Выбрать главу

– O to właśnie chodzi, Dallas. – Przysiadł na brzegu jej biurka i sięgnął do kieszeni po paczkę kandyzowanych migdałów. – Coś mi tu nie gra.

– Co to znaczy – coś tu nie gra? Przecież sam się przyznał.

– W porządku, przyznał się. Ale nie do morderstwa. – Feeney żuł w zamyśleniu słodkiego orzeszka. – Nie potrafię tego rozgryźć. Facet, który zbudował taki sprzęt, musi być błyskotliwy, trochę zakręcony, pochłonięty tym, co robi. Facet, którego właśnie prześwietlamy, właśnie taki jest, ale dodałbym też, że jest dziecinny. To dla niego zabawa, na której chce trochę zarobić. Ale morderstwo…

– Po prostu zakochałeś się w tej konsolecie.

– Zgadza się – przyznał bez wstydu. – On jest słaby, Dallas. I ma słaby żołądek. Poza tym, jak by się miał wzbogacić zabijając łudzi?

Zmarszczyła brew.

– Chyba nigdy nie słyszałeś o morderstwie na zlecenie.

– Ten chłopak jest na to za miękki. – Wziął następnego migdała.

– Gdzie motyw? Wyciągnął tych ludzi z kapelusza? Poza tym jeszcze jedna ważna rzecz: żeby ruszyć ich podświadomość, musiałby się do nich zbliżyć. Nie było go w żadnym z miejsc, gdzie popełniono te samobójstwa.

– Mówił coś o możliwościach zdalnego sterowania.

– Tak, jest dość sprytne zdalne sterowanie, ale nie działa na tę funkcję. Sama więc widzisz.

Zrezygnowana, opadła na krzesło.

– Nie napawasz mnie optymizmem, Feeney.

– Po prostu radzę ci pomyśleć. Jeśli rzeczywiście ma w tym swój udział, ma też pomocników. Albo mniejszy, przenośny aparat.

– Czy to by można wmontować do gogli wirtualnych?

Ten pomysł najwidoczniej go zaintrygował, bowiem jego posępne oczy rozjarzyły się nagle.

– Nie wiem na pewno. Potrzebuję trochę czasu, żeby to wyjaśnić.

– Mam nadzieję, że masz trochę czasu. On jest wszystkim, co udało mi się zdobyć, Feeney. Jeżeli nie można mu nic udowodnić, nie przyzna się do żadnego z tych morderstw. Zapuszkowanie go na dziesięć do dwudziestu lat za to, co na niego mamy, nie wchodzi w grę. – Westchnęła. – Pójdzie na badania psychiatryczne. Pójdzie na wszystko, co tylko da mu cień szansy. Może Mira będzie mogła coś poradzić.

– Wyślij go do niej po przerwie – zaproponował Feeney. – Niech go weźmie na kilka godzin, a ty zrób sobie sama przysługę – wróć do domu i trochę się prześpij. Jeszcze tu padniesz ze zmęczenia.

– Może masz rację. Zajmę się tym, pogadam z Whitneyem. Kilka godzin snu powinno rozjaśnić mi w głowie. Czegoś mi tu brakuje.

Ten jeden jedyny raz Summerseta nie było w pobliżu. Eye wkradła się do domu jak złodziej i utykając powlokła się na górę. W drodze do łóżka znaczyła swój ślad zrzucanymi po kolei częściami ubrania. Wreszcie z łapczywym westchnieniem padła na pościel.

Dziesięć minut później leżała na wznak, wpatrując się w sufit. Ból nie ustawał, a środek pobudzający, jaki wzięła kilka godzin wcześniej, nie przestał jeszcze działać. Ze zmęczenia kręciło jej się w głowie, lecz organizm wciąż przypominał bulgoczący wrzątek.

Sen nie nadchodził i była pewna, że nie nadejdzie.

Myślała o sprawie Jessa, składając kawałek po kawałku wszystkie elementy i rozsypując je z powrotem. Za każdym razem układanka wyglądała inaczej, aż w końcu zmieniła się w plątaninę faktów i teorii.

Z takim galimatiasem w głowie me miała po co iść do Miry.

Przyszło jej do głowy, że zamiast usiłować zasnąć, mogłaby wziąć gorącą kąpiel. Z tym pomysłem zerwała się z łóżka i chwyciła szlafrok. Poszła do windy, chcąc uniknąć spotkania z Summersetem, wysiadła na niższym poziomie, po czym weszła na ścieżkę ogrodową, która wiodła do solarium. Chwila kąpieli w lagunie – tego jej było trzeba.

