Przejrzała ją niemal do końca i wreszcie zobaczyła ten tytuł. Litery jej się zlewały. Przeczytała z wysiłkiem „Pogrzeb żony Göringa. Wieniec od Hitlera”.
Przyjrzała się zdjęciom. Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. Carin Göring nie żyje. Naprawdę. Roześmiała się. Teraz już nic nie stanie jej na drodze. Hermann wreszcie do niej wróci. Tupnęła w podłogę.
Tym razem pojechał do kamieniołomu sam. Nie był szczególnie towarzyski. To, czego szukał, znajdował, tylko kiedy zaglądał w głąb siebie. Nikt inny nie mógł mu tego dać. Czasem wolałby być inny, czy raczej taki jak inni. Poczuć, że jest częścią większej całości. Nawet własnej rodziny do siebie nie dopuszczał. Gula w piersi była za twarda. Czuł się jak dziecko, które przyciska nos do szyby sklepu z zabawkami, widzi znajdujące się w środku cudowności, ale nie ma odwagi wejść. Coś je powstrzymuje.
Przysiadł na kamiennym bloku i powędrował myślami do rodziców. Wciąż czuł się bez nich zagubiony, chociaż od ich śmierci minęło dziesięć lat. W dodatku wstydził się, że im nie zdradził swojej tajemnicy. Ojciec zawsze podkreślał, jak ważne są zaufanie, szczerość i prawdomówność. Dawał mu do zrozumienia, że wie, że coś przed nim ukrywa. Ale jak miałby im powiedzieć? Niektóre tajemnice są zbyt wielkie, żeby się nimi dzielić. Zresztą rodzice tyle dla niego zrobili.
Podczas wojny stracili wszystko: rodzinę, przyjaciół, cały dobytek, poczucie bezpieczeństwa i ojczyznę. Nie stracili tylko wiary i nadziei na lepsze życie. Podczas gdy oni cierpieli, Albert Speer przechadzał się tutaj, perorował, pokazując palcem, i składał zamówienia na kamień, i którego miała powstać nowa stolicy Rzeszy, zbudowana na krwi niezliczonych ofiar. Nie wiedział, czy Speer rzeczywiście tu był, ale któryś z jego pomagierów na pewno chodził po kamieniołomie niedaleko Fjällbacki.
Wojna nie była dla niego wydarzeniem z odległej przeszłości. Kiedy dorastał, codziennie słuchał opowieści o polowaniach na Żydów. O tym, jak ich wydawano, jaki zapach miał dym lecący z kominów obozowych krematoriów, o przerażeniu żołnierzy wyzwalających obozy, kiedy zobaczyli to piekło. O tym, że Szwecja przyjęła ich z otwartymi ramionami, ale za nic nie chciała się przyznać do roli, jaką odegrała podczas wojny. Ojciec codziennie powtarzał, że ich nowa ojczyzna musi się rozliczyć ze swoją przeszłością. Jego słowa wżarły się w świadomość Josefa równie mocno, jak wytatuowane numery w przedramiona rodziców.
Złożył ręce do modlitwy i spojrzał w niebo. Modlił się o siłę, by mógł uhonorować swoich przodków, poradzić sobie z Sebastianem i z przeszłością, która nagle wróciła i mogła mu przeszkodzić zrobić to, co musiał zrobić. Minęło tyle lat, udało mu się zapomnieć. Człowiek sam kształtuje swoją historię. Chciałby wymazać z pamięci i tę część swojego życia i wolałby, żeby Sebastian zrobił to samo.
Wstał, otrzepał spodnie z kamiennego pyłu. Miał nadzieję, że Bóg wysłuchał jego modlitwy. Modlił się przecież w miejscu symbolizującym zarówno to, co mogło być, jak i to, co miało się stać. Zbuduje z kamienia fundament poznania, a poznanie prowadzi do zrozumienia i pokoju. Spłaci dług wobec swoich żydowskich przodków, prześladowanych i zamęczonych. A gdy ukończy dzieło, jego hańba zostanie wymazana na zawsze.
Zadzwoniła komórka. Erika odrzuciła połączenie. Wydawnictwo. Zabraliby jej czas, którego nie miała.
