– Ebba!? – zawołała.
W drzwiach do kuchni stanęła jak wryta. Pod oknem wychodzącym na tyły domu leżało szkło z rozbitej szyby, kawałki były rozrzucone po całej kuchni. Ebba kucała przy kuchence, osłaniała ramionami głowę. Już nie krzyczała, oddychała nierówno.
Anna wpadła do kuchni, szkło zatrzeszczało jej pod nogami. Objęła Ebbę. Sprawdziła, czy nie jest ranna, ale nie zauważyła krwi. Omiotła wzrokiem kuchnię. Chciała zobaczyć, co rozbiło szybę. Kiedy spojrzała na przeciwległa ścianę, zaparło jej dech. Dwa wyraźne otwory po pociskach.
– Ebba? Co to było? – Mårten wbiegł po schodach. – Co się stało?
Wodził wzrokiem od Ebby do rozbitego okna. Potem rzucił się do żony.
– Jest ranna? – Objął Ebbę i tulił ją w ramionach.
– Nie wydaje mi się, ale wygląda na to, że ktoś chciał ją zastrzelić.
Serce tłukło jej się w piersi. Uświadomiła sobie, że nadal mogą być w niebezpieczeństwie. Może ten, kto strzelał, wciąż gdzieś tu jest?
– Musimy stąd wyjść – powiedziała, wskazując na okno.
Mårten domyślił się, o co jej chodzi.
– Nie wstawaj, Ebbo. Powinniśmy się trzymać jak najdalej od okna – powiedział wyraźnie, jakby mówił do dziecka.
Ebba skinęła głową. Zgięci wpół wybiegli do przed pokoju. Anna z przerażeniem spojrzała na drzwi. A jeśli ten ktoś wpadnie i ich zastrzeli? Mårten dostrzegł jej spojrzenie. Rzucił się do drzwi i przekręcił klucz.
– Jest drugie wejście? – spytała. Serce waliło jej jak oszalałe.
– Przez piwnicę, ale drzwi są zamknięte na klucz.
– A okno w kuchni? Przecież jest wybite.
– Za wysoko – odparł. Głos miał spokojniejszy niż wyraz twarzy.
– Zadzwonię na policję. – Anna sięgnęła do leżącej na półeczce torebki. Trzęsącymi się rękami wyjęła komórkę. Czekając na połączenie, spojrzała na Mårtena i Ebbę. Siedzieli na najniższym schodku. Mårten obejmował Ebbę. Położyła głowę na jego piersi.
– Halo, a wy gdzie się podziewaliście?
Erika aż podskoczyła.
– Kristina? – Zagapiła się na teściową. Wyszła z kuchni ze ścierką w ręku.
– Sama weszłam. Na szczęście od czasu, kiedy podlewałam wam kwiatki, kiedy byliście na Majorce, mam klucz. Inaczej tłukłabym się tu z Tanumshede na darmo – powiedziała wesoło i wróciła do kuchni. Chyba żebyś najpierw zadzwoniła i zapytała, czy możesz wpaść, pomyślała Erika. Zdjęła dzieciom buty, odetchnęła głęboko i weszła do kuchni.
– Pomyślałam, że wpadnę na kilka godzin, żeby wam pomóc. Widzę przecież, jak tu wygląda. Za moich czasów byłoby to nie do pomyślenia. Nigdy nie wiadomo, kto wpadnie z wizytą. Człowiek nie chce, żeby ludzie widzieli dom w takim stanie – stwierdziła Kristina, z zapałem wycierając zlew.
– Rzeczywiście, nigdy nie wiadomo, kiedy król zechce do nas wpaść na filiżankę kawy.
Kristina zdumiała się.
– Król? Dlaczego miałby wpaść król?
Erika zacisnęła zęby. Nie odpowiedziała. Czasem tak jest lepiej.
– Gdzie byliście? – spytała ponownie Kristina, ruszając ze ściereczką do stołu.
– W Uddevalli.
– Ojej, wpakowałaś te biedne dzieci do samochodu, żeby pojechać do Uddevalli i z powrotem? Biedactwa moje kochane. Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Przecież bym przyjechała z nimi posiedzieć. Musiałabym odwołać poranną kawę z Görel, ale czego się nie robi dla dzieci i wnuków. Taki los. Zrozumiesz, jak będziesz stara i dzieci trochę podrosną.
Przerwała, żeby mocniej potrzeć ceratę w miejscu, gdzie zaschła plama z dżemu.
– Nadejdzie dzień, kiedy już nie będę mogła wam pomóc. To może nastąpić w każdej chwili. Jestem już po siedemdziesiątce i nie wiadomo, na jak długo wystarczy mi sił.
Erika zmusiła się do uśmiechu. Miał wyrażać wdzięczność.
– Czy dzieci jadły? – spytała Kristina.
