Выбрать главу

Na ekranie monitora zamigotała znajoma, poważna twarz, otoczona hełmem ciemnych włosów.

– Witamy w pracy, pani porucznik.

– Dziękuję, Peabody. Przyjdź do mojego biura. Natychmiast.

Nie czekając na odpowiedź, wyłączyła monitor i uśmiechnęła się do siebie. Sama postarała się o to, żeby przeniesiono Peabody do wydziału zabójstw. Teraz zamierzała uczynić następny krok. Znów włączyła wideokom.

– Porucznik Dallas. Czy szef jest wolny?

– Witamy, pani porucznik. – Sekretarka komendanta rozpromieniła się. – Jak się udał miesiąc miodowy?

– Doskonale. – Zdawało się jej, że dostrzegła jakieś ciepło w jej oczach. Bara-bara musiało ją rozbawić. Poczuła się skrępowana rozmarzonym spojrzeniem sekretarki. – Dziękuję.

– Była pani uroczą panną młodą, pani porucznik. Widziałam zdjęcia, poza tym słyszałam trochę. Na różnych kanałach było pełno plotek. Widzieliśmy kilka migawek z panią w Paryżu. Wyglądało to bardzo romantycznie.

– Tak. – Cena sławy, pomyślała Eve. I Roarke”a. – Było bardzo… miło. Mogę rozmawiać z komendantem?

– Ach, tak, oczywiście. Chwileczkę.

Monitor zamigotał, a Eve wzniosła oczy do sufitu. Musiała się pogodzić z tym, że jest w centrum uwagi, ale na pewno nigdy jej się to nie spodoba.

– Dallas. – Uśmiech komendanta Whitneya miał szerokość prawie całego ekranu. Jego ciemna twarz nosiła jakiś nieokreślony wyraz.

– Wygląda pani… bardzo dobrze.

– Dziękuję, sir.

– Jak się udał miesiąc miodowy?

Chryste, pomyślała. Kto jeszcze zechce ją pytać, jak bardzo podobało się jej pieprzenie w różnych miejscach świata?

– Wspaniale, sir. Dziękuję. Przypuszczam, że czytał pan już raport Peabody o zamknięciu sprawy Pandory.

– Owszem, jest dość szczegółowy. Oskarżenie wobec Casto jest nie do podważenia. Precyzyjna robota, poruczniku.

Doskonale wiedziała, że przez tę precyzyjną robotę mało się nie spóźniła na własny ślub i cudem uszła z życiem.

– To przykre, gdy w grę wchodzi inny gliniarz – powiedziała.

– Musiałam się spieszyć, sir, ledwie zdążyłam dać rekomendację na stałe przeniesienie Peabody do mojego wydziału. Jej pomoc w tej sprawie i wielu innych była nieoceniona.

– Jest dobrą policjantką – zgodził się Whitney.

– Też tak myślę. Komendancie, mam do pana prośbę.

Pięć minut później, kiedy do jej pokoju weszła Peabody, Eye siedziała z powrotem przy biurku i przeglądała dane na monitorze.

– Za godzinę muszę być w sądzie – powiedziała bez zbędnych wstępów. – W sprawie Salvatoriego. Co wiesz na ten temat, Peabody?

– Przeciw Vito Salyatoriemu toczy się sprawa o wielokrotne morderstwo połączone z torturowaniem ofiar. Poza tym istnieje przypuszczenie, że rozprowadza nielegalne specyfiki, oskarżono go o zamordowanie trzech znanych dealerów Zeusa i TRL. Ofiary spalono żywcem w małym domu z pokojami do wynajęcia na Wschodnim Wybrzeżu, zeszłej zimy. Przedtem odcięto im języki i wyłupiono oczy. Pani prowadziła śledztwo.

Peabody recytowała dane obojętnym tonem, stojąc na baczność w nienagannie zapiętym mundurze.

– Bardzo dobrze. Czytałaś mój raport z aresztowania?

Tak jest, poruczniku.

Eye skinęła głową. Za oknem huknął samolot, wydając przenikliwy las. W szybę uderzył strumień powietrza.

– – Więc zapewne wiesz, że zanim zatrzymałam Salvatoriego, złamałam mu lewą rękę w łokciu oraz szczękę i pozbawiłam go paru zębów. Jego adwokaci usmażą mnie na wolnym ogniu za nadużycie siły.

– Będzie im trudno, ponieważ próbował podpalić budynek, w którym go pani przyskrzyniła. Gdyby nie użyła pani siły, sam by się, że tak powiem, usmażył.