Jeszcze raz, chyba setny, rozejrzała się po gabinecie. Z odrazą myślała o tym, że ktoś tu był i grzebał w jej rzeczach. Kto to był i czego szukał? Zamyśliła się. Drgnęła, gdy usłyszała, jak drzwi na parterze otwierają się i zamykają.
Szybko zeszła na dół. W przedpokoju stali Patrik i Gösta.
– Cześć. Co tu robicie?
Gösta unikał jej spojrzenia, był wyraźnie zaniepokojony. Nie potrafił udawać, że nie łączy ich tajne porozumienie. Erika nie mogła się powstrzymać, musiała go trochę podręczyć.
– Dawno się nie widzieliśmy. Co słychać, Gösta? – Zauważyła, że się zaczerwienił po same uszy. Musiała ukryć uśmiech.
– Hm… jakoś leci – wymamrotał, patrząc pod nogi.
– Wszystko w porządku? – spytał Patrik.
Erika natychmiast spoważniała. Udało jej się na chwilę zapomnieć o tym, że ktoś wtargnął do ich domu. Wiedziała, że powinna powiedzieć Patrikowi o swoich podejrzeniach, ale na razie nie miała dowodów. Więc może i dobrze, że się do niego nie dodzwoniła. Bardzo się niepokoił wszystkim, co dotyczyło rodziny. Niewykluczone, że na wieść o włamaniu wysłałby ją gdzieś z dziećmi. Po namyśle postanowiła jeszcze zaczekać, chociaż wcale się nie uspokoiła. Ciągle spoglądała na drzwi werandy, jakby w każdej chwili ktoś znów mógł tamtędy wejść.
Właśnie miała odpowiedzieć, gdy z pralni wynurzyła się Kristina. A w ślad za nią dzieci.
– O, jesteś, Patriku. Czy ty wiesz, co się stało? Myślałam, że zawału dostanę. Stoję w kuchni, smażę dzieciom naleśniki i widzę przez okno, jak Noel na tych swoich krótkich nóżkach pędzi na ulicę. Muszę ci powiedzieć, że złapałam go w ostatniej chwili. Kto wie, co by się stało. Naprawdę musicie pamiętać o zamykaniu drzwi. Te szkraby są takie szybkie. To się może źle skończyć. Potem człowiek będzie żałować do końca życia…
Erika wpatrywała się w teściową jak urzeczona. Może jednak w końcu weźmie oddech.
– Zapomniałam zamknąć drzwi od werandy – powiedziała, nie patrząc Patrikowi w oczy.
– Okej, dobrze się spisałaś, mamo. Musimy być uważniejsi, skoro dzieciaki robią się takie ruchliwe. – Wziął chłopców w objęcia. Z radością rzucili się na tatę.
– Cześć, wujku Gösto – powiedziała Maja.
Gösta znów się zaczerwienił. Rzucił Erice rozpaczliwe spojrzenie. Ale Patrik dokazywał z chłopcami i niczego nie zauważył.
Dopiero po chwili spojrzał na Erikę.
– Wpadliśmy tylko po mój telefon. Widziałaś go?
– Zostawiłeś w kuchni, na blacie.
Patrik poszedł po komórkę.
– Dzwoniłaś do mnie. Coś ode mnie chciałaś?
– Nie, chciałam ci tylko powiedzieć, że cię kocham. – Miała nadzieję, że jej nie przejrzy.
– Ja ciebie też, kochanie – odparł, wpatrując m w wyświetlacz. – Pięć nieodebranych połączeń od Anniki. Dowiem się, o co chodzi.
Erika próbowała podsłuchiwać, ale Kristina mówiła coś do Gösty, więc docierały do niej tylko pojedyncze słowa. Znacznie więcej powiedziała jej mina Patrika.
– Ktoś strzelał na Valö. Anna też tam jest. Annika mówi, że to ona zadzwoniła na policję.
Erika zasłoniła usta ręką.
– Anna? Nic jej się nie stało? Nie jest ranna? Kto… – Myślała tylko o jednym: jej siostrze mogło się coś stać.
– Z tego co wiem, nikt nie został ranny. I to jest dobra wiadomość. – Zwrócił się do Gösty: – Natomiast zła jest taka, że Annika nie mogła dodzwonić się do nas i musiała zawiadomić Mellberga.