Выбрать главу

Poszła do gabinetu i usiadła przed komputerem. Ze zdumieniem spojrzała na ekran. Ktoś próbował się załogować do jej komputera. Po trzech nieudanych podejściach komputer zadał jej pytanie: „Jak się wabiło twoje pierwsze zwierzę domowe?”.

Poczuła się dziwnie, rozejrzała się po pokoju. Tak, ktoś tu był, na pewno. Może nie utrzymywała idealnego porządku, ale potrafiłaby powiedzieć, gdzie dokładnie co leży. Natychmiast się zorientowała, że ktoś grzebał w jej rzeczach. Dlaczego? Szukał czegoś? A jeśli tak, to czego? Dłuższą chwilę upewniała się, czy czegoś nie brakuje. Chyba nie.

– Erika?! – zawołała z dołu teściowa.

Erika z wciąż tym samym nieprzyjemnym uczuciem wyszła na schody.

– Słucham. – Wychyliła się nad poręczą. Kristina spoglądała na nią z wyrzutem.

– Musisz pamiętać, żeby porządnie zamykać drzwi od werandy. To się mogło źle skończyć. Na szczęście zobaczyłam Noela przez okno. Już był na dworze i pędził w dół, w stronę ulicy. Złapałam go w ostatniej chwili. Naprawdę nie można zostawiać niezamkniętych drzwi, kiedy w domu są małe dzieci. Mogą się wymknąć w jednej chwili. Człowiek nawet nie zdąży mrugnąć!

Mróz przeszedł jej po kościach. Dobrze pamiętała, że kiedy wyjeżdżali, drzwi od werandy były zamknięte na klucz. Po namyśle sięgnęła po telefon i wybrała numer Patrika. Usłyszała dzwonek jego komórki na kuchennym blacie. Rozłączyła się.

Paula podniosła się z kanapy. Stęknęła. Pora lunchu. Mdliło ją na samą myśl o jedzeniu, ale wiedziała, że musi jeść. Zawsze uwielbiała kuchnię matki, ale w ciąży straciła apetyt. Gdyby to od niej zależało, żywiłaby się wyłącznie krakersami i lodami.

– O, jest nasz hipcio! – powiedział Mellberg, odsuwając dla niej krzesło.

Nie chciało jej się odpowiadać. Słyszała ten żart tysiące razy.

– Co będzie na obiad?

– Mięso z warzywami duszone w żeliwnym garnku. Musisz jeść żelazo – powiedziała matka. Nałożyła ogromną porcję i postawiła przed nią talerz.

– Dziękuję, że mnie zapraszacie. Zupełnie mi się nie chce gotować, zwłaszcza kiedy Johanna jest w pracy.

– Przecież to oczywiste, córeczko. – Rita się uśmiechnęła.

Paula odetchnęła głęboko i wzięła do ust pierwszy kęs. Rósł jej w ustach, ale żuła, nie poddawała się. Dziecko musi się dobrze odżywiać.

– Co słychać w pracy? – spytała. – Zrobiliście jakieś postępy w sprawie Valö?

Mellberg łapczywie pochłonął swoją porcję. Dopiero wtedy odpowiedział:

– Tak, posuwamy się naprzód. Musiałem się naharować, ale tylko wtedy są wyniki.

– No i do czego doszliście? – spytała Paula, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że Bertil, mimo że jest szefem komisariatu, nie będzie umiał odpowiedzieć.

– Taak… – Speszył się. – Prawdę mówiąc, jeszcze nie uporządkowaliśmy wniosków.

W tym momencie zadzwoniła jego komórka. Wdzięczny losowi, poszedł odebrać.

– Mellberg, słucham… Cześć, Anniko… A gdzie, do cholery, jest Hedström? A Gösta? Jak to nie możesz się dodzwonić? Na Valö? Dobrze, biorę to na siebie… Mówię, że biorę to na siebie! – Rozłączył się i mrucząc coś pod nosem, wyszedł do przedpokoju.

– A ty dokąd? Nie sprzątnąłeś po sobie! – zawołała Rita.

– Ważna sprawa służbowa. Strzelanina na Valö. Nie mam czasu na porządki.

Paula poczuła, że budzi się do życia. Zerwała się na równe nogi.

– Zaczekaj! Co powiedziałeś? Postrzelono kogoś na Valö?

– Nie znam szczegółów, ale jak już powiedziałem Annice, jadę tam. Zajmę się tym osobiście.

– Jadę z tobą – powiedziała Paula i z jękiem usiadła na stołku, żeby włożyć buty.

– Mowy nie ma – odparł Bertil. – Zresztą jesteś na urlopie.

Z kuchni wybiegła Rita. Natychmiast go poparła.

