– O Boże, wyglądasz strasznie.
Ostrożnie odstawił kieliszek.
Nigdy już nie zrobię ci krzywdy.
– Roarke. – Odsunęła od siebie nagłą chęć, by do niego podejść i wziąć go w ramiona. Uznała, że nie jest to najlepszy moment.
– Zaczekaj z tym.
– Wiem, co mówię. – Zaciągnął się i powoli wypuścił dym.
– Nigdy więcej.
– Poruczniku. – Na progu stanęła Peabody. – Przyjechał ambulans. Proszę o pozwolenie towarzyszenia podejrzanemu do centrum.
– Nie, ja pojadę.
Peabody popatrzyła na Roarke”a, który oderwał oczy od Eye. Oczy, które, jak zauważyła, spoglądały dość groźnie.
– Przepraszam, ale mam wrażenie, że tu jesteś bardziej potrzebna. Sama się wszystkim zajmę. Jest tu wciąż wielu gości, w tym wielu dziennikarzy. Jestem pewna, że lepiej będzie nie nagłaśniać tej sprawy aż do wyjaśnienia.
– W porządku. Skontaktuję się z centralą i ustalę szczegóły. Przygotuj się na drugą część przesłuchania, jutro o dziewiątej.
– Nie mogę się doczekać. – Peabody spojrzała przez ramię na Jessa i uniosła brew. – Musiał się mocno uderzyć w głowę. Ciągłe jest oszołomiony i zlany zimnym potem. – Uśmiechnęła się do Roarke”a. – Wiem, jak to jest.
Roarke zaśmiał się, czując, jak opada z niego napięcie.
– Nie, Peabody. Mam wrażenie, że w tym przypadku nie wiesz.
Wstał zza biurka, podszedł do niej i ujmując jej kwadratową twarz w dłonie, pocałował ją.
– Jesteś piękna – powiedział półgłosem i odwrócił się do Eye.
– Wrócę do gości, Nie musisz się spieszyć.
Kiedy wyszedł, Peabody musnęła palcami usta. Poczuła przenikającą ją radość, od czubka głowy po palce stóp, a nawet po okute czuby butów.
– O kurczę, jestem piękna, Dallas.
– Jestem twoim dłużnikiem.
– Chyba już zwrócono mi dług. – Odeszła w stronę drzwi. – Idą medycy. Weźmy stąd naszego chłopca. Powiedz Mayis, że była absolutnie wspaniała.
– Mayis. – Eye zakryła oczy. Jak ona to powie Mayis?
– Na twoim miejscu pozwoliłabym jej cieszyć się dzisiejszym wieczorem. Możesz jej to powiedzieć później. Nic jej nie będzie. Tutaj – zawołała, wskazując sanitariuszom pokój. – Mamy tu chyba przypadek lekkiego wstrząsu.
16
Zdobycie nakazu rewizji i konfiskaty o drugiej nad ranem było nie lada sztuką. Eye nie miała wszystkich danych potrzebnych do bezpośredniego dostępu do automatycznego zezwolenia, więc musiała wystarać się o nie u sędziego. Sędziowie zwykle zrzędzili, kiedy dzwoniło się do nich w środku nocy. Próba wytłumaczenia, że potrzebuje zezwolenia na rewizję i badanie konsolety, która znajduje się obecnie w jej domu, wiązała się z dodatkową niepewnością.
Dlatego też Eye cierpliwie wysłuchiwała wykładu, wygłaszanego dobitnym tonem przez poirytowanego sędziego.
– Rozumiem, panie sędzio. Ale ta sprawa nie może czekać do przyzwoitej godziny rano. Mam uzasadnione podejrzenie, że ta konsoleta ma związek ze śmiercią czworga ludzi. Człowiek, który ją zaprojektował i ją obsługuje, jest zatrzymany, ale nie mogę mieć nadziei na współpracę z jego strony.
– Mówi pani, że muzyka zabija, poruczniku? – parsknął pogardliwie sędzia. – Nic dziwnego. To gówno, które dzisiaj produkują. zwaliłoby z nóg słonia. Za moich czasów mieliśmy prawdziwą muzykę. Springsteen, Live, Cult Killers. To była muzyka.
– Tak jest. – Wzniosła oczy do sufitu. Akurat musiała trafić na miłośnika muzycznej klasyki. – Naprawdę potrzebny mi ten nakaz, panie sędzio. Mam na miejscu kapitana Feeneya, który może zaraz przystąpić do wstępnej analizy. Obsługujący konsoletę przyznał w rejestrowanym przesłuchaniu, że wykorzystywał ją do nielegalnych celów. Muszę mieć więcej, żeby znaleźć nitki prowadzące do wszystkich spraw.
