Usłyszała w jego głosie zmęczenie i otworzyła oczy.
– Przepraszam.
– Można powiedzieć, że pełniłaś po prostu swoje obowiązki.
– Odstawił kota i odgarnął z policzka żony kosmyk włosów: – Ale tym razem posunęłaś się za daleko. Mogła cię pociągnąć za sobą.
– Nie byłam gotowa. – Przycisnęła dłoń do jego ręki na swoim policzku. – Kiedy tam stałam, miałam przebłysk wspomnienia z dzieciństwa. Jako dzieciak stałam w oknie jakiejś ohydnej nory, którą wynajął. Myślałam o tym, żeby skoczyć i raz na zawsze z tym wszystkim skończyć. Jednak nie byłam gotowa. I wciąż nie jestem.
Galahad zszedł z kolan Roarke”a i rozciągnął swoje cielsko na brzuchu Eye. Roarke uśmiechnął się.
– Wygląda na to, że obaj chcemy zatrzymać cię tu na dłużej. Co dzisiaj jadłaś?
Zacisnęła usta.
– To jakiś quiz?
– A zatem nic, o czym warto mówić – stwierdził.
– Akurat nie jedzenie mi teraz w głowie. Wracam z prosektorium. Zetknięcie z betonem po locie z siedemdziesiątego piętra robi z ciałem i kośćmi mało ciekawe rzeczy.
– Pewnie nie za dużo zostało, żeby porównać jej mózg z pozostałymi.
Mimo że wspomnienie było dość makabryczne, uśmiechnęła się promiennie, usiadła i głośno go pocałowała.
– Jesteś domyślny, Roarke. To jedna z rzeczy, które lubię w tobie najbardziej.
– Myślałem, że chodzi ci tylko o moje ciało.
– Też jest wysoko na mojej liście – odparła, kiedy wstał i podszedł do oddalonego autokucharza. – Rzeczywiście, nie zostało z niej za dużo, ale musi być coś wspólnego z pozostałymi samobójstwami. Sam to widzisz, prawda?
Zaczekał, aż w podajniku pojawi się napój proteinowy, który zamówił.
– Cerise była inteligentną, rozsądną i zagonioną kobietą. Często bywała samolubna i próżna, potrafiła nieźle zaleźć za skórę. – Wrócił do łóżka, wyciągnął do niej szklankę. – Nie była typem kobiety, która by skoczyła z dachu własnego budynku i pozwoliła, by konkurencja pokazała to wydarzenie wcześniej od niej.
– Dodam to do moich danych na jej temat. – Podejrzliwie spojrzała na pienistą, zielonkawą ciecz w szklance. – Co to jest?
– Odżywka. Wypij. – Przytknął szklankę do jej ust. – Do dna.
Ostrożnie upiła maleńki łyczek, stwierdziła, że napój wcale nie jest tak bardzo ohydny, po czym wypiła wszystko.
Proszę bardzo. Lepiej się czujesz?
– Tak. Whitney pozwolił ci na dalsze śledztwo?
– Dał mi tydzień. Poza tym wie, że używałam twojego sprzętu. Ale udaje, że nie wie. – Odstawiła szklankę i chciała wyciągnąć się z powrotem, kiedy nagle coś sobie przypomniała. – Mieliśmy oglądać video, jeść popcorn i przytulać się na kanapie.
– Nie przyszłaś na randkę. – Pociągnął ją lekko za włosy. – Będę się musiał z tobą rozwieść.
– Boże, ależ jesteś surowy. – Nagle nerwowym ruchem potarła dłonie. – Póki jesteś w dobrym nastroju, lepiej od razu powiem ci prawdę.
– Czyżbyś poszła przytulać się z kimś innym?
– Niezupełnie.
– Słucham?
– Chcesz drinka? Mamy tu chyba jakieś wino, prawda? – Uniosła się, by wstać z lóżka, ale wcale się nie zdziwiła, czując jego rękę zaciśniętą na swoim ramieniu.
– Wyjaśnij mi to.
– Właśnie mam zamiar. Myślę tylko, że lepiej to przełkniesz, popijając to winem. W porządku? – Spróbowała się uśmiechnąć, ale nie wyszło to za dobrze, kiedy napotkała jego nieruchome, stalowe spojrzenie. Roarke rozluźnił uchwyt na tyle, że mogła się wymknąć i pobiec do sypialnianej lodówki. Nalała wina bez pośpiechu i zaczęła mówić w pewnej odległości od niego.
