Zbliżył się do niej z grubym opatrunkiem nasączonym czymś różowym.
– To najlepsze, co możemy w tej chwili zrobić. Przestań się kręcić. – Położył opatrunek na jej kolanie, przytrzymując go ręką, głuchy na jej protesty.
– To śmierdzi. Jezu. – Wolną ręką Roarke chwycił ją za brodę i uważnie popatrzył w jej czarną twarz. – Powtarzam się, ale mówię ci, że wyglądasz potwornie. Przytrzymaj to. – Lekko ścisnął jej podbródek. – Mówię poważnie.
– Dobrze już, dobrze. – Rozdrażniona przytrzymała opatrunek ręką, a Roarke podszedł do szafki. Szczypanie powoli ustawało. Nie chciała przyznać, że rwący ból w kolanie rzeczywiście stał się mniej dokuczliwy. – Co jest w tym opatrunku?
– Różne takie. To powinno zmniejszyć opuchliznę i znieczulić to miejsce na kilka godzin. – Wrócił ze szklanką jakiegoś płynu.
– Wypij to.
– Nic z tego. Żadnych leków.
Bardzo spokojnie położył jej dloń na ramieniu.
– Eye, jeżeli nie boli cię w tej chwili, to tylko wpływ adrenaliny. Ale zacznie i to jak diabli. Wiem, jak to jest, kiedy człowiek jest cały posiniaczony. Wypij.
– Nic mi nie będzie. Nie chcę… – Straciła dech, ponieważ ścisnął jej nos i wlał jej zawartość szklanki prosto do gardła.
– Gnojek – wykrztusiła, okładając go pięścią.
– Grzeczna dziewczynka. A teraz marsz pod prysznic. – Ustawił jej kojąco letnią temperaturę wody.
– Pożałujesz tego. Nie wiem jeszcze jak i kiedy, ale się zemszczę. – Utykając, weszła do kabiny, wciąż mrucząc pod nosem. – Sukinsyn. Będzie mi lał jakieś świństwa do gardła. Traktuje mnie jak ostatniego głupka. – Bezwiednie jęknęła z ulgą, czując na potłuczonym ciele strumień ciepłej wody.
Obserwował ją z uśmiechem, gdy oparła się o szklaną ścianę, nadstawiając twarz pod płynące strugi wody.
– Powinnaś włożyć coś luźnego i długiego. Może przymierzysz tę niebieską suknię do kostek od Leonarda?
– Idź cło diabła. Sama potrafię się ubrać. Może przestaniesz się na mnie gapić i pójdziesz popędzić swoich służących, co?
– Kochanie, to są teraz nasi służący
Zdusiła chichot i stuknęła dłonią w panel sterowania prysznica, uruchamiając schowany tam aparat.
– Centrum Zdrowia Brightmore – powiedziała do mikrofonu.
– Z recepcją na piątym piętrze. – Czekając na połączenie, jedną ręką rozprowadziła na włosach szampon. – Mówi porucznik Eye Dallas. Jest u was moja asystentka, posterunkowa Delia Peabody. Podajcie mi jej stan. – Przez pięć sekund słuchała standardowego komunikatu, po czym przerwała pielęgniarce. – To się dowiedzcie i to już. Chcę szczegółowo znać jej stan zdrowia i wierzcie mi, lepiej dla was będzie, jeśli nie zgłoszę się po to sama.
Tak minęła godzina; musiała przyznać, że była to względnie bezbolesna godzina. Czymkolwiek Roarke ją napoił, nie czuła się jak zwykle po lekach senna i bezradna, czego tak nie znosiła. Wręcz przeciwnie – była rześka, tylko lekko kręciło się jej w głowie.
Musiała też przyznać, przynajmniej przed sobą, że miał rację co do tej sukienki. Lekki materiał przyjemnie otulił jej skórę, a wszystkie siniaki zniknęły pod wysokim kołnierzem, zwężanymi rękawami i długim, sięgającym kostek dołem. Do sukni dodała brylant, który od niego dostała, jako symbol przeprosin za to, że na niego nawrzeszczała – choć prawdę mówiąc sam sobie na to zasłużył.
Z mniejszym zniecierpliwieniem niż zwykle zajęła się swoją twarzą i włosami. Oglądając się potem w trzyczęściowym lustrze stwierdziła, że rezultaty są wcale niezłe. Uważała, że udało jej się osiągnąć wygląd, który można nazwać eleganckim.
