Tym razem nie było to łagodne odprężenie. Orgazm przyszedł jak krótka gwałtowna fala, która zalała ją i zatopiła, po czym poniosła ją bezwolną na kolejny szczyt.
Z jękiem wymówiła jego imię. Zawsze jego imię. Lecz gdy wyciągnęła do niego ręce, chwycił je i uniósł nad jej głowę.
– Nie. – Jego oddech był ciężki i urywany. – Puść. Pozwól mi.
Wszedł w nią powoli, cal za calem, patrząc, jak jej oczy ciemnieją i zachodzą mgłą. Powstrzymując przemożną chęć, by odpowiedzieć na jej konwulsyjne ruchy, pozwolił jej osiągnąć kolejny zenit.
I gdy bezsilnie leżała bez tchu, przeszedł do łagodnych, długich suwów.
– Jeszcze – wyszeptał, chłonąc jej jękliwe skargi, więżąc jej ręce, usta, nogi. – I jeszcze.
Jej ciało było przeciążone, pulsujące szalonym rytmem, osaczone. Przejmująca rozkosz była bliska bólu. Roarke wciąż poruszał się w niej powoli, leniwie.
– Nie mogę – wykrztusiła. Głowa opadała jej bezwładnie, na przekór wyginającym się w łuk biodrom. – Już dość.
– Daj się ponieść, Eye. – Czuła na skórze jego paznokcie.
– Jeszcze raz.
Nie skończył, zanim nie był pewien, że ona skończyła.
Kiedy oparła się na łokciach, ciągle jeszcze kręciło się jej w głowie. Ze zdumieniem stwierdziła, że są wciąż na wpół ubrani i leżą na nie zaścielonym łóżku. Siedzący w rogu łóżka Galahad przyglądał się jej z kocim obrzydzeniem. A może to była zazdrość.
Roarke leżał na plecach z zamkniętymi oczami i miał na twarzy zadowolony uśmiech.
– To chyba trochę nadwerężyło twój testosteron.
Jego uśmiech stał się szerszy. Dźgnęła go palcem między żebra.
– Jeśli to miała być kara, to spudłowałeś.
Otworzył oczy i spojrzał na nią rozbawiony.
– Kochana Eye, naprawdę myślałaś, że uznam twoją niewinną przygodę za jakieś wirtualne cudzołóstwo?
Naburmuszyła się trochę. Choć rzeczywiście mogło się to wydawać śmieszne, to jednak była zirytowana, że ani trochę nie jest zazdrosny.
– Może.
Z ciężkim westchnieniem usiadł i położył jej dłonie na ramionach.
Możesz sobie fantazjować, zawodowo i prywatnie. Nie jesteś moją własnością.
– Nie jest ci z tego powodu przykro?
– Ani trochę. – Pocałował ją na zgodę, po czym chwycił ją mocno za podbródek. – Ale spróbuj zrobić to naprawdę choćby jeden raz, a będę cię musiał zabić.
Jej źrenice rozszerzyły się i poczuła niedorzecznie radosny skurcz w sercu.
– Uczciwie powiedziane.
– Stwierdzenie faktu – odparł po prostu. – Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, powinnaś trochę się przespać.
– Nie jestem już zmęczona. – Wciągnęła z powrotem spodnie, a Roarke znów westchnął.
– Przypuszczam, że masz teraz zamiar pracować.
– Gdybym mogła skorzystać z twojego komputera, tylko przez kilka godzin, zaoszczędziłabym sobie jutro bieganiny.
Zrezygnowany wciągnął spodnie.
– No to chodźmy.
– Dzięki. – Przyjaznym gestem ujęła go za rękę i poszli do windy.
– Roarke, tak naprawdę byś mnie nie zabił?
– Ależ zabiłbym. – Z uśmiechem dał jej kuksańca i popchnął do kabiny. – Lecz biorąc pod uwagę nasze stosunki, postarałbym się zadać ci śmierć jak najszybciej, żeby ci sprawić jak najmniej bólu.
Spojrzała na niego.
– I tak by wyszło na to samo.
– Naturalnie. Wschodnie skrzydło, poziom trzeci – wydal polecenie i przyjaźnie ścisnął jej rękę. – Ale na pewno nie zrobiłbym tego inaczej.
13
Przez kilka następnych dni Eve próbowała iść różnymi tropami, lecz za każdym razem okazywało się, że trafia w ślepy zaułek. Kiedy potrzebowała zmiany tempa i chciała, by jej umysł trochę odpoczął, zaprzęgała do roboty Peabody. Męczyła Feeneya, by wykorzystywał każdą wolną chwilę i szukał dla niej jakiejś informacji. Czegokolwiek.