Razem z Peabody oglądałyśmy biuro Deyane i przylegające pokoje. Ma pokój do relaksu.
– Wiedziałem o tym.
– A, rzeczywiście. – Napiła się wina, żeby się wzmocnić przed zasadniczym wyznaniem. – W każdym razie na poręczy rozkładanego fotela zauważyłam gogle do programów wirtualnych. Mathias korzystał z jednego programu tuż przed śmiercią, Fitzhugh też lubił wirtualne wycieczki. To słaby ślad, ale lepsze to niż żaden związek.
– Ponad dziewięćdziesiąt procent ludzi w tym kraju ma w domu stacje wirtualne – zauważył Roarke, nie spuszczając jej z oczu.
– Zgadza się ale trzeba od czegoś zacząć. Chodzi przecież o znamię w mózgu, a programy wirtualne działają na mózg i zmysły. Pomyślałam sobie, że jeśli gogle miały jakiś defekt, spowodowany przypadkowo czy świadomie, mogło to popchnąć ofiarę do samobójstwa.
Powoli skinął głową.
– W porządku, na razie nadążam.
– Postanowiłam je więc wypróbować.
– Zaczekaj. – Powstrzymał ją gestem. – podejrzewasz, że gogle przyczyniły się do jej śmierci i jak gdyby nigdy nic wsadzasz je na głowę? Odbiło ci?
– Peabody czuwała obok i miała rozkaz mnie ogłuszyć, jeśli będzie trzeba.
– Aha. – Oburzony machnął ręką. – Świetnie. Bardzo rozsądnie. Zanim skoczysz z dachu, Peabody zdąży cię obezwładnić.
– Właśnie. – Usiadła przy nim i podała mu kieliszek. – Sprawdziłam czas ostatniego odtwarzania. Deyane korzystała ze stacji na chwilę przed tym, nim wyszła na dach. Byłam pewna, że coś znajdę w programie, który oglądała. – Przerwała, by drapać się po karku.
Wiesz, spodziewałam się, że to będzie jakiś typowy program relaksacyjny: jakieś medytacje, rejs po morzu albo wiejska łąka.
– Rozumiem, że był inny.
– Inny. To była, hm, fantazja. Wiesz, fantazja erotyczna.
Zaintrygowany podwinął nogi i przekrzywił głowę. Jego niebieskie oczy nadal wyrażały obojętność.
– Doprawdy? – Wypił łyk wina i odstawił kieliszek. – I kto brał w niej udział?
– Faceci.
– W liczbie mnogiej?
– Tylko dwaj. – Ze złością poczuła, jak do gardła podchodzi jej fala gorąca. – To było oficjalne śledztwo.
– Byłaś naga?
– Jezu, Roarke.
– To chyba uzasadnione pytanie.
– Zaczekaj chwileczkę, co? To był zwykły wirtualny program, a ja musiałam go sprawdzić i to wcale nie moja wina, że nagle ci faceci znaleźli się na mnie… i przerwałam go zanim… no prawie zanim.
Zająknęła się, przytłoczona poczuciem winy i wstrząśnięta zobaczyła, że Roarke szczerzy do niej zęby w uśmiechu.
– Uważasz, że to zabawne? – Walnęła go pięścią w ramię. – Cały dzień czuję się jak szmata, a ty uważasz, że to zabawne.
– Zanim co? – zapytał, wyjmując jej z dłoni kieliszek, nim zdążyła wylać mu na głowę jego zawartość. Postawił go obok swojego. – Przerwałaś program, zanim prawie co?
Jej oczy zamieniły się w dwie wąskie szparki.
– Byli wspaniali. Kupię sobie kopię tego programu. Nie będę cię już potrzebować, bo będę miała dwóch niewolników do miłości.
– Chcesz się założyć? – Pchnął ją na łóżko i zadarł jej koszulę na głowę.
– Przestań. Nie chcę cię. Tylko moi niewolnicy umieją mnie zaspokoić. – Odepchnęła go i prawie udało jej się go unieruchomić, gdy nagle poczuła jego usta na piersi. Jego dłoń ześliznęła się niżej, dotykając jej przez cienki materiał między udami.
Przeniknął ją żar jak błyskawica.
– Niech cię szlag – powiedziała zdyszanym głosem. – Tylko udaję, że mi się to podoba.
– W porządku.
Zsunął jej spodnie z bioder, po czym musnął ją palcami. Była już wilgotna, chętna. Jego zęby zacisnęły się na jej sutku i lekko pociągnęły, podczas gdy dłoń wykonywała coraz szybsze ruchy.