Zrzuciła szlafrok i naga weszła do ciemnej wody. Staw był wyłożony prawdziwym kamieniem i otoczony wonnymi kwiatami. Gdy tylko dotknęła stopą powierzchni wody, poczuła, że jest rozkosznie ciepła. Usiadła na pierwszym schodku i zaprogramowała masaż wodny. Kiedy woda zaczęła szumieć i wirować, zajęła się programowaniem muzyki. Po chwili uznała jednak, że nie jest w nastroju do słuchania żadnych melodii.

Najpierw po prostu unosiła się na powierzchni, wdzięczna, że nie ma tu nikogo, kto mógłby usłyszeć jej jęki ulgi, gdy pulsujące strumienie poczęły koić jej obolałe ciało. Głęboko wciągnęła aromatyczną woń kwiatów. Z przyjemnością pozwoliła się unosić wodzie.

Zmęczenie i pobudzenie, które toczyły walkę w jej ciele, stopiły się w końcu w uczucie odprężenia. Uznała, że znacznie przecenia się rolę leków. To woda czyni prawdziwe cuda. Zaczęła płynąć, z początku leniwie, by rozgrzać i pobudzić mięśnie; potem bardziej energicznie, aby spalić resztki środka pobudzającego i ożywić się w bardziej naturalny sposób.

Stuknął wyłącznik czasowy i woda uspokoiła się. Eye dalej pływała, rozgarniając wodę jednostajnymi, rytmicznymi ruchami. Schodząc aż do czarnego, lśniącego dna, poczuła się jak embrion w łonie matki, po czym z głośnym jękiem zadowolenia wynurzyła się na powierzchnię.

– Pływasz jak ryba.

Instynktownie sięgnęła pod pachę, w poszukiwaniu broni, lecz trafiła tytko na nagi bok. Szybko zamrugała, by usunąć z powiek resztki wody; zobaczyła Reeannę.

– To banał. – Podeszła do brzegu. – Ale doskonale do ciebie pasuje. – Zsunęła buty, usiadła i włożyła nogi do wody. – Pozwolisz?

– Proszę. – Eye nie uważała się za przesadnie skromną, lecz zanurzyła się trochę głębiej. Nie cierpiała, gdy ktoś przyłapywał ją nagą. – Szukałaś Roarke”a?

– Nie, przed chwilą go widziałam. Są z Williamem na górze, w biurze Roarke”a. Właśnie wychodziłam na umówioną wizytę w salonie. – Pociągnęła się za swe piękne, rude loki. – Muszę coś zrobić z tą szczotą. Summerset powiedział, że tu jesteś, więc wpadłam na chwilę.

Summerset. Eye uśmiechnęła się ponuro. A więc mimo wszystko ją wytropił.

– Mam kilka godzin wolnego. Pomyślałam sobie, że chcę dobrze je wykorzystać.

– Cudowne miejsce. Roarke ma jednak klasę.

– Tak, można tak powiedzieć.

– Przyszłam, żeby ci powiedzieć, jak doskonale się wczoraj bawiłam. Nie było okazji, żeby z tobą porozmawiać na przyjęciu, w tym tłumie. A potem cię odwołali.

– Gliniarze są kiepscy w spotkaniach towarzyskich – zauważyła, zastanawiając się jednocześnie, jak wyjść i dotrzeć do szlafroka nie czując się jak idiotka.

Reeanna nabrała w dłoń wody i wolno ją wylała.

– Mam nadzieję, że nie było to nic…, strasznego.

– Nikt nie zginął, jeśli o to ci chodzi. – Uśmiechnęła się z trudem.

Ona rzeczywiście była kiepska w towarzystwie, musiała więc zdobyć się na nieco większy wysiłek. – Wreszcie coś się ruszyło w sprawie, którą prowadzę. Przymknęliśmy podejrzanego.

– To dobrze. – Reeanna pochyliła głowę zaciekawiona. – Czy to ta sprawa z samobójstwami, o której kiedyś mówiłyśmy?

– Naprawdę na razie nie mogę jeszcze o tym mówić.

Reeanna uśmiechnęła się.

– Ech, ci policjanci. Tak czy inaczej, sporo o tym myślałam. Ta twoja sprawa, czy jak chcesz ją nazwać, to wspaniały materiał na artykuł. Przez jakiś czas byłam tak zajęta techniką, że zupełnie zaniedbałam pisanie. Mam nadzieję, że kiedy rozwiążesz już tę zagadkę i będzie można to ujawnić, przedyskutujemy to bardziej szczegółowo.

– Być może. Jeżeli rozwiążę. – Pochyliła się lekko. W końcu ta kobieta była ekspertem i być może była w stanie jej pomóc. – Tak się składa, że podejrzany jest właśnie badany i oceniany przez doktor Mirę. Przeprowadzałaś kiedyś ocenę zachowania i osobowości?