– Jeśli chce pani znać moje zdanie, to wszystkie te konsolety powinny być zakazane i spalone. To straszliwe gówno, poruczniku.
– Nie, jeśli dowody potwierdzą moje przypuszczenia, że konsoleta i jej użytkownik mają związek ze śmiercią senatora Pearly”ego i kilku innych osób.
Po drugiej stronie zapadła cisza, po czym Eye usłyszała przeciągłe sapnięcie.
– To zmienia postać rzeczy.
– Tak jest. Muszę mieć nakaz, żeby znaleźć brakujące ogniwo w tych sprawach.
– Prześlę pani nakaz, ale lepiej, żeby paru coś znalazła, poruczniku. Coś nie do podważenia.
– Dziękuję. Przepraszam, że pana… – usłyszała głośny stuk przerwanego połączenia, lecz mimo to dokończyła – obudziłam.
– Wyjęła nadajnik i wywołała Feeneya.
– Hej, Dallas. – Na ekranie mignęła jego zadowolona, wyszczerzona w uśmiechu twarz. – Gdzie się podziewasz? Impreza właśnie się kończy. Przegapiłaś duet Mayis z hologramem Rolling Stonesów. Sama wiesz, co czuję do Jaggera.
– Tak, jest dla ciebie jak ojciec. Chciałabym, żebyś został, Feeney. Mam dla ciebie robotę.
– Robotę? Jest druga nad ranem, a moja żona, no wiesz – mrugnął znacząco. – Wyraża zainteresowanie.
– Przykro mi, ale musisz poskromić gruczoły. Roarke dopilnuje, żeby twoja żona została bezpiecznie odstawiona do domu. Zobaczymy się za dziesięć minut. Weź dawkę otrzeźwiacza jeżeli musisz. To może być długa noc.
– Otrzeźwiacza? – Jego twarz przybrała swój zwykły, posępny wyraz. – Cały wieczór starałem się jak mogłem, żeby się upić. Powiesz mi, O co chodzi?
– Za dziesięć minut – powtórzyła i wyłączyła się.
Nie spiesząc się zdjęła sukienkę i odkryła siniaki, o których zdążyła już zapomnieć, a które nagle odezwały się pulsującym bólem. Tam, gdzie mogła sięgnąć, pokryła je kremem znieczulającym po czym, krzywiąc się z bólu, nałożyła koszulę i spodnie.
Mimo to dotrzymała słowa i pojawiła się na tarasie dokładnie dziesięć minut po rozmowie z Feeneyem.
Zauważyła, że Roarke dwoi się i troi, by usunąć stamtąd ociągających się gości. Jeśli nawet zostali jacyś maruderzy, zaprowadził ich gdzie indziej, zostawiając jej pusty taras.
Feeney siedział samotnie przy ogołoconym bufecie, z ponurą miną żując kawałek pasztetu.
– Umiesz wytrącić mnie z nastroju do zabawy, Dallas. Żona była pod takim wrażeniem, kiedy do domu miała ją odwieźć limuzyna, że zupełnie zapomniała mnie ochrzanić. Mayis wszędzie cię szukała. Chyba poczuła się trochę dotknięta, że nie przyszłaś jej pogratulować.
– Postaram się jej to wynagrodzić. – Odezwał się jej przenośny videokom, sygnalizując odbieranie wiadomości. Rzuciła okiem na wyświetlony komunikat i włączyła wydruk. – Mamy nakaz.
– Nakaz? – Sięgnął po truflę i wrzucił ją sobie do ust. – Nakaz czego?
Eye obróciła się, wskazując konsoletę.
– Tego. Jesteś gotowy zrobić użytek ze swoich magicznych zdolności?
Feeney przełknął truflę, spojrzał w stronę konsolety. W oczach zapaliły mu się namiętne ogniki.
– Chcesz, żebym się tym pobawił? 0, cholera.
Wstał i w kilku skokach znalazł się przy konsolecie, gładząc ją pełnymi czci ruchami. Usłyszała, jak mamrocze coś o TX-42, superszybkich wyzwalaczach dźwięków i możliwościach scalania lustrzanego.
– Nakaz pozwała mi złamać jego kod na blokadzie?
– Pozwała. Feeney, to naprawdę poważne.
– Nie musisz mi mówić. – Uniósł ręce, pocierając opuszki palców, jak dawni kasiarze przed akcją. Pomysłowo zaprojektowane, ma najnowocześniejsze bebechy w swojej klasie. To jest…