– W porządku, Peabody. Do końca tygodnia muszę przejrzeć to i kilka innych rzeczy. Chcę, żebyś wyselekcjonowała ważniejsze i naniosła je do mojego rozkładu sądowego. Dostarczysz mi dane za pół godziny, przy wschodnim wyjściu.

– Ależ ja mam zadanie. Detektyw Crouch polecił mi przeszukiwać rejestracje pojazdów. – W jej głosie zadrgała ledwo uchwytna nuta szyderstwa, która zdradzała jej prawdziwy stosunek do tego idiotycznego zadania i do samego Croucha.

– Crouchem nie musisz się przejmować, zostaw go mnie. Komendant przychylił się do mojej prośby i przydzielił cię do mnie. Rzucaj tę głupią robotę i rusz tyłek.

Peabody zaskoczona zamrugała oczami.

– Przydzielił mnie do pani?

– Słuch ci się stępił, gdy mnie nie było?

– Nie, ale…

– A może coś cię łączy z Crouchem? – Eye z zadowoleniem zobaczyła, jak poważne usta dziewczyny otwierają się w zdumieniu.

– Żartuje pani? On… – zreflektowała się nagle i z powrotem wyprężyła się jak struna. – On nie jest w moim typie, pani porucznik. Poza tym mam niedobre doświadczenia z romansowaniem w pracy.

– Nie powinnaś się tym tak bardzo przejmować, Peabody. Ja też lubiłam Casto. Zrobiłaś w tej sprawie naprawdę dużo.

Przyjęła to z wdzięcznością, ale najwidoczniej rana była jeszcze zbyt świeża.

– Dziękuję, pani porucznik.

– I między innymi dlatego zostałaś mi przydzielona na stale jako asystentka i adiutant. Chcesz przecież odznakę detektywa?

Peabody wiedziała już, co się zdarzyło: dostała wielką szansę, prezent znikąd. Na chwilę zamknęła oczy, a gdy je otworzyła, powiedziała opanowanym głosem:

– Tak jest.

– To dobrze. Ciężko będziesz musiała na to pracować. Zbierz dane, o które cię prosiłam i ruszamy.

– Już idę. – Już w drzwiach Peabody zatrzymała się i odwróciła.

– Jestem pani wdzięczna za tę szansę.

– Wcale nie musisz. Sama na nią zasłużyłaś. Ale jeżeli ją zmarnujesz, wylądujesz w kontroli ruchu. – Uśmiechnęła się lekko.

– Powietrznego.

Składanie zeznań w sądzie było częścią jej pracy, tak samo jak spotkania z wysoko postawionymi, chytrymi lisami w rodzaju S.T. Fitzhugha, przedstawiciela obrony. Był to przebiegły i sprytny człowiek, który bronił najgorszych szumowin, dopóki mieli dość pieniędzy. Dzięki swoim sukcesom w pomaganiu magnatom narkotykowym, mordercom i gwałcicielom w wyślizgiwaniu się z rąk sprawiedliwości mógł sobie pozwolić na drogie, kremowe garnitury i szyte na zamówienie buty. do których miał wyjątkową słabość.

Na sali sądowej prezentował się imponująco: jego czekoladowa skóra korzystnie kontrastowała z jasną barwą strojów, jakie zwykle nosił. Pociągła, wypielęgnowana twarz miała gładkość jedwabiu jego koszuli, zapewne dzięki temu, że trzy razy w tygodniu odwiedzał „Adonisa”, najsłynniejszy salon urody dla mężczyzn. Miał szczupłą sylwetkę – wąską w biodrach i szeroką w ramionach – i głęboki, melodyjny baryton, który mógłby być głosem śpiewaka operowego.

Zabiegał o dobre stosunki z prasą, był za pan brat z elitą przestępczą i miał własnego Jet Stara.

Eye gardziła nim, co było jedną z przyjemności, których nie trafiła sobie odmówić.

– Może spróbujmy przedstawić dokładny obraz, pani porucznik.

– Fitzhugh wzniósł dłonie i złączył kciuki, tak że powstała z nich klamra. – Dokładny obraz okoliczności, które doprowadziły do tego, że zaatakowała pani mojego klienta w miejscu jego pracy.

Prokurator zgłosił sprzeciw. Fitzhugh wspaniałomyślnie sformułował zarzut inaczej.

– Pani porucznik Dallas, owej nocy spowodowała pani poważne szkody cielesne mojego klienta.

Rzucił okiem do tyłu na Salvatoriego, który ubrał się na rozprawę w prosty czarny garnitur. Idąc za radą swojego adwokata, przez ostatnie trzy miesiące zrezygnował z zabiegów kosmetycznych i odmładzających. W jego włosach widać było siwiznę, a twarz cale ciało zdawały się obwisać. Wyglądał staro i bezbronnie.