Zgrzytała zębami, gdy na jej biurku lądowały inne sprawy i zostawała po godzinach.
Kiedy chłopcy z laboratorium ociągali się z wynikami, wsiadła na nich i zaczęła ich gnębić bez litości. Doszło nawet do tego, że zaczynali się wykręcać, ledwie zobaczyli ją na ekranie videokomu. Eye postanowiła działać, więc zaciągnęła Peabody do laboratorium, by spróbować osobistej perswazji.
– Przestań mi wciskać TSSG o nawale roboty, Dickie.
Dickie Berenski wyglądał na cierpiącego. Jako główny technik w laboratorium mógł wydelegować z pół tuzina laborantów, by uniknąć osobistej konfrontacji z wściekłym detektywem. Ale wszyscy w tej trudnej chwili zdezerterowali.
Polecą głowy, pomyślał i westchnął.
– Co rozumiesz przez TSSG?
– To samo stare gówno, Dickie. Z tobą mam zawsze TSSG.
Spojrzał na nią spode łba, ale postanowił adoptować ten skrót na własne potrzeby.
– Słuchaj, Dallas. Podałem ci jak na tacy wszystkie analizy, prawda? W ramach koleżeńskiej przysługi osobiście je opracowałem.
– W ramach przysługi, niech cię szlag. Przekupiłam cię biletami do loży na finały w Arenie.
Zrobił niewinną minę.
– Myślałem, że to był prezent.
– Nie będzie więcej łapówek. – Dźgnęła go palcem w cherlawą pierś- Co z tymi goglami? Dlaczego jeszcze nie mam raportu?
– Bo nie znalazłem nic, o czym bym miał pisać w raporcie. Program jest niczego sobie, Dallas. – Znacząco poruszył brwiami. Ale jest czysty. Żadnych usterek. To samo z maszyną – czysta i bez zarzutu. Powiem ci nawet, – dodał, zniżając głos – sami powinniśmy taki dobry sprzęt. Kazałem Sheili rozłożyć maszynę na części i złożyć z powrotem. Cholernie zawodowy sprzęt, najlepszy w swojej klasie – nawet lepszy od swojej klasy. Technologia ponadklasowa. Ale to nic dziwnego. Produkt od Roarke”a.
– Od… – głos uwiązł jej w gardle na tę zaskakującą nowinę, lecz starała się nie pokazać po sobie zdumienia i niepokoju. – Z którego zakładu?
– Do diabła, Sheila ma wszystkie informacje. Z któregoś poza planetą. Tego jestem pewien. Tańsza siła robocza. A to maleństwo pochodzi ze świeżutkiego transportu. Na rynku jest nie dłużej niż miesiąc.
Poczuła silniejszy ucisk w żołądku.
– Ale nie ma żadnych usterek?
– Nie. To prawdziwe cudo. Sam już złożyłem zamówienie.-Popatrzył na nią wymownie. – Mam nadzieję, że dzięki tobie dostanę go po kosztach własnych.
– Jeśli zrobisz mi bardzo szczegółowy raport i oddasz sprzęt, to o tym pomyślę.
– Sheila już skończyła pracę – jęknął, krzywiąc się płaczliwie, co miało znaczyć, że mu bardzo przykro. – Będziesz miała skończony raport na biurku jutro przed południem.
– Zrobisz to teraz, Dickie. – Dobry glina znał słabości swojej ofiary. – A ja postaram się, żebyś dostał w prezencie takie cacko.
– No, w takim razie… zaczekajcie. – Już wesoły pobiegł do swojego komputera wciśniętego we wnękę laboratorium, którego układ przypominał gigantyczny ul.
– Dallas, jedna taka maszyna kosztuje pewnie ze dwa tysiące.
Peabody patrzyła z niesmakiem za oddalającym się Dickiem. – Przesadziłaś z tą łapówką.
– Chcę, żeby mi dał ten raport. – Eye wyobrażała sobie, że Roarke trzyma gdzieś skrzynkę takich stacji, które rozdaje w celach promocyjnych. Jako prezenty, pomyślała, czując kłucie w żołądku, dla polityków, pracowników, wpływowych obywateli. – Straciłam trzy dni. I nic. Nie będę mogła przekonać Whitneya, żeby dał mi jeszcze trochę czasu.