– Zwariowałaś! – krzyknęła głośno. Cud, że nie obudziła Lea. Spał po obiedzie w łóżeczku, w sypialni jej i Bertiła. – Nigdzie w tym stanie nie pojedziesz.

– Dobrze, przemów jej do rozsądku.

Mellberg położył rękę na klamce i już miał się wymknąć, kiedy Paula powiedziała:

– Nie pojedziesz beze mnie. A jeśli spróbujesz, pojadę do Fjällbacki autostopem, a stamtąd na wyspę.

Paula nie żartowała. Miała dość spokoju i bezczynności. Nie zwracała uwagi na matkę.

– Cholera z tymi babami – powiedział Mellberg rezygnacją. Ruszył do samochodu, uruchomił silnik i włączył klimatyzację. – Masz mi obiecać, że będziesz się zachowywać spokojnie, a w razie jakiejś awantury będziesz się trzymać z daleka.

– Obiecuję – powiedziała Paula i usiadła obok niego.

Po raz pierwszy od miesięcy poczuła, że jest sobą, a nie chodzącym inkubatorem. Mellberg zadzwonił do Victora Bogesjö z Ratownictwa Morskiego, żeby go poprosić o transport na Valö. Zastanawiała się, co tam zastaną.

Fjällbacka 1929

Szkoła była dla Laury jedną wielką udręką. Co rano, zanim wyszła z domu, zwlekała jak najdłużej. Na przerwach obrzucano ją wyzwiskami, a wszystko przez matkę. Cała Fjällbacka wiedziała, że Dagmar jest wariatką i pijaczką. Czasami, wracając ze szkoły, widywała, jak krąży po rynku, pokrzykuje na ludzi i plecie coś o Göringu. Udawała wtedy, że jej nie widzi, i szła dalej.

Matka rzadko bywała w domu. Wracała późną nocą i spała, gdy Laura szła do szkoły. Gdy wracała, już jej nie było. Po powrocie ze szkoły musiała posprzątać. Uspokajała się dopiero wtedy, gdy już nie było śladu matki. Chowała porozrzucane ubrania, prała, gdy nazbierało się brudów, wycierała szafki i podłogę w kuchni, chowała masło i sprawdzała, czy chleb nadaje się jeszcze do jedzenia. Matka zostawiała go na wierzchu. Ścierała kurze porządkowała mieszkanie. Dopiero gdy wszystko stało na swoim miejscu i lśniło czystością, mogła się spokojnie pobawić domkiem dla lalek. Był najcenniejszą rzeczą, jaką miała. Dostała go od miłej sąsiadki. Zapukała pewnego dnia, kiedy matki nie było w domu.

Czasami ludzie byli mili i przynosili jej różne rzeczy: jedzenie, ubrania albo zabawki. Ale większość gapiła się albo wytykała ją palcami. Gdy matka zostawiła ją samą w Sztokholmie, nauczyła się, że nie wolno prosić o pomoc. Zabrała ją wtedy policja, a potem trafiła do raju.

Dwa dni mieszkała u jakiejś rodziny. Mama i tata tak ciepło na nią spoglądali. Miała wtedy zaledwie pięć lat, ale doskonale wszystko pamiętała. Tamta mama usmażyła największą porcję naleśników, jaką kiedykolwiek widziała, i bardzo ją zachęcała do jedzenia. Najadła się tak, że myślała, że już nigdy nie będzie głodna. Wyjęli dla niej z szuflady sukienki w kwiatki. Nie były podarte ani brudne. Były najpiękniejsze, jakie można sobie wyobrazić. Czuła się jak księżniczka. Przez dwa kolejne wieczory całowano ją w czoło, a potem zasypiała w wygodnym łóżku, w czystej pościeli. Mama o miłym spojrzeniu tak ładnie pachniała. Nie wódką i stęchłym brudem, jak jej matka. Mieli ładny dom, porcelanowe figurki, na ścianach makatki. Już po pierwszym dniu Laura zaczęła prosić i błagać, żeby mogła u nich zostać. Tamta mama nic nie powiedziała, tylko mocno ją przytuliła.

Wkrótce jednak, jakby nic się nie stało, znów była w domu, z matką. Matka była na nią wściekła jak nigdy i spuściła jej takie lanie, że ledwo mogła usiąść na pupie. Wtedy postanowiła, że już nigdy nie będzie marzyć o dobrej mamie. Nikt jej nie uratuje, więc nie ma sensu walczyć. Cokolwiek się stanie, zawsze znów trafi do matki, jej ciemnego i ciasnego domu. Za to gdy już będzie duża, w jej domu zawsze będzie porządek, będą szydełkowe serwety, a na nich porcelanowe kotki, i haftowane makatki w każdym pokoju.