Gdy wyszła na taras na dachu, gdzie miał się odbyć występ Mavis, uśmiech Roarke”a potwierdził jej przypuszczenia.
– Otóż i jest – powiedział cicho, podchodząc do niej, biorąc jej dłonie i podnosząc je do ust.
– Zdaje się, że z tobą nie rozmawiam.
– Dobrze. – Pochylił się i uważając na jej obrażenia, pocałował ją.
– Lepiej się czujesz?
– Może. – Westchnęła, lecz nie wyrwała rąk z jego uścisku.
– Chyba będę musiała cię tolerować za to, co robisz dla Mavis.
– Oboje to dla niej robimy.
– Ja jeszcze nic nie zrobiłam.
– Wyszłaś za mnie – zauważył. – Co z Peabody? Słyszałem, że pod prysznicem rozmawiałaś z Centrum Zdrowia.
– Lekki wstrząs, stłuczenia i guzy. Była też w niewielkim szoku, ale jej stan już się ustabilizował. To ona złapała bombę. – Eye przypomniała sobie tę chwilę i odrobinę pobladła. – Ładunek odpalił jej prawie w rękach. – Zamknęła oczy, potrząsając głową. – Ale mnie przestraszyła. Myślałam, że będę musiała zbierać ją z podłogi kawałek po kawałku.
Jest dzielna i sprytna.
– Uczy się w końcu u najlepszego gliniarza. – Eye otworzyła oczy i zmierzyła go zimnym spojrzeniem.
– Wazeliniarstwem nie zmusisz mnie, żebym ci wybaczyła nafaszerowanie mnie jakąś chemią.
– No to znajdę coś innego, co cię zmusi.
Zdumiała go jej reakcja, bowiem Eve nagle objęła dłońmi jego twarz.
– Jeszcze o tym porozmawiamy, mój ty znawco.
– Kiedy tylko sobie życzysz, poruczniku.
Jednak nie uśmiechnęła się. Jej spojrzenie stało się bardziej przenikliwe.
– Jest jeszcze coś, o czym musimy porozmawiać. Poważnie.
– Widzę. – Rozejrzał się z niepokojem po tarasie, spojrzał na krzątających się ludzi z obsługi i kelnerów, którzy ustawili się rzędem po ostatnie instrukcje. – Możemy powierzyć resztę Summersetowi. Chodźmy do biblioteki.
– Wiem, że to nie w porę, ale nic na to nie poradzę. – Wzięła go instynktownie za rękę i skierowali się do korytarza prowadzącego do biblioteki.
Gdy znaleźli się w środku, Roarke zamknął drzwi, polecił zapalić światło i nalał im coś do picia. Eye dostała wodę mineralną.
– Będziesz się musiała obejść przez parę godzin bez alkoholu- powiedział. – Ten specyfik przeciwbólowy nie tworzy zbyt miłej mieszanki z trunkami.
– Chyba mogę się powstrzymać.
– Słucham cię.
– Dobrze. – Odstawiła na bok szklankę, nie umoczywszy nawet ust i przejechała dłońmi po włosach. – Wprowadziłeś na rynek nową stację wirtualną.
– Zgadza się. – Przysiadł na poręczy skórzanej kanapy i zapalił papierosa. – Jakiś miesiąc, sześć tygodni temu, zależy gdzie. Ulepszyliśmy sporo programów i opcji.
– Włącznie z działaniem na podświadomość.
W zamyśleniu wydmuchał dym. Nietrudno było odgadnąć, co czuje, zwłaszcza gdy dobrze się ją znało. Gryzła się czymś i była spięta, a tego stanu nie mógł zmienić nawet lek, który jej podał.
– Oczywiście. Niektóre pakiety w opcji zawierały komunikaty podprogowe. To bardzo popularne. – Wciąż na nią patrząc, skinął głową. – Przypuszczam, że Cerise miała jedną z tych nowych stacji i korzystała z niej przed skokiem.
– Tak. Laboratorium nie może jeszcze zidentyfikować tej sugestii podprogowej. Być może okaże się, że nic tam nie ma, jednak…
– Nie sądzisz – dokończył.
– Coś ją do tego pchnęło, wyzwoliło. Coś musiało ich wszystkich do tego popchnąć. Staram się o przejęcie wszystkich stacji, które miały pozostałe ofiary. Jeżeli się okaże, że wszyscy mieli te nowe modele… twoja firma znajdzie się w centrum uwagi śledztwa. Ty też.
– I to ja miałbym zachęcać ludzi do samobójstwa?