– Wiem. – Poczuła ciężar swojej winy za tamte wypadki. – Na szczęście to już przeszłość.
– Dzięki tobie. – Choć Eye potrząsnęła przecząco głową, Leonardo dalej się upierał. – Wierzyłaś w nią, pracowałaś dla niej i ją uratowałaś. Teraz chcę prosić cię o coś jeszcze, bo wiem, że kochasz ją tak samo mocno jak ja.
Eye spojrzała na niego podejrzliwie.
– Wiesz, jak mnie podejść, co?
Nawet się nie starał powstrzymać uśmiechu.
– Mam nadzieję.
– To mój pomysł – przerwał mu Jess. – Leonardo nie dał się tak- przekonać, że powinniśmy się zwrócić do ciebie. Nie chciał nadużywać przyjaźni i wykorzystywać twojej pozycji.
– Mojej pozycji w policji?
– Nie. – Jess uśmiechnął się, doskonałe odczytując jej reakcję.
– Twojej pozycji jako żony Roarke”a. – Och, nie przepadała za tym, pomyślał. Ta kobieta chciała być silna przede wszystkim własną siłą.
– Twój mąż ma wielkie wpływy, Dallas.
– Wiem, co ma Roarke. – Nie była to do końca prawda. Nie miała pojęcia o rzeczywistym zasięgu jego działań ani nie była pewna jego całego stanu posiadania. Nie chciała tego wiedzieć. – Czego od niego chcecie?
– Tylko przyjęcia – odrzekł szybko Leonardo.
– Co takiego?
– Przyjęcia dla Mayis.
– Ogromnego – dodał Jess. – Z rozmachem i pompą.
– Taki rodzaj występu, wiesz. – Leonardo posłał Jessowi ostrzegawcze spojrzenie. – Gdzie Mayis by mogła zaśpiewać, pogadać z ludźmi. Nie wspominałem jej w ogóle o tym pomyśle, na wypadek gdybyś się nie zgodziła. Ale pomyśleliśmy, że gdyby Roarke zaprosił… – Leonardo był najwyraźniej zakłopotany. Zauważyła to dopiero, gdy popatrzyła na niego uważniej. – Zna tylu ludzi.
– Ludzi, którzy kupują muzykę, chodzą do klubów, szukają rozrywki. – Jess, w ogóle nie zmieszany, uśmiechnął się czarująco.
– Może chciałabyś jeszcze trochę wina? Odstawiła ledwie napoczęty kieliszek.
– Chcecie, żeby wydał przyjęcie. – Podejrzewając jakiś podstęp, spoglądała im uważnie w twarze. – O to chodzi?
– Mniej więcej. – Leonardo poczuł przypływ nadziei. – Chcielibyśmy wtedy zaprezentować demo, Mayis mogłaby wystąpić na żywo. Wiem, że to kosztowna impreza. Chętnie zapłacę…
– Pieniądze nie są dla Roarke”a najważnejsze – Ew zastanawiała się, bębniąc palcami o poręcz krzesła, Porozmawiam z nim o tymi i przekażę wam jego decyzję. Pewnie chcielibyście ją znać jak najprędzej.
– Pewnie.
– Skontaktuję się z wami – obiecała, wstając.
– Dzięki, Dallas. – Aby pocałować ją w policzek, Leonardo musiał zgiąć się w paru miejscach. – Już znikamy.
– To będzie wielki hit – powiedział z przekonaniem Jess. – Po prostu na początek trzeba trochę popchnąć sprawę. Wyciągnął z kieszeni dysk. – To kopia demo – rzekł. – Specjalnie dla ciebie spreparowana, poruczniku dodał w myśli. – Sama się przekonaj; zobacz, co nam się wspólnie udało zrobić.
Przed oczami stanęła jej Mayis.
– Na pewno zobaczę.
Na górze Eye zaprogramowała autokucharza i po chwili dostała talerz parującego makaronu polanego czymś, co wyglądało na sos ze świeżych pomidorów i ziół. Nigdy nie przestało ją zdumiewać, skąd Roarke to wszystko ma. Wrąbała makaron, czekając, aż napełni się wanna. Po chwili namysłu wrzuciła do niej kilka kawałków soli do kąpieli, którą Roarke kupił jej
Sól miała zapach miesiąca miodowego: bogaty i pełen romantyzmu. Eye zanurzyła się w wannie wielkości małego jeziora i westchnęła z lubością. Oczyść myśli, zanim ruszysz głową, postanowiła, otwierając podręczną tablicę kontrlną w ścianie. Wcześniej załadowała dysk demo do odtwarzacza W sypialni, wcisnęła więc tylko włącznik, by obejrzeć jego zawartość na ekranie w łazience.
