Nie musnęliśmy nawet powierzchni tego, co można zrobić, żeby kogoś ukarać albo sprawić mu przyjemność. To właśnie chciałem zrobić tłumaczył. – Dotknąć powierzchni i sięgnąć w głąb. Sny, Dallas. Potrzeby, lęki, fantazje. Całe życie. Dzięki muzyce mogłem czuć… wszystko: głód, namiętność, cierpienie, radość. Gdyby można było sięgnąć do środka, wykorzystać wszystkie zdolności umysłu do poszukiwań i poznania, o ile bardziej intensywnie można by wszystko odczuwać.
– A więc zacząłeś nad tym pracować – zachęciła go. – Poświęciłeś się temu celowi.
– Trzy lata. Właściwie więcej, ale na projekt, eksperymenty, doskonalenie, pełne trzy. Wkładałem w to każdy grosz. A teraz nie zostało mi prawie mc. Dlatego potrzebowałem wsparcia. I ciebie.
– Więc Mavis miała być łącznikiem między tobą a mną, a ja miałam zaprowadzić cię do Roarke”a.
– Posłuchaj. – Przetarł rękami twarz. – Lubię Mavis, bo ma w sobie tę iskrę. Wykorzystałbym ją, gdyby była bezwolna jak android, ale nie jest. Nie zrobiłem jej żadnej krzywdy. Jeżeli już, to naładowałem ją nową energią. Kiedy się poznaliśmy, była w cholernym dołku. Świetnie to maskowała, ale po tym, co się stało, zupełnie straciła wiarę w siebie. Dałem bodziec jej pewności siebie.
– Jak?
Zawahał się, ale uznał, że unik nic mu nie da.
– Dobra. Skierowałem jej podświadomość we właściwą stronę. Powinna mi być wdzięczna – upierał się. – Poza tym pracowałem nad nią, dałem jej dobry materiał i oszlifowałem ją, ale zostawiłem jej pazur. Sama ją słyszałaś. Jest lepsza niż kiedykolwiek.
– Eksperymentowałeś na niej – powiedziała Eye. To było już wystarczającym obciążeniem. – Bez jej wiedzy i zgody.
Przecież nie była żadnym doświadczalnym androidem. Chryste, udoskonaliłem cały system. – Wycelował palec w Feeneya. – Wiesz, że jest świetny.
– To prawda, jest cudowny – zgodził się Feeney. – Ale to nie znaczy, że jest legalny.
– Inżynieria genetyczna też była nielegalna, podobnie wszystkie operacje in vitro, prostytucja. I dokąd to nas zaprowadziło? Przeszliśmy długą drogę, jednak ciągle żyjemy w wieku ciemnoty. To jest prawdziwe dobrodziejstwo, to sposób, żeby popchnąć umysły w stronę snów i ucieleśnić sny.
– Nie wszyscy z nas życzyliby sobie, żeby ich sny się zmaterializowały. Kto ci dał prawo do decydowania w imieniu innych?
– W porządku. – Uniósł rękę. – Być może kilka razy wykazałem za dużo entuzjazmu. Udało mi się dobrać do ciebie. Jednak poszerzyłem po prostu to, co już było. Tamtego wieczoru w studiu wzmocniłem tylko pożądanie. Stała ci się jakaś krzywda? Innym razem popchnąłem lekko twoją pamięć, poruszyłem kilka blokad. Chciałem udowodnić, co można z tym zrobić, po to, żeby we właściwym czasie, móc przedstawić tobie i Roarke”owi propozycję współpracy. A ostatniego wieczoru…
Urwał, zorientowawszy się, że tu się przeliczył.
– W porządku, ostatniego wieczoru posunąłem się za daleko. Poniosło mnie – po takiej długiej przerwie występ przed prawdziwą publicznością jest jak narkotyk. Może rzeczywiście trochę przesadziłem. To był mój błąd. – Znów spróbował się uśmiechnąć. – Słuchaj, próbowałem tego na sobie, mnóstwo razy. Nie dzieje się nic złego, nie zostają żadne trwałe zmiany. Po prostu chwilowe wzmocnienie
– A ty wybierasz nastrój?
– To część procesu. W standardowym sprzęcie nie ma takiej kontroli, nie ma nawet cienia podobnych możliwości. Przy pomocy tego, co mi się udało zbudować, można włączać i wyłączać emocje, jak światło w pokoju. Żądza albo zaspokojenie, euforia, melancholia, przypływ energii, odprężenie. Wystarczy zapragnąć i już to masz.
– Pragnienie śmierci?
– Nie. – Szybko potrząsnął głową. – W to się nie bawię.
– Ale wszystko to dla ciebie zabawa, tak? Wciskasz guziczki, a ludzie tańczą jak im zagrasz. Elektroniczny Bóg.
