Выбрать главу

Ława przysięgłych zapewne będzie ich ze sobą porównywać, pomyślała Eye: młoda, wysportowana policjantka i stary, słabowity człowiek.

– Pan Salyaton stawiał opór przed aresztowaniem i próbował podpalić substancję łatwopalną. Koniecznie musiałam go przed tym powstrzymać.

– Powstrzymać go? – Fitzhugh powoli odszedł parę kroków, mijając automat rejestrujący i idąc w stronę ławy przysięgłych. Zbliżył się do Salvatoriego i położył rękę na jego chudym ramieniu. Cały czas śledziło go oko jednej z sześciu automatycznych kamer. – Musiała go pani powstrzymać i dlatego złamała mu pani szczękę i pogruchotała ramię?

Eye rzuciła przelotne spojrzenie na przysięgłych. Kilku z nich wyglądało na zdecydowanie zbyt współczujących.

– Zgadza się. Pan Salyatori odmówił, gdy go poprosiłam, by opuścił budynek i odłożył toporek oraz palnik acetylenowy, które miał w rękach.

– Była pani uzbrojona, pani porucznik?

– Tak.

– Nosi pani zwykle standardową broń z wyposażenia nowojorskiej policji?

– Owszem.

– Jeśli więc, jak paru twierdzi, pan Salvatori był uzbrojony i stawiał opór, czemu nie skorzystała pani z obezwładniacza?

– Spudłowałam. Tamtej nocy pan Salyatori poruszał się bardzo żwawo.

– Rozumiem. Proszę powiedzieć, ile razy w ciągu dziesięciu lat swojej służby w policji uznała pani za konieczne skorzystać z maksimum siły? Zabić?

Eye poczuła w żołądku ukłucie niepokoju, lecz je zignorowała.

– Trzy razy.

– Trzy? – Fitzhugh zawiesił to słowo w powietrzu, by ława przysięgłych mogła sobie uświadomić, kto zajmuje miejsce dla świadka. Kobieta, która zabija. – Czyż to nie wysoka liczba? Nie sądzi pani, że ten współczynnik może świadczyć o skłonności do nadużywania przemocy?

Oskarżyciel w proteście poderwał się na nogi, uciekając się do typowego argumentu, że świadek nie jest oskarżonym w procesie. Ale naturalnie to był jej proces, pomyślała Eye z goryczą. Gliniarze byli bez przerwy oskarżani.

– Pan Salvatori był uzbrojony – zaczęła spokojnie Eye. – Miałam nakaz aresztowania za torturowanie i zamordowanie cech osób. Tym trzem ludziom odcięto języki i wybito oczy, a potem ich spalono, o którą to zbrodnię jest oskarżony obecny na tej sali pan Salvatori. Odmówił współpracy, rzucając toporkiem w moją głowę, po czym rzucił się na mnie i przewrócił mnie na ziemię, udaremniając w ten sposób mój zamiar. Zdaje się, że powiedział do mnie: „Wyrwę ci serce, policyjna suko” i wtedy doszło między nami do rękoczynów. Złamałam mu szczękę, wybiłam kilka zębów, a gdy skierował na mnie palnik, złamałam mu rękę.

– Sprawiło to pani przyjemność, poruczniku?

Spojrzała Fitzhughowi prosto w oczy.

– Nie, drogi panie. Ale sprawiło mi przyjemność to, że zostałam przy życiu.

– Oślizły padalec – mruknęła Eye, wsiadając do pojazdu.

– Nie uda mu się ocalić Salyatoriego przed karą. – Peabody usadowiła się obok niej. Wnętrze auta przypominało kocioł z wrzątkiem, więc zaczęła manipulować przy sterowniku temperatury. – Dowody są nie do podważenia. Poza tym nie dała się pani sprowokować.

– Owszem, dałam. – Eye przejechała dłonią po włosach i włączyła się w popołudniowy ruch. Ulice były tak pozapychane, że co chwila zgrzytała zębami, a w górze nad nimi niebo roiło się od airbusów i innych latających wehikułów, wiozących ludzi z pracy. – Pełzamy po ziemi, łapiąc takie gnidy jak Salvatori tylko po to, żeby tacy faceci jak Fitzhugh zbijali fortuny na ich uwalnianiu. Czasami mnie to wkurza.

– Bez względu na to, kto ich uwalnia, my dalej pełzamy i wsadzamy ich z powrotem.

Eye parsknęła krótkim śmiechem i spojrzała na swą towarzyszkę.

