Выбрать главу

Weszła Ia Kreutz z tacą z kawą. Postawiła filiżanki na stole. Widać było, że nie jest przyzwyczajona do odgrywania roli usługującej żony.

– Mam nadzieję, że nada się do picia. Nie wyznaję się na tych maszynach.

– Na pewno będzie dobra – uspokoił ją mąż. – Ia nie była przyzwyczajona do takich spartańskich warunków. Musiała się przestawić. W domu w Monako parzeniem kawy zajmuje się służba.

Patrik nie był pewien, ale odniósł wrażenie, że w jego glosie usłyszał niechęć. Po chwili znów był tym samym uprzejmym gospodarzem.

– Nauczyłem się, jak wygląda proste życie, podczas wakacji na Kalvo. W mieście mieliśmy wszelkie wygody. Natomiast tam – spojrzał na morze – ojciec odwieszał garnitur, chodził w szortach i bawełnianej koszulce, a myśmy łowili ryby, zbierali poziomki i kąpali się. Luksus wynikający z prostoty.

Przerwał. Jego żona zaczęła nalewać kawę.

– Od tamtej pory nie kosztował już pan prostego życia – zauważył Gösta, popijając małymi łykami.

– Trafne spostrzeżenie – odparł Kreutz. – Akurat tego było niewiele. Bardziej pociągały mnie przygody niż spokój.

– Szuka się tego, co daje kopa? – spytał Patrik.

– Ujęcie nieco prostackie, ale można tak powiedzieć Myślę, że to działa trochę jak narkotyk, chociaż osobiście u nigdy się nie skalałem żadnymi dragami. Oczywiście, że człowiek się uzależnia. Gdy się raz spróbuje, nie można przestać. Nie śpi się po nocach i myśli: czy mogę się wspiąć jeszcze wyżej? Jak głęboko mógłbym zanurkować? Jak szybko jechać? To są pytania, które domagają się odpowiedzi.

– A teraz koniec z tym – stwierdził Gösta.

Patrik w duchu spytał samego siebie, dlaczego już dawno nie wysłał Gösty i Mellberga na szkolenie z technik przesłuchiwania. Ale Kreutz się nie obraził.

– Tak, teraz z tym koniec.

– Jak doszło do wypadku?

– To był zwykły, banalny wypadek samochodowy. Ia prowadziła. Jak pewnie wiecie, w Monako drogi wąskie, kręte, tu i ówdzie strome. Z przeciwnej strony wyskoczył samochód. Ia chciała go ominąć, ale skręciła zbyt gwałtownie i wypadliśmy z drogi. Samochód się zapalił. – Już nie mówił tym nonszalanckim tonem. Patrzył przed siebie, jakby miał przed oczami to, co się wtedy stało. – Wiecie, jak rzadko samochód się zapala? Wcale nie jest tak jak na filmach, że prawie każdy samochód wybucha, jak tylko się zderzy z przeszkodą. Mieliśmy pecha. Ia wyszła z tego obronną ręką, ale mnie zaklinowały się nogi i nie mogłem się wydostać z samochodu. Czułem, że palą mi się ręce, nogi i ubranie. Twarz. Potem straciłem przytomność, ale Ia mnie wyciągnęła. Poparzyła sobie przy tym ręce. Poza tym miała tylko dwa złamane żebra i trochę skaleczeń. Uratowała mi życie. Ile lat minęło od tego czasu? – spytał Patrik.

– Dziewięć.

– I nie ma szans na to, żeby… – Gösta wskazał głową na wózek.

– Nie. Jestem sparaliżowany od pasa w dół i powinienem się cieszyć, że mogę samodzielnie oddychać. – Westchnął lekko. – Jednym ze skutków ubocznych jest to, że szybko się męczę i o tej porze zazwyczaj odpoczywam. Mogę jeszcze w czymś pomóc? W przeciwnym razie – wybaczcie mi niegrzeczność – poproszę, żebyście sobie poszli.

Patrik i Gösta spojrzeli po sobie. Patrik wstał.

– Nie sądzę, żebyśmy mieli coś jeszcze. Ale może się zdarzyć, że jeszcze wrócimy.

– Proszę bardzo. – Kreutz puścił ich przodem i wjechał do domu.

Ia zeszła na dół i eleganckim ruchem podała im rękę.

Gösta przystanął w drzwiach i odwrócił się do niej. Już miała zamknąć za nimi drzwi.

– Poprosiłbym o numer telefonu i adres państwa w Monako.

– Na wypadek gdybyśmy chcieli uciec? – Uśmiechnęła się lekko.

Gösta wzruszył ramionami. Ia Kreutz stanęła przy stoliku i zapisała w notesie adres i numer telefonu. Gwałtownym ruchem wyrwała kartkę i podała ją Göście. Bez słowa wsunął ją do kieszeni.