– Zapominasz o jednym. – Nie poddawał się. – Wiesz, ile ludzie by zapłacili za podobne możliwości? Można czuć, co sobie tylko życzysz.
Eye otworzyła teczkę, którą przyniósł Feeney. Wysypała z niej fotografie.
– Co oni czuli, Jess? – Popchnęła w jego stronę cztery zdjęcia prosektorium. – Coś ty im kazał czuć na koniec, że zginęli uśmiechem na ustach?
Pobladł jak śmierć, a jego oczy stały się szkliste. Z trudem je zamknął.
– Nie. 0, nie. – Zgiął się wpół i zwymiotował.
– Przesłuchiwany ma chwilową niedyspozycję – powiedziała beznamiętnie Peabody. – Mam wezwać pielęgniarza i kogoś do posprzątania, poruczniku?
– O Boże, tak – mruknęła Eye, podczas gdy Jessem wstrząsały dalsze skurcze. – Przerywamy przesłuchanie o dziesiątej piętnaście. Porucznik Eye Dallas. Wyłączyć zapis.
– Świetny mózg, słaby żołądek, – Feeney podszedł do pojemnika w rogu pokoju i nalał kubek wody. – Masz, chłopcze. Może uda ci się to przełknąć.
Oczy Jessa zaszły łzami. Drżały mu ręce, więc Feeney musiał mu pomóc zbliżyć kubek do ust, by się nie pochlapał.
– Nie możecie mnie o to oskarżyć – zdołał wykrztusić Jess. – Nie możecie.
– Zobaczymy. – Eye cofnęła się, robiąc miejsce pielęgniarzowi, który zabrał go do infirmerii. – Muszę odetchnąć świeżym powietrzem – powiedziała i wyszła.
– Zaczekaj, Dallas. – Feeney wybiegł za nią, zostawiając na głowie Peabody nadzorowanie sprzątania i zapakowanie teczki.
Musimy porozmawiać.
– Moje biuro jest bliżej. – Zaklęła cicho, ponieważ odezwało się zranione kolano. Lodowy bandaż trzeba było już dawno zmienić, a na dodatek zaczęło jej dokuczać stłoczone biodro.
– Widzę że oberwałaś wczoraj w tym napadzie na Centrum kredytowe, co? – rzekł ze współczuciem zauważywszy, że Eye utyka. – Dałaś się opatrzyć?
– Później. Nie miałam czasu. Damy tej gnidzie godzinę na poskładanie żołądka do kupy, a potem znowu weźmiemy go w obroty. Jeszcze nie wołał o adwokata, ale chyba to zrobi. Zresztą nie będzie to miało znaczenia, jeżeli połączymy schematy mózgów z ofiarami.
– Z tym właśnie jest problem. Usiądź – poradził jej, kiedy weszli do jej biura. – Pozwól odpocząć nodze.
– To kolano – od siedzenia tylko sztywnieje. Co to za problem? – spytała, idąc po kawę.
– Nic nie pasuje. – Przyglądał się jej ponuro, gdy się odwróciła.
– Ani jeden nie pasuje do żadnego schematu z dysku. Mam dużo jeszcze nie zidentyfikowanych, ale mam też dane wszystkich ofiar. Brakuje tylko wyników z sekcji Devane, za to są z jej ostatnich badań lekarskich. Dallas, to nie pasuje.
Usiadła ciężko. Nie trzeba było pytać, czy był absolutnie pewien.
Feeney był dokładny jak domowy android, szperający we wszystkich zakamarkach w poszukiwaniu kurzu.
– W porządku, może ukrył to gdzie indziej. Mamy nakaz przeszukania studia i mieszkania?
– Właśnie to robią. Jeszcze nie dostałem meldunku.
– Mógł mieć jakiś schowek, jakąś bezpieczną skrytkę. – Zamknęła oczy. – Cholera, Feeney, po co miałby je trzymać, kiedy już z nimi skończył? Prawdopodobnie je zniszczył. Jest bezczelny, ale nie głupi. Wiedział, że to by był niezbity dowód.
– Rzeczywiście, to dość prawdopodobne. Jednak mógł je też zachować na pamiątkę. Ciągle się dziwię, jakie pamiątki ludzie zachowują. Pamiętasz tego gościa, który w zeszłym roku poćwiartował własną żonę? Zostawił sobie jej oczy, pamiętasz? W wieży stereo.
– Tak, pamiętam. – Skąd się wziął ten ból głowy? – zastanawiała się, odruchowo trąc skronie, by go usunąć. – Może więc będziemy mieli szczęście. Jeżeli nie, i tak już się nam udało. Złamaliśmy go.