśli nie, to po co ten ktoś miałby wałęsać się samotnie po tej niegościnnej okolicy? Ale czy ta okolica jest niegościnna również dla synów niebios? Same pytania…
– Chris, Chris! – Bez wątpienia był to głos Charles'a.
– Słucham – odkrzyknął Chris. Wstał i zsunął się z głazu.
– A, tu jesteś! – Charles dyszał ciężko. Widocznie biegł pod górę. Zbliżył się jeszcze bardziej i wtedy Chris mimo skąpego światła dostrzegł w jego twarzy jakby radość odkrywcy.