Rozciągnęła się w wonnej gorącej pianie z drugim kieliszkiem wina w dłoni. Nagle potrząsnęła głową. Co ona tu do cholery robi? Eye Dallas, gliniarz z przeszłością; bezimienne dziecko znalezione na ulicy, wykorzystywane i porzucone noszące piętno morderstwa, z zablokowaną pamięcią.
Jeszcze rok temu jej pamięć przypominała pozszywaną z wielu kawałków tkankę, a treścią jej życia była praca, walka o przetrwanie i znowu praca. Stawała w obronie nieżyjących i była w tym naprawdę dobra. Zupełnie jej to wystarczało.
Wreszcie poznała Roarke”a. Blask obrączki, którą nosiła na palcu, Wciąż był dla niej zagadką.
Kochał ją i pragnął jej. On, pewny siebie człowiek sukcesu, wy Roarke, potrzebował jej. To była jeszcze większa zagadka. Skoro więc nie mogła jej rozwiązać, być może w końcu to zaakceptuje.
Uniosła kieliszek do ust, zanurzyła się głębiej w pachnącej wodzie i wcisnęła guzik na pilocie.
Ekran eksplodował kolorem i dźwiękiem. W odruchu obronnym Eye cofnęła się w głąb wanny i ściszyła dźwięk, zanim popękają jej bębenki. Pojawiła się Mayis, wirując w pełnym energii tańcu egzotycznego elfa. Śpiewała ochrypłym, przejmującym głosem, który mimo to był niezwykle sugestywny i doskonale do niej pasował, podobnie jak muzyka, która dzięki Jessowi świetnie eksponowała wokal.
Było to kanciaste, surowe i pełne pierwotnej energii – cała Mayis. Jednak im bardziej Eye się wciągała, nabierała przekonania, że brzmienie i obraz stały się bardziej przemyślane. Owszem, jak zwykle było trochę maniery, ale wyczuwało się pod nią błysk starannego polerowania.
Eye przypuszczała, że to sprawa produkcji i aranżacji. I ręki kogoś, kto potrafi dostrzec prawdziwy diament i ma na tyle talentu i dobrej woli, by nadać mu odpowiedni szlif.
Zdanie Eye o Jessie uległo poprawie o jedno oczko. Być może przy swojej konsolecie wyglądał na trochę zarozumiałego, popisującego się szczeniaka, ale z pewnością doskonale wiedział, jak tę maszynerię wykorzystać. Co więcej, Eye zorientowała się, że rozumiał Mayis. Docenił ją taką, jaka jest i zaakceptował to, do czego dążyła, pomagając jej znaleźć właściwą drogę do Eye zaśmiała się sama do siebie i wzniosła kieliszek w toaście za zdrowie przyjaciela. Wyglądało na to, że będą tu mieli przyjęcie.
W swoim studiu w centrum, Jess przeglądał demo. Miał nadzieję, że Eye ogląda dysk. Jeśli to już zrobiła, jej umysł był otwarty. Szeroko otwarty na sny. Jess żałował, że nie wie, jakie będą i dokąd ją zaprowadzą. Mógłby wtedy zobaczyć to, co ona, udokumentować i przeżyć jeszcze raz. Lecz stopień zaawansowania badań me pozwalał mu jeszcze na odkrycie drogi do jej snów. Kiedyś, pomyślał, pewnego dnia…
Sny przeniosły ją w ciemność i lęk. Z początku gmatwały się, potem nabrały przerażająco wyraźnych kształtów, by znów rozsypać się jak liście na wietrze. Były przerażające. Później przyśnił się jej Roarke, co ją uspokoiło. Oglądała z nim płomienny zachód słońca w Meksyku i kochali się bez pamięci w ciemnościach, słuchając szumu fal w lagunie. Miała go w sobie, a w jej uszach brzmiał jego głos, uporczywie powtarzający, by dała się ponieść.
Potem ujrzała ojca, który trzymał ją w mocnym uścisku. Była bezbronnym, przestraszonym dzieckiem. Bolało ją.
Nie, proszę, nie.
Czuła jego zapach: słodyczy i alkoholu. Za słodki i za mocny. Krztusiła się od płaczu, czując na ustach jego dłoń, którą usiłował uciszyć jej krzyk, jednocześnie ją gwałcąc.
„Nasza osobowość jest zaprogramowana w chwili poczęcia” głos Reeanny brzmiał spokojnie i pewnie. „Jesteśmy tacy, jakimi nas stworzono. Każdy nasz wybór jest ustalony już przy narodzinach”.
Była dzieckiem, stała w jakimś potwornym, zimnym pokoju, który miał zapach odpadków, moczu i śmierci. Miała krew na rękach.