– Jesteś optymistką, Peabody. Ciekawe, na jak długo. Zrobimy sobie mały objazd przed powrotem – powiedziała pod wpływem nagłego impulsu skręcając gwałtownie. – Muszę się przewietrzyć po tej dusznej sali sądowej.

– Pani porucznik? Nie byłam dziś potrzebna w sądzie. Po co mnie pani tam zabrała?

– Jeśli naprawdę zależy ci na tej odznace, Peabody, musisz wiedzieć, z kim będziesz miała do czynienia. Nie tylko z zabójcami, złodziejami i handlarzami narkotyków, ale przede wszystkim z prawnikami.

Bez zdziwienia stwierdziła, że podobnie jak na ulicach, na parkingach też nie ma wolnego miejsca. Z rozmysłem więc wjechała w niedozwoloną strefę i włączyła służbowe światło sygnalizacyjne.

Wysiadła z wozu i obrzuciła łagodnym spojrzeniem alfonsa stojącego na ruchomej platformie na chodniku. Wyszczerzył do niej zęby, mrugnął bezczelnie i szybko się ulotnił w bardziej przyjazne rejony.

– Pełno tu kurew, alfonsów i dealerów narkotyków powiedziała Eye tonem zwykłej towarzyskiej rozmowy. – Dlatego uwielbiam tę okolicę. – Otworzyła drzwi prowadzące do Klubu Przyziemie i weszła do środka, gdzie unosiło się gęste powietrze, pełne kwaśnych zapachów taniego alkoholu i podłego jedzenia.

Drzwi prowadzące do małych, dyskretnych pokoików ciągnące się rzędem wzdłuż jednej ze ścian, były uchylone, a ze środka sączył się mdławo-piżmowy zapaszek nieświeżego seksu.

Speluna – ciesząca się nie najlepszą sławą i balansująca na krawędzi przepisów o zdrowiu i przyzwoitości. Scenę zajmował hologram grupy muzycznej, która apatycznie grała dla nie licznych obojętnych klientów.

Mavis Freestone znajdowała się w zamkniętej dźwiękoszczelnej kabinie z tyłu – Eye od razu dojrzała jej purpurową czuprynę i dwa skrawki srebrnego materiału, które przykrywały jej drobne, wyzywające ciało. Ze sposobu, w jaki poruszała ustami i kręciła biodrami, Eye domyśliła się, że Mavis próbuje jeden ze swoich ciekawszych kawałków.

Podeszła do szklanej ściany i czekała, aż oczy Mayis ją odnajdą. Wargi Mayis, równie płomiennie purpurowe jak jej włosy, ułożyły się w pełne zaskoczenia i radości „o”. Wykonała jeszcze jeden obrót, po czym zamaszyście otworzyła drzwi. Z kabiny buchnął przeraźliwy ryk gitar, atakując uszy Eye.

Mayis rzuciła się jej w ramiona i choć do niej krzyczała, Eye mogła zrozumieć tylko co drugie słowo.

– Co? – Eye ze śmiechem zatrzasnęła drzwi i potrząsnęła głową, próbując pozbyć się szumu w uszach. – Chryste, Mayis, co to było?

– Mój nowy numer. Powali wszystkich na ziemię.

– Też tak sądzę.

– Wróciłaś. – Mayis ucałowała ją siarczyście w obydwa policzki.

chodź, siądziemy gdzieś, napijemy się i wszystko mi opowiesz. Ze wszystkimi szczegółami. Cześć, Peabody. Boże, nie za gorąco ci tym mundurze?

Pociągnęła Eye do lepiącego się stolika i z rozmachem wcisnęła przycisk menu.

– Na co macie ochotę? Ja stawiam. Za te parę chałtur tygodniowo Crack płaci mi całkiem nieźle. Będzie żałował, że nie zdążył się tobą zobaczyć. Och, tak się cieszę, że cię widzę. Wyglądasz wspaniale. Wyglądasz na szczęśliwą. Czy nie wygląda wspaniale, Peabody? Seks jest fantastyczną terapią, nie?

Eye znów się roześmiała. Tego właśnie potrzebowała – odprężenia i beztroskiego śmiechu.

– Tylko jakąś lemoniadę, Mayis. Jesteśmy na służbie.

– Tak jakby ktoś stąd mógł na ciebie donieść. Rozepnij trochę ten mundur, Peabody. Gorąco mi, gdy na ciebie patrzę. Jak było w Paryżu? A na wyspie? Jak było w ośrodku? Wszędzie pieprzyliście się do nieprzytomności?