Erika zdrętwiała. Zapomniała im dać jeść. Muszą być strasznie głodne, ale pod żadnym pozorem nie zamierzała się do tego przyznać.
– Zatrzymaliśmy się po drodze na hot doga. Ale na pewno chętnie zjedzą lunch.
Zdecydowanym krokiem podeszła do lodówki. Co im zrobić? Najprościej będzie dać im płatki ze zsiadłym mlekiem, pomyślała, stawiając na stole mleko i paczki Frosties.
Kristina westchnęła smutno.
– Za moich czasów nikomu do głowy by nie przy szło dać dziecku coś innego niż posiłek przygotowany w domu. Patrik i Lotta nigdy nie jedli żadnych półproduktów i proszę, jacy zdrowi. Zdrowe nawyki żywieniowe to podstawa, zawsze to mówię. Ale kto dzisiaj słucha starych ludzi. Wy, młodzi, wszystko wiecie najlepiej. Zresztą teraz wszystko musi być szybko, szybko – musiała zaczerpnąć tchu.
Do kuchni weszła Maja.
– Mamo, jestem strasznie głodna. Noel i Anton też. Mam pusto w brzuchu. – Pogładziła się po okrągłym jak niemowlęcia brzuszku.
– Przecież po drodze jedliście hot dogi – powiedziała Kristina, głaszcząc ją po policzku.
Maja pokręciła głową, jasne kosmyki fruwały na wszystkie strony.
– Nie jedliśmy żadnych hot dogów. Zjedliśmy tylko śniadanie, więc jestem strasznie głodna.
Erika ze złością spojrzała na małą donosicielkę. Na plecach czuła oskarżycielskie spojrzenie teściowej.
– Mogę im usmażyć naleśniki – zaproponowała Kristina.
Maja aż podskoczyła z radości.
– Naleśniki babci! Ja chcę naleśniki babci.
– Dziękuję. – Erika wstawiła mleko do lodówki. – To ja idę na górę, przebiorę się i coś sprawdzę. Coś związanego z pracą.
Kristina już zaczęła wyjmować wszystko, czego potrzebowała do ciasta. Patelnia grzała się na kuchence.
– Idź, a ja dopilnuję, żeby te biedactwa coś zjadły.
Erika powoli policzyła w myślach do dziesięciu i poszła na górę. Nie zamierzała nic sprawdzać, ale musiała odsapnąć. Kristina chciała dobrze, ale świetnie wiedziała, gdzie i jak mocno nacisnąć, żeby ją doprowadzić do szału. Patrika to nie ruszało i to złościło ją jeszcze bardziej. Za każdym razem, kiedy chciała mu opowiedzieć, co jego matka powiedziała albo zrobiła, mówił: Odpuść sobie. Mama czasem przesadza, po prostu nie zwracaj na nią uwagi.
Może tak już jest z matkami i synami. Może kiedyś i ona będzie nieznośną teściową dla żon Noela i Antona? W głębi duszy w to nie wierzyła. Z całą pewnością będzie najlepszą teściową na świecie, taką, z którą synowe będą się chciały spotykać, a nawet się jej zwierzać. Będą chciały, żeby ona i Patrik towarzyszyli im we wszystkich podróżach. Pomoże im opiekować się dziećmi, a jeśli będą miały dużo pracy, przyjdzie do nich posprzątać albo coś ugotować. Na pewno będzie miała własny klucz i… powstrzymała się. Może jednak nie jest tak łatwo być idealną teściową.
W sypialni przebrała się w dżinsowe szorty i T-shirt. Biały, ulubiony. Wmawiała sobie, że ją wyszczupla. W ostatnich latach jej waga się wahała, ale kiedyś nosiła rozmiar trzydzieści osiem. Od paru lat, dokładnie od urodzenia Mai, musiała kupować rozmiar czterdzieści dwa. Jak to się stało? Patrik nie był lepszy. Przesadą było by stwierdzenie, że kiedy zaczęli się spotykać, miał wysportowaną sylwetkę, ale brzuch na pewno miał płaski. Teraz wyraźnie sterczał i musiała z przykrością stwierdzić, że takie brzucho jest bardzo nieatrakcyjne. Może Patrik myśli tak samo o niej. Przecież ona też nie wygląda tak jak kiedyś. Spojrzała w lustro. Drgnęła i odwróciła się. Coś się zmieniło. Rozejrzała się, usiłowała sobie przypomnieć, jak pokój wyglądał rano. Nie potrafiła, ale mogłaby przysiąc, że coś jest nie tak. Może Kristina tu była? Nie. Gdyby tu weszła, posprzątałaby i posłała łóżko, a nie zrobiła tego. Poduszki i kołdry walały się w nieładzie, narzuta jak zwykle leżała zmiętoszona w nogach łóżka. Rozejrzała się jeszcze raz, wzruszyła ramionami. Musiało jej się przywidzieć.