Już w samochodzie Gösta chciał porozmawiać z Patrikiem o tym, co usłyszeli, ale Patrik go nie słuchał. Szukał swojego telefonu.

– Musiałem zostawić komórkę w domu – powiedział w końcu. – Możesz mi pożyczyć swoją?

– Niestety. Zawsze masz przy sobie komórkę, więc nie zawracałem sobie głowy zabieraniem swojej.

Patrik już chciał poświęcić kilka minut na tłumaczenie koledze, dlaczego policjant zawsze powinien mieć przy sobie telefon, ale uznał, że to nie jest właściwy moment. Przekręcił kluczyk w stacyjce.

– W drodze powrotnej podjedziemy do mnie do domu. Muszę zabrać telefon.

W kilka minut dojechali do Salvik. Nie odzywali się do siebie. Patrik nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś mu podczas tego spotkania umknęło. Nie umiałby powiedzieć, czy to coś zostało powiedziane, czy przemilczane, ale zdecydowanie coś się nie zgadzało.

Kjell już się cieszył na lunch. Carina miała wieczorny dyżur, więc zadzwoniła i zaproponowała, żeby lunch zjedli razem, w domu. Trudno się spotkać, gdy jedno pracuje według grafiku, a drugie w godzinach urzędowych. Czasem, kiedy miała kilka późnych dyżurów z rzędu, nie widywali się kilka dni. Kjell był z niej bardzo dumny. Była naprawdę dzielna i pracowita. Po rozwodzie z nim bez narzekania utrzymywała siebie i syna. Dopiero po czasie dowiedział się, że miała problem alkoholowy. Ale poradziła sobie. O dziwo, do leczenia skłonił ją jego ojciec, Frans. Była to jedna z niewielu dobrych rzeczy, jakie zrobił. Wspominał ojca z goryczą zmieszaną z niechętną miłością.

Natomiast Beata wolałaby w ogóle nie pracować. Kiedy byli małżeństwem, wiecznie się kłócili o pieniądze. Miała do niego pretensje, że nie awansuje i nie przynosi do domu mnóstwa forsy, ale sama nie miała ochoty zarabiać. Mówiła, że przecież zajmuje się domem.

Zaparkował na podjeździe przed domem i odetchnął głęboko. Nienawidził byłej żony. W dużej części wynikało to z pogardy, jaką żywił do samego siebie. Jak mógł zmarnować tyle lat na ten związek? Oczywiście nie żałował, mieli dzieci. Żałował tylko, że dał się uwieść. Była młoda i ładna, a on był stary. Pochlebiła mu.

Wysiadł z samochodu i odsunął myśli o Beacie. Nie zepsują mu lunchu z Cariną.

– Cześć, kochanie – powiedziała, gdy wszedł. – Siadaj. Wszystko gotowe. Usmażyłam placki kartoflane.

Postawiła przed nim talerz. Wciągnął ich zapach. Uwielbiał placki kartoflane.

– Co w pracy? – spytała, siadając naprzeciwko. Spojrzał na nią z czułością. Ładnie się starzała. Drobne zmarszczki mimiczne wokół oczu dodawały jej uroku, a dzięki godzinom spędzonym na zajmowaniu się ulubionym ogrodem była ładnie opalona.

– Właśnie się zaciąłem. Sprawdzam coś, czego się dowiedziałem o Johnie Holmie, ale nie mogę ruszyć z miejsca.

Wziął do ust kawałek placka. Smakował tak, jak wyglądał.

– Nie masz kogo poprosić o pomoc?

Już miał to puścić mimo uszu, gdy zdał sobie sprawę, że Carina ma rację. Sprawa była na tyle poważna, że gotów był odłożyć na bok ambicję. Po tym, jak się dowiedział o Holmie różnych rzeczy, czuł, że musi chodzić o coś naprawdę poważnego. Trzeba to koniecznie wyciągnąć na światło dzienne. Nieważne, kto to zrobi: on czy ktoś inny. Po raz pierwszy w swojej karierze dziennikarskiej znalazł się w sytuacji, o jakich wcześniej tylko słyszał: miał temat, który go przerósł.

Zerwał się od stołu.

– Przepraszam, muszę coś zrobić.

– Teraz? – Carina spojrzała na jego niedojedzone placki.

– Tak, przepraszam. Wiem, że się napracowałaś i nasmażyłaś, cieszyłem się na ten wspólny lunch, ale…

Widział, że jest rozczarowana, i już chciał usiąść z powrotem. Tyle razy sprawił jej zawód, że wolałby już tego nie powtarzać. Uśmiechnęła się.